Bractwo Muzułmańskie mydli oczy Zachodowi? Drobne różnice w przekazie po angielsku i po arabsku
Rządzące w Egipcie Bractwo Muzułmańskie na swoim oficjalnym koncie na Twitterze w języku angielskim opublikowało wiadomość od wicelidera ruchu, Chajrata el-Szatera. Egipcjanin stwierdził, że "ulżyło mu, gdy dowiedział się, że nikt z Ambasady USA w Kairze nie został ranny". Wyraził też nadzieję, że relacje amerykańsko-egipskie "wytrzymają ostatnie zawirowania".
Chodzi o antyamerykańskie rozruchy m.in. w Libii - gdzie w ataku na placówkę USA zginął ambasador Stanów Zjednoczonych - oraz w Egipcie. Zamieszki wybuchły w reakcji na antyislamski film opublikowany w internecie . Demonstranci w Egipcie wdarli się na terytorium Ambasady USA w Kairze . Kilkudziesięciu z blisko 2000 demonstrantów sforsowało mur otaczający amerykańską placówkę. Ściągnęli flagę USA i zastąpili ją czarną flagą z islamskim wyznaniem wiary: "Nie ma Boga nad Allaha, a Mahomet jest jego prorokiem".
Co innego dla świata, co innego dla Arabów
Tymczasem dla arabskich odbiorców Bractwo Muzułmańskie przygotowało - jak wskazała Ambasada USA w Egipcie - inny przekaz. Wśród tweetów znalazł się i ten: "Egipcjanie protestują dla zwycięstwa Proroka przed ambasadą USA". "Sprawdzaliście własne tweety? Mamy nadzieję, że wiecie, że te też czytamy" - napisała ambasada USA na swoim profilu na Twitterze.
Bractwo, które wezwało do protestów w całym kraju w związku z kontrowersyjnym filmem, odpisało dość wymijająco: "Rozumiemy, że przechodzicie przez ciężki stres, ale lepiej by było, gdybyście dokładnie wskazali tweet, o który wam chodzi".
Film, który wywołał rozruchy
Film, który stał się przedmiotem protestu w Kairze i którego fragmenty można zobaczyć w portalu YouTube , przedstawia proroka Mahometa uprawiającego seks oraz kwestionuje jego status jako posłańca Boga.
Zamieszki, jakie wybuchły po opublikowaniu filmu, postawiły znak zapytania, jeśli chodzi o stosunki amerykańsko-egipskie. Prezydentem Egiptu jest dziś wywodzący się z Bractwa Muzułmańskiego Mohammed Mursi, a kraj dostaje 1,3 mln dolarów rocznie pomocy wojskowej od USA. Ale prezydent Obama w niedawnej rozmowie z Telemundo przyznał, że USA nie uważają Egiptu za sprzymierzeńca, "choć nie uważają go za wroga" - podkreśla "Bloomberg Businessweek" .