Węgry chcą być "mediatorem pokoju" między Ukrainą a Rosją. Ekspert ocenia: Całkowita dyskwalifikacja

W poniedziałek szef węgierskiego MSZ Peter Szijjarto był w Białorusi. Dyplomata wyjaśnił, że przyjechał do Mińska "w trosce o pokój w Ukrainie". - Węgry próbują się kreować na mediatora pokoju. Zupełnie zapominają, że nie mają statusu państwa neutralnego. Też to, że nie osłabiły relacji z Rosją, całkowicie je na tym polu dyskwalifikuje - mówił w TOK FM dr Dominik Hejj, analityk w Instytucie Europy Środkowej.
Zobacz wideo

Szef węgierskiego MSZ Peter Szijjarto odbył wizytę w Białorusi, podczas której spotkał się m.in. ze swoim odpowiednikiem Siarhiejem Alejnikiem. Dyplomata wyjaśnił swój przyjazd do objętej unijnymi sankcjami Białorusi troską o pokój na Ukrainie.

Dr Dominik Hejj, publicysta "Dziennika Gazety Prawnej" i portalu kropka.hu oraz analityk w Instytucie Europy Środkowej, powiedział w TOK FM, że Szijjártó "oficjalnie poleciał tam po to, żeby utrzymywać wciąż otwarte kontakty z reżimem białoruskim". - Podpisano nawet porozumienie o współpracy między resortami MSZ Białorusi i Węgier na bieżący rok. Nie wiemy jednak, co w nim jest, poza faktem, że je podpisano - zaznaczył. Heji cytował też węgierskiego dyplomatę, który stwierdził, że "trzeba robić wszystko, żeby wojna dobiegła końca, że nie popiera polityki, która ma na celu zaognienie konfliktu". - Oczywiście nie miał tu na myśli Białorusi, a tylko i wyłącznie Zachód. I poprosił swojego partnera z Białorusi, żeby zrobił wszystko, żeby ta dążyła do nieeskalowania konfliktu - mówił komentator.

Rozmówca Jakuba Janiszewskiego zwrócił też uwagę, że Szijjártó poleciał do Mińska, "chwilę po tym, jak na kolonię karną skazano Andrzeja Poczobuta". - Z polskiej perspektywy jest to trudne do zrozumienia - podkreślił gość TOK FM.

"Uderzenie w Zachód"

Według gościa "Połączenia", wizyta w Białorusi to "kolejne retoryczne uderzenie w USA i szeroko rozumiany Zachód". - Trwają negocjacje dotyczące 10. pakietu sankcji unijnych, które w węgierskich mediach społecznościowych są codziennie krytykowane - przez członków rządu, albo osoby, które zostały do tego wynajęte. W związku z tym, tu już zupełnie nie ma żadnej korelacji - mówił.

I dodał:  - Myślę, że Węgry próbują się kreować na mediatora pokoju, jakim być może mogłaby się jawić Austria. Jednak zupełnie zapominają o tym, że nie mają statusu państwa neutralnego. Też to, że nie osłabiły relacji z Rosją, całkowicie je na tym polu dyskwalifikuje - zaznaczył gość TOK FM.

Zdaniem analityka, Węgry próbują pokazywać, że "balansują pomiędzy dwoma światami - zachodnim i wschodnim". Jednocześnie - jak przypomniał gość TOK FM - aby osadzić działania Węgier w realiach, warto pamiętać, że tuż przed wyborami prezydenckimi w czerwcu 2020 roku Viktor Orban odwiedził prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenkę i zapewniał wówczas, "że ta współpraca jest bardzo dobra i rozwijana". - Szijjártó to podtrzymał. Rolnictwo, kwestie związane z farmaceutykami, które nie podlegają sankcjom, wciąż mają być rozwijane. To, co jest jeszcze ciekawe, to że Szijjártó nie powiedział, o czym rozmawiano - zaznaczył Hejj. I dodał, że informacja o spotkaniu ministrów, pojawiła się tylko na stronie białoruskiej. Napisano tam, że rozmawiano o "agendzie bezpieczeństwa w regionie".

Analityk Instytutu Europy Środkowej zwrócił też uwagę, iż "w najbliższą sobotę odbędzie się rokroczne przemówienie Orbana". - Myślę, że powie on coś o regionie Europy Środkowej, ale też w ogóle o wojnie. Coś, co może po raz kolejny zaszokować. Myślę, że będzie się starał po raz kolejny sytuować na jedynego obrońcę pokoju w regionie. I cały czas powtarzać jak mantrę, że Węgry nie będą pomagały w dostawach broni dla Ukrainy, dlatego, że bronią swoją mniejszość i nie chcą eskalacji - powiedział dr Hejj.

Zdaniem gościa TOK FM, wizytę ministra spraw zagranicznych Węgier w Białorusi nie można określać mianem prowokacji. Jednak należy przyznać, że wyłamuje się ona ze wszystkich znanych wzorców i konwencji. - Moim zdaniem jest to wizyta istotna w wymiarze symbolicznym, ale pewnie zdecydowanie bardziej dla Zachodu  - dodał. 

"W narracji propagandy węgierskiej mówi się, że Ukraina wojnę przegra i że Zachód się pomylił"

Publicysta "DGP" przypomniał też, że UE i instytucje europejskie miały możliwość oddziaływania na Węgry, trzymając w szachu KPO i fundusze spójności. Jednak nie skorzystały z tego prawa. - W związku z tym Viktor Orban wielokrotnie już pokazywał, że może prowadzić politykę, którą część osób określi mianem prowokacji i nie ponosić z tego powodu żadnych konsekwencji. Dlaczego? Bo zawsze się usłyszy, że Węgry to małe, nieliczące się państwo - powiedział. 

I dodał, że "tak długo, jak będzie to tolerowane, albo nie zostanie określone na poziomie konkretnych działań, tak długo Węgry będą miały taką politykę". - Pamiętamy, że w prorządowej narracji propagandy węgierskiej mówi się notorycznie o tym, że Ukraina wojnę przegra, że Rosja wygra, że Rosji nie da się pokonać i że Zachód się pomylił. A to służy temu, żeby węgierskie społeczeństwo uwierzyło, że Węgry będą beneficjentem nowego, międzynarodowego ładu - tłumaczył.

- Węgry mają problem z usytuowaniem się po właściwej stronie historii, ale - jak mówi Orban - Węgry są po węgierskiej stronie historii, a historia jest po węgierskiej stronie. W związku z tym, tylko tak możemy to skomentować - podsumował rozmówca Jakuba Janiszewskiego.

Całą rozmowę odsłuchasz: 

TOK FM PREMIUM