Pogańskie korzenie świątecznych tradycji. "Początkowo Kościół zakazywał jedzenia jaj w czasie Wielkiej Nocy"
9 kwietnia przypada Wielkanoc. Dla katolików to najważniejsze święto w roku - Zmartwychwstania Pańskiego. Korzenie Wielkiej Nocy bardzo mocno jednak tkwią w pogaństwie. Kiedyś Wielkanoc była nazywana świętem nowego życia i była związana przede wszystkim z przesileniem wiosennym, świętowaniem nadejścia nowego cyklu rocznego. To było także święto bogini Ostary, w innej wersji Eostre.
Nasi słowiańscy przodkowie w tym czasie obchodzili święto Jaryły, czyli boga płodności i zwiastuna wiosny. Mocno pogańskim zwyczajem, który przetrwał do czasów współczesnych i świetnie zakorzenił się w tradycji, jest śmigus-dyngus, zwany lanym poniedziałkiem. Polewanie wodą było łączone z symbolicznym budzeniem się przyrody do życia. Gospodarze w lany poniedziałek kropili pola, żeby obudzić w ziemi zdolność do rodzenia, do dawania darów.
Sam śmigus historycznie oznaczał bicie witkami wierzby po nogach i wzajemne polewanie się wodą. To również miało symbolizować wiosenne oczyszczanie się z brudu, z różnych dolegliwości. Oblewane były ponoć przede wszystkim osoby, które nie wykupiły się od tego nieprzyjemnego obrzędu np. podarkami - tak zwanym dyngusem. Bo dyngus to był taki podarek, który dawało się na przykład odwiedzającej rodzinie. Samo słowo pochodzi z niemieckiego - od dingen, który oznacza wykupywać się.
Początkowo Kościół zakazywał jedzenia jaj w czasie Wielkiej Nocy
Pogańskie konotacje ma również piękny zwyczaj malowania jaj. Zwyczaj naprawdę prastary, dużo starszy niż chrześcijaństwo. Prawdopodobnie pochodzi ze starożytnej Mezopotamii. Pierwsze odkryte pisanki mają ponad 5000 lat. Jajo od zarania dziejów było dla ludzi symbolem odrodzenia i pomyślności. Ozdabiano je pod różnymi szerokościami geograficznymi. Malowane jajka archeolodzy odnajdowali i w Egipcie, i w Chinach, i w Persji. Jeśli chodzi o nasze polskie ziemie, to najstarsze pisanki pochodzą z XX wieku. Znaleziono je podczas wykopalisk na opolskiej wyspie Ostrówek, gdzie odkryto pozostałości piastowskiego grodu. Co ciekawe, to nie były jajka ptasie, tylko uformowany w kształt jajek miks gliny i wapienia, czyli takie jajeczne rzeźby, ozdobione w sposób całkiem zbliżony do naszych kolorowych kraszanek.
Początkowo Kościół zakazywał jedzenia jaj w czasie Wielkiej Nocy, właśnie dlatego, że obyczaj miał pogańskie pochodzenie. Później zakaz zniesiono, ale jedzenie jajek długo obwarowane było koniecznością odmawiania specjalnych modlitw.
Dla mnie osobiście pisanie jajek to była chyba najukochańsza wielkanocna tradycja. W mojej rodzinie przetrwał zwyczaj robienia tego woskiem pszczelim. Kilka lat temu dowiedziałam się zaś od pani kustosz z Muzeum Etnograficznego w Krakowie, że na przykład na Podhalu tradycyjnie do wielkanocnych koszyczków trafiał ziemniak.
Jedno jest pewne. Wszystko wskazuje na to, że w weekend Polacy będą ucztować. Na wielkanocnym stole tradycyjnie króluje przepych. W pierwszy dzień świąt zwyczajowo nie ma obiadu. Je się za to późne uroczyste śniadanie pełne jajek, tradycyjnych zup - w zależności od regionu żurku albo barszczu białego. Na stole nie brakuje mięs, pasztetów, sałatek, sos churzanowego a na deser ciast.
Mazurek i baba, czyli deserowe yin i yang
Dwa ciasta, które z Wielkanocą kojarzą się najbardziej to mazurek i baba. Nie brakuje też serników, różnych tart i ciasteczek. Ale gdy mowa o kulinarnej polskiej tradycji to z Wielkanocą nierozerwalnie skojarzone są właśnie mazurki i baby. Te dwa ciasta to takie deserowe yin i yang. Bo słowo babka jest rodzaju żeńskiego, a mazurek rodzaju męskiego. Baba jest ciastem wysokim, potężnym, wyrośniętym. Mazurek zupełnie na odwrót. Według tradycji nie powinien przekraczać wysokości 4 cm i jest raczej płaski, niepozorny, niziutki. Baba pyszni się formą, pulchnością. Mazurek tak naprawdę bez przystrojenia - kajmaku, czekolady czy ozdób, na nikim wrażenia nie robi. Babkę tradycyjnie robiło się bardzo długo, wkładano w nią ogrom pracy, a mazurek dla kontrastu można było zrobić z szybko zagniecionego ciasta kruchego albo nawet z połamanych wafli i przygotować nawet na dwie godziny przed podaniem.
Mazurek prawdopodobnie przywędrował do nas z terenów dzisiejszej Turcji. Wywodzi się trochę od baklawy, czyli słodkiego deseru z ciasta filo, przekładanego miodem, orzechami, listkowanego, słodkiego, serwowanego w maleńkich kosteczkach, w niedużych kawałkach, podobnie właśnie jak mazurek. A sama polska nazwa "mazurek" podobno pochodzi z Mazur, gdzie to ciasto było szalenie popularne.
Jak już wspominałam, mazurek uchodził za ciasto męskie, babka była na wskroś kobieca. Uważano, że podczas przygotowania babki mężczyzn nie powinno być w domu. Według niektórych wierzeń sądzono, że ich obecność podczas przygotowania ciasta może zaszkodzić. Sama nazwa miała się wywodzić od kobiecej spódnicy, dlatego że wyrośnięta babka jest jak nadęta, dmuchnięta wiatrem spódnica gospodyni. Ale spotkałam się z takimi wersjami, że uważano, że baba była humorzasta, to znaczy łatwo było ciasto zepsuć - jak to baba. Oczywiście strasznie seksistowskie to skojarzenie i brzydko stereotypowe, ale tak to już było z tymi ludowymi porzekadłami.
Historycznie babka była wypiekiem drożdżowym. Rozpowszechniła się na ziemiach polskich w okolicach XVII wieku i tradycyjnie kojarzona była właśnie z Wielkanocą. Pieczenie odbywało się zwyczajowo w Wielki Piątek i było traktowane z ogromną powagą. Babkę łatwo można było przeziębić, czyli zaburzyć proces wyrastania, dlatego na czas jej przygotowania, zamykano wszystkie okna w domu, żeby przypadkiem jakiś podmuch chłodniejszego marcowego czy kwietniowego wiatru tego ciasta drożdżowego nie naruszył i nie sprawił, że opadnie. Z tego samego powodu pilnowano, żeby było cicho, żeby ktoś nie krzyczał. Już nie wspominając o trzaskaniu drzwiami czy bieganiu po pomieszczeniach. Cała procedura wymagała najwyższej uwagi.
Posłuchaj:
-
Katastrofa w seminariach i "ciemna noc" Kościoła. "Stworzono w nim eldorado dla przestępców"
-
Awantura z Polską to temat numer jeden w Ukrainie. Obrywa się też Zełenskiemu
-
Opera na obrzeżach Łazienek Królewskich. Część mieszkańców oburzona. "Co oni robią?"
-
Uchodźcy z granicy. Trafili do szpitala i wcale nie chcą go opuszczać. "To im uratuje życie"
-
Konfederacja w Katowicach. Pod Spodkiem buczenie. "Niech wiedzą"
- "Jestem ultraortodoksyjną Żydówką i teściową leworęcznego rebego". O świecie europejskich chasydów w XXI wieku [FRAGMENT KSIĄŻKI]
- Od wkładek do butów po nowojorską giełdę. Tak najbrzydsze sandały świata doszły na szczyt
- Tusk: Wprowadzenie 60 tys. zł kwoty wolnej od podatku to nadal oznacza także "trzynastkę" i "czternastkę"
- "Najlepiej wyrzuć na śmiecie jak obierki". Tajemnica "dzieci z beczki"
- W Chersoniu nie działa alarm przeciwlotniczy. Ludzie nie nadążają ukrywać się w schronach