Biennale w Berlinie: miażdżąca krytyka pod adresem polskiego kuratora

Zakończone w Berlinie 7. Biennale zobaczyła rekordowa liczba osób. Impreza nie przypadła jednak do gustu krytykom. Kuratorowi Arturowi Żmijewskiemu zarzucono kicz, cynizm i mieszanie sztuki z polityką.

120 tys. zwiedzających to jedna trzecia więcej niż poprzednim razem. Organizatorzy wystawy przyznali, że przyczyniło się do tego także zniesienie opłat za wstęp. Zdaniem obserwatorów było to najbardziej polityczne Biennale w historii tej imprezy.

Za dużo polityki, za mało sztuki

Krytycy nie pozostawili na Biennale suchej nitki. Po wielu komentarzach w czasie trwania imprezy jej zakończenie przeszło bez echa. Część poważnych mediów zrezygnowała w ogóle z bilansu - jakby z ulgą, że już po wszystkim.

Ostatniego dnia Biennale niemiecki malarz Andreas Fasbenber wydał natomiast oświadczenie prasowe. Jeszcze w trakcie imprezy wycofał się z niej, a w oświadczeniu wytłumaczył: "Ocuppy Biennale chciało z polityki zrobić sztukę, a sztuki się pozbyć, zamieniając ją na politykę. Nie mogę się na to zgodzić".

Tego zdania jest też wielu niemieckich krytyków. Jest za dużo polityki, a za mało niezależnej sztuki i przesłania - pisali komentatorzy jeszcze w czasie trwania imprezy.

Felietonista "Frankfurter Allgemeine Zeitung" Niklas Maak napisał jeszcze w maju: "Günther Grass i Auschwitz "na wynos" oraz obóz ruchu Occupy na pokaz: posługując się cynizmem i kiczem, tegoroczne Biennale zaprzepaściło swoją najważniejszą ideę".

Occupy rzucała hasłami

Maak zaznaczył, że choć kuratorzy Biennale mieli dobre pomysły, nie zastanowili się nad ich realizacją. zabrakło przemyśleń i wiedzy oraz przesłania. "Słabe przygotowanie czy cynizm?" - pyta FAZ i pisze, że niektórym akcjom Biennale można wręcz zarzucić "głęboko zakorzenioną głupotę". "Gdyby studenci w latach 60. byli tak roztargnieni i w tak nijaki sposób prezentowaliby swoje programy, to dzisiaj rok 1968 nic by nam nie mówił" - ocenił felietonista FAZ.

"Occupy rzucała hasłami - kapitalizm, banki, change - jakby same hasła gwarantowały, że powstanie coś ciekawego" - napisał felietonista, "nikt nie mówił, jakich przemian żądano w Egipcie, w Niemczech czy we Włoszech? Przesłanie artysty wymaga wyjaśnienia, a to poprzedza wysiłek, precyzja i refleksja nad pojęciami i narzędziami, którymi operujemy".

"Cynizm" na Biennale

Część obserwatorów podkreśliło, że pytania Artura Żmijewskiego były "nurtujące i warte zgłębienia". Z ciekawością przyjęto jego zarzut, iż sztuka często jest prowokacją bez konsekwencji i utopią, której nikt nie chce realizować. Po "przerażająco niewinnym szóstym wydaniu Biennale" Berlin był ciekawy imprezy w wydaniu Polaka. Przyszło rozczarowanie.

Z ostrą krytyką i niesmakiem spotkała się wypowiedź Żmijewskiego nawiązująca do choroby córki polskiej artystki Joanna Rajkowskiej. Rajkowska urodziła w Berlinie dziecko z ciężką chorobą oczu. Polski kurator skomentował to pytaniem retorycznym: "A może Rosa nie chciała widzieć miasta, w którym żyje...?". Zdaniem FAZ "to kicz i cynizm".

Auschwitz "na wynos"

Krytycznie opisano też pomysł przesadzenia brzóz z Auschwitz-Birkenau do Berlina. Początkowo prasa pisała pozytywnie o pomyśle polskiego artysty Łukasza Surowca, ale - gdy zaczęto zgłębiać ten temat - pojawiły się wątpliwości. Niektórzy krytycy byli zniesmaczeni tym, że sadzonki brzóz z Auschwitz-Birkenau, rozdawano w Berlinie w ... kubkach od kawy.

O akcji "Auschwitz to go" felietonista FAZ napisał: "Fotografia zamordowanej w obozie Zagłady rodziny jest czymś konkretnym. Drzewo jest natomiast abstrakcją, ono jest przeciwieństwem absolutnego końca, przeciwieństwem wizerunku zbrodni. Drzewo nie przeszkadza, lecz symbolizuje cykliczność, uzdrowienie, nadzieję - jakby nie działo się zło, skoro trawa i las tam rośnie".

Prowokacje i kicz

Równie szeroko dyskutowaną ekspozycją był tzw. mur pokoju w dzielnicy Kreuzberg. Artystka z Londynu Nada Prlja postawiła tam ogromną ścianę dzielącą ładną, turystyczną część dzielnicy od tej biednej, gdzie żyją przede wszystkim migranci. Mur blokował przejazd i reakcje mieszkańców oraz krytyków były mieszane.

Jedni byli zdania, że Nada Prlja trafiła w sedno sprawy, bo zwróciła uwagę na podziały społeczne, a protest mieszkańców dowodzi udanej prowokacji. Inni, że jest to sztuka płytka i banalna oraz że "ignoruje potrzeby mieszkańców, zwłaszcza tych, którzy codziennie muszą jeździć do pracy i z powodu bariery w formie sztuki nie są punktualni" - pisał dziennik "Die Welt".

Zdaniem "Die Welt" 7. Biennale było "wysoko subwencjonowanym kiczem". "Sztuka jeszcze nigdy nie była tak bardzo piłką establishmentu i rzadko w swojej instytucjonalnej błogości aranżowała się w taki sposób z władzą, aby potem jako bulwarowy teatr ją zbesztać. Jest to śmieszne i smutne" - podsumowała gazeta.

Odważnie i sympatycznie

Pozytywnych elementów dopatrzyła się natomiast w Biennale Berliner Zeitung. Siódma edycja dużo bardziej niż poprzednie "chciała zmienić świat - to było odważne i sympatyczne", pisze dziennik i przypomina o akcjach przeciwko koncernom zbrojeniowym, o kongresie Ruchu Odrodzenia Żydowskiego i "murze pokoju".

Gazeta krytycznie natomiast oceniła, że zabraknie tym razem wspomnień "wizualno-zmysłowych", ponieważ polscy twórcy zdecydowali się na "akcję demonstracyjną, której celem było pokazać Berlinowi, Niemcom, Zachodowi lustrzane odbicie - odbicie świata odpolitycznionego i wykolejonego". Te akcje "pozyskały wielu, ale wykluczyły wszystkich, których można było osiągnąć sztuką empatii".

Elita wikipedystów wybrała najlepsze zdjęcia 2011 roku Wikimedia Commons [ZDJĘCIA] >>

TOK FM PREMIUM