Grupa uchodźców przy granicy z Białorusią znalazła się w potrzasku. "Są coraz bardziej zmęczeni, wyziębieni i głodni"

Grupa prawie trzydziestu uchodźców od kilku dni koczuje na polsko-białoruskiej granicy. Wśród nich są dzieci. Jak alarmowała w TOK FM Dominika Ożyńska z Grupy Granica, polska Straż Graniczna nie pozwala aktywistom na przekazanie głodnym i wyziębionym ludziom wody ani jedzenia.
Zobacz wideo

Grupa blisko 30 osób - dzieci i dorosłych - od kilku dni koczuje na polsko-białoruskiej granicy. Uchodźcy i uchodźczynie między innymi z Syrii i Iraku bezskutecznie proszą o pomoc Straż Graniczną. Chcą złożyć wnioski o azyl w Polsce. Aktywiści twierdzą, że uchodźcy są w potrzasku i nie mogą się cofnąć, bo białoruskie służby szczują ich psami.

Grupa Granica informuje, że uchodźcy znajdują się na wąskim pasie ziemi należącym do Polski, ale już po drugiej stronie muru, na terenie podlegającym jednostce Straży Granicznej w Białowieży.

Jak tłumaczyła w "Pierwszym śniadaniu w TOK-u" Dominika Ożyńska z Grupy Granica, która jest na miejscu, uchodźcy przez większość czasu znajdują się na terenie Polski. - Kiedy tak naprawdę podejdą do płotu, to już jest to terytorium Polski, ponieważ jeszcze metr do trzech metrów za tym płotem to terytorium naszego kraju. Cały czas proszą o azyl. Są coraz bardziej zmęczeni, wyziębieni i głodni - alarmowała. 

Rozmówczyni Piotra Maślaka wskazała, że uchodźcy nie są odpowiednio traktowani przez polską Straż Graniczną, która nie pozwala na przekazanie im wody czy jedzenia. - Pierwszej nocy nie udawało się przekazać nic, mimo naszych próśb. Nie możemy podejść bliżej niż 15 metrów do płotu, ponieważ natychmiast zostajemy zawracani przez funkcjonariuszy. Niestety nie chcą też przekazać rzeczy od nas - mówiła. 

Jak dodała, zachowanie funkcjonariuszy poprawiło się trochę w niedzielę. - W ciągu dnia miałam nadzieję, że sytuacja uległa zmianie, bo funkcjonariusze podali grupie wodę i trochę jedzenia. Ale jednak traktowanie w ciągu dnia, w obecności wielu osób, jest inne niż traktowanie ludzi w nocy, kiedy jest nas tutaj tylko garstka - zauważyła Ożyńska. - Całą noc między nami a grupą stały samochody Straży Granicznej z włączonym silnikiem, włączonymi światłami ustawionymi tak, żeby świecić nam po oczach. Przejeżdżające samochody często włączały syreny albo budziły nas klaksonami. I całą noc pomimo próśb uchodźców o więcej jedzenia czy picia nie udało się już przekazać nic - relacjonowała.

Aktywistka Grupy Granica zaznaczyła, że w grupie, która czeka na pomoc, jest jedenaścioro dzieci. - Myślę, że jeden soczek i bułeczka na dwa dni to nie jest wystarczająca ilość jedzenia - podsumowała Ożyńska.

Postępowanie wyjaśniające w sprawie uchodźców koczujących na granicy rozpoczął Rzecznik Praw Obywatelskich. Przedstawiciele RPO pojawili się w niedzielę na miejscu.

Pełnomocnik rządu ds. bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej RP Stanisław Żaryn stwierdził zaś, że operacja hybrydowa, która toczy się na granicy polsko-białoruskiej, to element rosyjskiej próby zniszczenia struktur Zachodu i Polska nie może się godzić na takie działania. Przypomnijmy, że w wyniku kryzysu humanitarnego na polsko-białoruskiej granicy życie straciło już 45 osób.

Posłuchaj całej rozmowy Piotra Maślaka z Dominiką Ożyńską:

To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj z oferty "taniej na zawsze". Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>

TOK FM PREMIUM