Wielka demonstracja w Hongkongu. Uczestnicy chcą demokratyzacji i ustąpienia szefa terytorium

Dziesiątki tysięcy mieszkańców autonomicznego regionu Chin - Hongkongu wyszło na ulice. Żądają ustąpienia szefa administracji Hongkongu Leung Chun Ying i demokratycznych reform. W protestach, zdaniem organizatorów, wzięło udział 140 tys. osób.

Leung Chun Ying objął funkcję w lipcu zeszłego roku. Jego popularność ucierpiała, gdy okazało się, że w jego domu znajdują się nielegalnie wybudowane części budynku - między innymi dodatkowa piwnica. W Hongkongu opinia publiczna jest bardzo uczulona na tego typu informacje. Był również jeszcze przed objęciem władzy ostro krytykowany przez opozycję. Ostatnie sondaże wskazują, że z sytuacji w Hongkongu nie jest zadowolonych 46 proc., rok temu takich osób było 35 proc.

"Chcemy pełnych praw wyborczych. Natychmiast"

- Musimy ciągle wyrażać nasze obawy, bo sytuacja w Hongkongu staje się coraz gorsza - mówi studentka Billy Li, która uczestniczyła w marszu. Demonstranci nieśli m.in. wizerunki przywódcy Hongkongu stylizowane na wampira i wilka.

Niektórzy z demonstrantów mieli ze sobą kolonialne flagi tego terytorium. Skandowali przy tym: "Chcemy pełnych praw wyborczych. Natychmiast". Według organizatorów na marszach było 140 tys. ludzi. Policja podaje, że było ich tylko 30 tys.

"Nie mamy demokratycznego rządu"

Hongkong cieszy się większymi swobodami demokratycznymi niż reszta Chin. Można tam m.in. protestować. Odbywają się również częściowo demokratyczne wybory. Konstrukcja systemu wyborczego powoduje, że przewagę we władzach mają prochińskie bogate elity, co frustruje wielu z 7 mln mieszkańców Hongkongu.

Lidera terytorium wybiera się w pośrednich wyborach, faworyzujących kandydatów przychylnych Chinom. Komuniści muszą w dodatku zatwierdzić wybór. - Nie mamy demokratycznie wybranego rządu. Większość członków gabinetu nie reprezentuje interesów ludności - mówi Jackie Hung, rzeczniczka Frontu Praw Człowieka.

Hongkong stał się brytyjską kolonią w XIX wieku. Wrócił do Chin w 1997 roku. W angielsko-chińskim porozumieniu zdecydowano, że przez co najmniej 50 lat ma tam obowiązywać bardziej demokratyczne prawo niż w Chinach.

TOK FM PREMIUM