Wojna o wpływy między Winnickim a Bąkiewiczem. "Dyktatura na scenie narodowej"

Jeżeli nie wiemy, o co chodzi, to pewnie chodzi o pieniądze. I tam są duże pieniądze, bo to przypomnę, miliony. A przejęcie czegoś takiego jak Stowarzyszenie Marsz Niepodległości to nie jest przejęcie jakiegoś "stowarzyszonka", które organizuje spacer raz w roku - mówił w TOK FM Artur Dziambor - poseł i prezes partii Wolnościowcy.
Zobacz wideo

W ubiegłym tygodniu prezes Ruchu Narodowego, poseł Konfederacji Robert Winnicki poinformował, że Walny Zjazd Stowarzyszenia Marsz Niepodległości odwołał z funkcji prezesa ugrupowania Roberta Bąkiewicza i powołał na prezesa Bartosza Malewskiego. Natomiast Bąkiewicz nie uznaje wyników głosowania i twierdzi, że zwołane zgromadzenie było nielegalne. Poinformował też o złożeniu zawiadomienia do Prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa w związku z bezprawną próbą przejęcia władzy w Stowarzyszeniu.

- Rzeczywiście Ruch Narodowy pokłócił się z Marszem Niepodległości, a dokładnie Robert Winnicki pokłócił się z Robertem Bąkiewiczem. (...) Nie jest tak, jak przedstawiają niektórzy, żę Robert Bąkiewicz został obalony, ale też chyba nie jest tak, że Robert Bąkiewicz wyrzucił ze stowarzyszenia, z zarządu swoich byłych kolegów, z którymi się pokłócił. Tę sprawę będzie musiał rozwiązać sąd. Będziemy ten serial jeszcze długo oglądali - mówił w TOK FM Artur Dziambor, poseł i prezes partii Wolnościowcy, były poseł Konfederacji.

Jednocześnie gość Dominiki Wielowieyskiej zwrócił uwagę, że przy okazji kłótni dowiadujemy się "pewnych rzeczy" o finansowaniu partii i stowarzyszeń. I wyjaśnił, że jeśli pojawiają się zarzuty dotyczące finansowanie Bąkiewicza przez PiS, "to znaczy, że z tych funduszy różnych". - Rzeczywiście Marsz Niepodległości i inne stowarzyszenia również, otrzymały finansowanie w ramach funduszy, którymi zarządza minister Gliński. Ja bym się jednak na tego typu rzeczy nie przerzucał. To, że w stowarzyszeniach czy partiach odbywają się pewne roszady, jest naturą tego biznesu - dodał. 

I podkreślił, że chciałaby,  aby "Marsz Niepodległości był nieskażony polityką". - W moim mniemaniu nie ma żadnej różnicy czy będzie to polityk typu Zbigniew Ziobro, czy polityk typu Robert Winnicki. Dobrze było, żeby Marsz Niepodległości nie miał twarzy politycznej i źle będzie, jeśli będzie to marsz jednopartyjny - podkreślił.

Winnicki zarzucał Bąkiewiczowi przekręty, "które muszą zaleźć finał w prokuraturze". Co to znaczy? -dopytywała dziennikarka TOK FM.

- Jeżeli nie wiemy, o co chodzi, to pewnie chodzi o pieniądze. I tam są duże pieniądze, bo to przypomnę, miliony. A przejęcie czegoś takiego jak Stowarzyszenie Marsz Niepodległości to nie jest przejęcie jakiegoś "stowarzyszonka", które organizuje spacer raz w roku. Tylko to jest przejęcie też i studia nagraniowego, telewizji internetowej, która teraz wchodzi "na kabel" - więc już idzie na wyższą ligę. To jest przejęcie kont Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, które pewnie są zasilone, pieniędzmi, które pochodzą z różnych grantów. Także to nie jest taka sobie tylko zabawa - zaznaczył polityk. 

Według Dziambora chodzi o duże pieniądze i  wpływy w środowisku narodowym.  - Pełna dominacja. To jest moment, w którym środowisko Ruchu Narodowego ma pod sobą Marsz Niepodległości i Młodzież Wszechpolską. To jest moment, w którym jeden człowiek, a dokładnie Robert Winnicki ma pełną dyktaturę na scenie narodowej w Polsce - podkreślił gość TOK FM. 

Czy Marsz Niepodległości w 2023 roku się odbędzie?

Mimo że sprawy sądowe ciągną się w Polsce latami, to parlamentarzysta nie ma wątpliwości, że Marsz Niepodległości w tym roku odbędzie się, ponieważ jest imprezą cykliczną. - Odbędzie się, nawet jeżeli ani jeden, ani drugi na ten marsz nie przyjdą. To znaczy, ludzie przyjdą i to już wystarczy. Kwestia jest tylko, kto będzie miał plakietkę organizator. Podejrzewam, że do tego czasu plakietkę będzie miał jeszcze pan Robert Bąkiewicz, ponieważ tego typu sprawy sądowe, o ile nie są w trybie wyborczym, a ta nie jest - ciągną się latami i pewnie będą się ciągnąć. Więc tutaj moment, w którym panowie pójdą do sądu, a zapewne pójdą, o ile już nie poszli, to jest moment, w którym zaczniemy, odliczać powiedzmy 2-3 lata - wskazał. 

W "Poranku Radia TOK FM" Dziambor przypomniał również, że nie jest już w szeregach Konfederacji, ponieważ został wyrzucony. - Potem moi dwaj koledzy, poseł Kulesza, poseł Sośnierz dołączyli do mnie. Wolnościowcy w ten sposób opuścili konfederację i w ten sposób są na wolnym rynku politycznym - powiedział.

I dodał, że tym samym jako nowe ugrupowanie stawiają pierwsze kroki. - Z wolnorynkowym przekazem. My jesteśmy partią wolnorynkową i prodemokratyczną. Czegoś drugiego takiego wewnątrz Konfederacji nie było - podkreślił poseł.

"Żeby Jezus Chrystus był królem Polski"

Lider Wolnościowców przypominał też, że jego dawne środowisko, partia KorWin, była partią monarchistyczną. - Co ja zawsze, nawet gdy byłem w tym środowisku, negowałem. Uważałem, że jest, jakiś wygłup, żeby nie dawać ludziom rzeczywistej realnej oferty, tylko gadać o tym, że wróci jakiś król. Więc od samego początku jakoś mi przyświecały zasady demokracji bezpośredniej i będę je promował i teraz mogę je promować, mając własną partię - wskazał.

- Natomiast jeśli chodzi o Konfederację, to Konfederacja Mieczwałcka tj. taki akt, który w 2018 roku  podpisali panowie Winnicki, Braun i Mentzen, mówiący głównie o przywiązaniu do religii katolickiej, dążący m.in do tego, żeby Jezus Chrystus był królem Polski - dodał.

Artur Dziambor zwrócił też w rozmowie uwagę, że będąc posłem Konfederacji, wielokrotie negował skrajne poglądy kolegów, co prowadziło do wewnątrzpartyjnych konfliktów.

- Negowałem i dlatego były spory wewnętrzne. Nie mogłem tego bronić. Często było tak, że chodziłem na różne wywiady i dziennikarze, którzy mnie zapraszali, cytowali mi kolegę Brauna, Korwina i innych. Próbowałem, robiłem, co mogłem, łącznie z tym że złożyłem do koła Konfederacji wniosek o naganę dla posła Brauna, za robienie różnych dziwnych akcji, które są nieodczytywalne dla elektoratu poza jego betonem, który mocno atakuje w internecie. Niestety Konfederacja uznała, że to Grzegorz Braun ma rację, ja się mylę i przyjęła jego retorykę. Nie mamy czego szukać, w tej Konfederacji, która teraz jest przekazowo prorosyjska - zaznaczył. 

Parlamentarzysta jest jednocześnie przekonany, że koalicja Konfederacji z PiS-em jest bardzo realna i możliwa.

- Jestem przekonany, że Konfederacja będzie szła w koalicję z PiS-em, ponieważ widzę to, co się dzieje wewnątrz Konfederacji. Konfederacja jest przygotowywana do tego, żeby być koalicjantem PiS, poza tym trzeba to sobie powiedzieć, że w Konfederacji wolnorynkowych posłów w tym momencie jest trzech, a bardziej przywiązanych do wartości prezentowanych przez PiS jest pięciu - mówił.

Co to znaczy? - Wyrzucenie posłów, którzy głośno deklarowali, że nigdy z PiSem, ponieważ głośno, o tym mówiliśmy. Następny w kolejne będzie Grzegorz Braun, tylko nie wiem, czy przed wyborami, czy po wyborach. Na pewno będzie tak, że Konferencja będzie szykowana a koalicję z PiS-em. Jeżeli PiS-owi będzie brakowało tych kilkunastu głosów - to tam właśnie je zajdą - podsumował rozmówca TOK FM.

Całą rozmowę odsłuchasz: 

TOK FM PREMIUM