"Ja nie płacę! Chcę więcej za mniej!" - Hiszpanie wypowiadają posłuszeństwo. Burmistrz komunista dowodzi rajdami na supermarkety
Pomimo kryzysu w Hiszpanii jest lepiej niż u nas [BLOG]
Akcję "Ja nie płacę" rozpoczęli na początku roku wykończeni kryzysem Grecy. W Hiszpanii podchwycili ją jako pierwsi użytkownicy katalońskich autostrad, najdroższych w całej Hiszpanii. Co najmniej 10 tysięcy kierowców korzysta z nich i odmawia płacenia. Każdemu grozi 100 euro mandatu. Potem przyszła kolej na korzystających z madryckiego metra i barcelońskich autobusów.
W ciągu kilku miesięcy akcja rozlała się na resztę kraju. Mieszkańcy Walencji, którzy nie zgadzają się z podwyżkami na publiczne środki transportu, przemaszerowali przez miasto, wznosząc okrzyki "Ja nie płacę! Chcę więcej za mniej!".
Coraz częściej też kupujący odmawiają płacenia w supermarketach. W Barcelonie rozpoczął się pierwszy proces jednej z takich osób. Prokurator żąda, aby kobieta zapłaciła za produkty, i obciąża ją grzywną w wysokości 90 euro. Obrońca domaga się uniewinnienia. Argumentuje, że jego klientka nie ma z czego żyć.
Komuna w Marinaledzie: wspólna ziemia, brak policji...
Nowy ruch społeczny ma już swoją ikonę i przywódcę w jednym - to 53-letni Juan Manuel Sanchez Gordillo, burmistrz miasteczka Marinaleda w Andaluzji. Jest zaprzysięgłym komunistą i członkiem andaluzyjskiego parlamentu z ramienia Zjednoczonej Lewicy.
Zarządzana przez niego Marinaleda to licząca około 2600 mieszkańców komuna, położona w pobliżu Sewilli. Od 1979 roku Gordillo wygrywa ogromną większością głosów każde wybory. Reporter "Guardiana", który odwiedził miasteczko, pisał, że w oczy rzuca się tam przede wszystkim brak reklam na ulicach. Prawie wszyscy mają pracę, ziemia należy do społeczności, a płace są równe. Mieszkańcy własnymi siłami budują domy i płacą za nie zaledwie 15 euro miesięcznie, ale nie mogą zarabiać na ich sprzedaży.
Miasteczko cały czas musi podporządkowywać się hiszpańskiemu prawu, ale udało mu się zlikwidować policję. - Na tylu mieszkańców powinniśmy mieć od czterech do siedmiu policjantów, ale ich tutaj nie chcemy. Razem pracujemy, razem walczymy, razem sobie radzimy, jesteśmy bardzo zżyci - tłumaczy Gordillo.
Mer komunista przywódcą akcji "wywłaszczania"
Gordillo podczas wakacji przewodził kilku marszom w południowej Hiszpanii, podczas których protestowano przeciw cięciom wydatków socjalnych i ratowaniu hiszpańskich banków gigantycznymi pożyczkami od Brukseli. Jego zwolennicy maszerują z flagami ZSRR i wizerunkami Che Guevary.
Władze bardziej od marszów niepokoją jednak rajdy na supermarkety, którymi dowodzi niepokorny polityk. W ubiegłym miesiącu około 50 aktywistów weszło do supermarketu koło Marinaledy, wypełniło wózki jedzeniem (m.in. cukrem, mlekiem, makaronem i oliwą) i artykułami pierwszej potrzeby i wymaszerowało bez płacenia. Produkty przekazali potem biednym rodzinom - pisał brytyjski "Daily Telegraph". Tego samego dnia obrabowali też inny supermarket w okolicy.
Stał pod supermarketem i instruował przez megafon
Gordillo nie brał udziału w rajdach, ale stał pod supermarketami z megafonem w ręku i instruował swoich "towarzyszy". - Zdecydowaliśmy się wywłaszczyć podstawowe produkty i przekazać je jadłodajniom, które ledwo radzą sobie z zaspokojeniem wszystkich potrzebujących - mówi.
Burmistrz zapewnia, że rajdy będą kontynuowane. - Ten kryzys ma twarz i imię. Są ludzie, którzy po prostu mają za mało jedzenia. Ktoś musi coś zrobić, żeby te rodziny nie głodowały. To symboliczna i pokojowa reakcja na to, jak rząd radzi sobie z kryzysem ekonomicznym - tłumaczy polityk. Dodaje, że "bogaci cały czas rabują".
Media natychmiast ochrzciły go mianem "Robin Hooda". Główne siły polityczne w Hiszpanii potępiły rajdy na supermarkety. Policja aresztowała pięć osób za udział w kradzieży. Sam Gordillo został tylko przesłuchany, bo ze względu na immunitet nie można go aresztować.
Zasadzili warzywa na ziemi należącej do ministra
Gordillo ze swoimi zwolennikami nie ograniczają "wywłaszczania" do supermarketów. W lipcu około stu osób przejęło ziemię należącą do hiszpańskiego ministra obrony i założyło na niej obóz protestacyjny. Na nieużywanych hektarach posadzili warzywa i zaprosili bezrobotnych z okolicy do przyłączenia się do ich "samowystarczalnej społeczności".
Hasłem akcji było "Ziemia dla tych, którzy na niej pracują". Obozowisko zostało kilka tygodni później zlikwidowane przez policję - Gordillo określił to mianem "powrotu do faszyzmu".
Część akcji hiszpańskich Oburzonych wymyka się jednak spod kontroli. Podczas marszu w Maladze w ostatni wtorek na ulice wyszło kilkadziesiąt tysięcy osób. Skandowali "bankierzy do więzień", a grupa protestujących włamała się do pobliskiego banku. Ci, którzy zostali na zewnątrz, starli się z policją. Kilka osób zostało rannych. "Nie jest pewne, kto zaczął, ale dobrze ilustruje to problemy w organizowaniu pokojowych protestów" - komentuje serwis "The World".
Hiszpania zmaga się obecnie z głębokim kryzysem ekonomicznym. Stopa bezrobocia w kraju sięga 24 procent, w Andaluzji zaś bezrobotnych jest 34 proc. mieszkańców w wieku produkcyjnym.
-
Katastrofa w seminariach i "ciemna noc" Kościoła. "Stworzono w nim eldorado dla przestępców"
-
Awantura z Polską to temat numer jeden w Ukrainie. Obrywa się też Zełenskiemu
-
Opera na obrzeżach Łazienek Królewskich. Część mieszkańców oburzona. "Co oni robią?"
-
Uchodźcy z granicy. Trafili do szpitala i wcale nie chcą go opuszczać. "To im uratuje życie"
-
Konfederacja w Katowicach. Pod Spodkiem buczenie. "Niech wiedzą"
- "Jestem ultraortodoksyjną Żydówką i teściową leworęcznego rebego". O świecie europejskich chasydów w XXI wieku [FRAGMENT KSIĄŻKI]
- Od wkładek do butów po nowojorską giełdę. Tak najbrzydsze sandały świata doszły na szczyt
- Tusk: Wprowadzenie 60 tys. zł kwoty wolnej od podatku to nadal oznacza także "trzynastkę" i "czternastkę"
- "Najlepiej wyrzuć na śmiecie jak obierki". Tajemnica "dzieci z beczki"
- W Chersoniu nie działa alarm przeciwlotniczy. Ludzie nie nadążają ukrywać się w schronach