Co dalej w sprawie tortur w więzieniu w Barczewie? Ekspert: Obawiam się najgorszego scenariusza
Po publikacji raportu Rzecznika Praw Obywatelskich ws. Zakładu Karnego w Barczewie, do biura rzecznika wpływają kolejne skargi na działania tamtejszych strażników. Z raportu wynika, że mogło dochodzić tam do torturowania więźniów. Mowa o przemocy, w tym biciu do utraty przytomności czy podtapianiu. Po raz pierwszy od 2006 roku, czyli od momentu powstania Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur, RPO zawiadomił prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Zdaniem doktora Piotra Kładocznego, raport to bardzo mocny komunikat do społeczeństwa. - Czytałem na głos fragmenty tego sprawozdania. Nagle do pokoju wszedł mój kolega i zapytał: A gdzie to tak? Nie mógł uwierzyć, że sprawa dotyczy polskiego więzienia - mówił w TOK FM karnista z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego i Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Eksperta oburza też postawa Służby Więziennej i resortu sprawiedliwości, które podważają rzetelność raportu ze względu na konflikt kontrolującego z dyrekcją więzienia. Podczas wizytacji w zakładzie pracownik Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur - przez kilkanaście minut - nie mógł doprosić się otwarcia pomieszczenia, w którym rozmawiał z osadzonym. Przez brak reakcji funkcjonariuszy zmuszony został do oddania moczu w tym pomieszczeniu. Dyrekcja więzienia zawiadomiła prokuraturę, oskarżając kontrolera o zniszczenie mienia.
- Postawa wobec tego kontrolera to przejaw upokorzenia. To niedopuszczalne, żeby człowiek przebywający z wizytacją w zakładzie karnym nie miał odpowiedniej ochrony i pomocy ze strony pracowników - wskazał Kładoczny. Ocenił, że sam zarzut wobec kontrolera jest surrealistyczny. - Widać, że jest to obliczone na to, żeby zrobić wszystko, co się da, aby uwiarygodnić koncepcję, że raport ze względów osobistych jest przesadzony i nieprawdziwy - podkreślał gość TOK FM.
Wskazał, że jeśli to się potwierdzi, to zachowanie władz będzie można ocenić jako "straszne, podłe i niepraworządne". - Przypomina mi to historie z policji. Kiedy nie uda się interwencja i ktoś zginie, to twierdzi się, że był to narkoman i diler. Wtedy wszystkim lżej się oddycha, bo przecież nic strasznego się nie stało. Skoro nie można zaprzeczyć faktom, to podważa się wiarygodność - opowiadał dr Kładoczny.
Według gościa TOK FM, dowody w sprawie są na tyle mocne, że prokuratura powinna napisać akt oskarżenia. Choć Kładoczny obawia się też "najgorszego scenariusza". - Gdy śledczy orzekną, że nie ma dowodów na nic, więc umarzamy. To będzie może nie tyle promocja, ale przyzwolenie na takie zachowania. Sprawcy będą mogli myśleć: Możemy robić, co chcemy, tylko nie dajmy się nagrać i miejmy do siebie zaufanie. Taka decyzja prokuratury byłaby najgorszym możliwym przekazem dla społeczeństwa. Pokazywałaby, że potencjalnym bandytom niczego nie można udowodnić - podsumował karnista.
-
Molestował nieletnich i współpracował z SB. Kim był "bankier" Jana Pawła II? "Żył jak pączek w maśle"
-
"Trwa walka nerwów". Gen. Bąk wskazuje, kiedy spodziewać się "istotnych zmian" na ukraińskim froncie
-
Poseł Rutka cytuje hejterskie teksty z TVP. O kim mowa? Karolina Lewicka zgadła od razu
-
W Holandii stworzyli cmentarz, bo Polki "zaczęły pytać, jak mogą pożegnać swoje dzieci"
-
Katolicka "sekta" w Częstochowie. "Wieczorem wybuchały krzyki dzieci, płacz i odgłosy uderzeń"
- "Margin Call": film zamiast podręczników do Business English
- "Wizyta Putina w Mariupolu to teatrzyk". Ekspertka o "wiosce putinowskiej"
- Dawid Kubacki kończy sezon. "Nie to jest teraz najważniejsze"
- Ile może dorobić emeryt w 2023 r.? Od 1 marca obowiązują nowe limity
- Dni wolne w 2023 roku. Kiedy warto zrobić sobie długi weekend?