Zwierzęta na fermie rzucane o beton, uderzane siekierą. "Nie jest to jednostkowy przypadek"

Stowarzyszenie Otwarte Klatki chciało sprawdzić, jak wygląda hodowla świń w Polsce. Wybrało przypadkowe fermy w Bukowiu Dolnym i Wodzinie Majorackim. Aktywistka, która w nich pracowała, nagrała przerażające praktyki. Zwierzęta były rzucane o beton, uderzane siekierą. - To co robimy im jako ludzie jest przejawem najgorszego okrucieństwa - mówiła w TOK FM Bogna Wiltowska, koordynatorka grupy interwencyjno-śledczej.
Zobacz wideo

Aktywistka stowarzyszenia Otwarte Klatki zatrudniła się na fermach w Bukowiu Dolnym i Wodzinie Majorackim. Przepracowała trzy miesiące. To, co tam zobaczyła i udokumentowała jest bardzo drastyczne. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi zapowiedziało kontrolę, a Stowarzyszenie Otwarte Klatki złożyło do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Sprawa jest tym bardziej alarmująca, że organizacja działająca na rzecz ochrony praw zwierząt wybrała przypadkowe hodowle, a to, co tam odkryła woła o pomstę do nieba. - Oglądamy tam sceny, które są przejawem niebywałego okrucieństwa – komentował prowadzący audycji "Pierwsze Śniadanie w TOK-u" Piotr Maślak.

Posłuchaj:

To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj z oferty "taniej na zawsze". Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>

Zabiegi bez znieczulenia

Na nagraniach udostępnionych przez stowarzyszenie widać, jak pracownicy znęcają się nad zwierzętami. Między innymi rzucają nimi o beton i pozostawiają je w agonii po nieskutecznym uśmierceniu.

- Spodziewaliśmy się, że zastaniemy tam koszmar – mówiła w TOK FM Bogna Wiltowska ze Stowarzyszenia Otwarte Klatki, koordynatorka grupy interwencyjno-śledczej. 

Dyrektorka ze Stowarzyszenia Otwarte Klatki zwróciła uwagę, że część dokonywanych na fermach metod jest w Polsce prawnie dozwolone. Legalne jest dokonywanie bez znieczulenia kastracji prosiąt, obcinanie ogonów i zębów czy dobijanie zwierząt.

Gościni podkreśliła, że cieszy ją reakcja min. rolnictwa i zapowiedź kontroli, ale "przecież nikt w czasie kontroli Inspekcji Weterynaryjnej nie będzie dobijał zwierząt" czy wykazywał innych przemocowych zachowań. - To jest oczywiste, że takie rzeczy dzieją się za zamkniętymi drzwiami. Jesteśmy przekonani, że opinia publiczna powinna wiedzieć, w jakich warunkach hodowane są zwierzęta na polskich fermach - argumentowała Wiltowska.

– Nie jest to jednostkowy przypadek. Stowarzyszenie Otwarte Klatki oraz inne organizacje, zajmujące się ochroną praw zwierząt regularnie raportują o znęcaniu się nad zwierzętami na fermach, w transportach czy w ubojniach. Musimy stworzyć ogólną presję na poprawę warunków, w jakich hodowane są zwierzęta – podkreśliła dyrektorka.

Zarządca się kaja 

Dzierżawcą fermy jest Michał Bajkowski, lekarz weterynarii, który po obejrzeniu drastycznych nagrań złapał się za głowę. Zapowiedział pełną współpracę, zwolnił pracownika i powiedział: - Nawet przy użyciu metod fizycznych typu ogłuszenie przez uderzenie w głowę nie tak to powinno wyglądać. To ma być jedno konkretne, celne uderzenie, które w ułamku sekundy pozbawi zwierzę świadomości. A nie takie znęcanie się i stukanie. Nie zamierzam tego bronić – mówił Wirtualnej Polsce dzierżawca. 

Michał Bajkowski dodał, że "świnie z nagrania w żadnym wypadku nie kwalifikowały się do uboju z konieczności". Tłumaczył, że najpewniej świnie zostały wyciągnięte do leczenia. "Ich kondycja dawała nadzieję na wyleczenie i późniejszą sprzedaż" – podkreślił. 

Interes ekonomiczny ponad wszystko 

Gościni TOK FM ma dystans do zachowania dzierżawcy. – Trudno mi sobie wyobrazić, żeby osoby zajmujące się hodowlą zwierząt, nie zdawały sobie sprawy z tego, co się dzieje. Cierpienie zwierząt jest podyktowane interesem ekonomicznym i zintensyfikowaniem hodowli. (…) Nie opłaca się ich leczyć, zapewnić im pomocy weterynaryjnej, skoro można je dobić. To teoretycznie powinna gwarantować ustawa o ochronie zwierząt, w której są konkretne zapisy, które wskazują, co jest legalne, a co nie – wyjaśniała przedstawicielka Stowarzyszenia Otwarte Klatki.

Bogna Wiltowska dodała, że na nagraniach widać, że zabiegi, które powinien wykonywać tylko lekarz weterynarii, dokonywali pracownicy bez przeszkolenia i bez uprawnień. – Nie chcę wskazywać winnych, bo to powinna zrobić prokuratura, a później sąd, natomiast dzierżawca fermy zdawał sobie sprawę z tego, że część tych zabiegów wykonują osoby nieuprawnione, co już jest niezgodne z prawem (...) Uważam więc, że przymknięcie oka czy przyzwolenie na to cierpienie było. Zdaję sobie sprawę, że nie o wszystkim dzierżawca musiał wiedzieć, ale tutaj mamy pewien problem systemowy. Widocznie system stwarza takie warunki, że pozwala na brak nadzoru – dodała obrończyni praw zwierząt. 

Konieczna zmiana praktyk 

Można się zastanawiać, czy Stowarzyszenie Otwarte Klatki chce zamknąć wszystkie hodowle zwierząt i zakazać ich uboju. - Nie mówimy o tym, żeby z dnia na dzień zamknąć wszystkie fermy. Apelujemy o poprawę warunków hodowli i likwidację najbardziej brutalnych praktyk. (…) Świnie to bardzo inteligentne, społeczne zwierzęta, a to, co my im robimy jest przejawem najgorszego okrucieństwa. Pewne rozwiązania są proste, podane na tacy – zauważyła gościni TOK FM, dodając, że Unia Europejska również pracuje nad prawnymi rozwiązaniami mającymi poprawić dobrostan hodowanych zwierząt.

TOK FM PREMIUM