Terroryści czy nieszkodliwi fundamentaliści? Niemiecki kontrwywiad ostrzega przed salafitami
Bonn, a szczególnie jego dzielnica Bad Godesberg, uważane jest w Nadrenii za główny ośrodek działalności salafitów. W Niemczech jest ich ok. 3800, w samej Nadrenii Północnej-Westfalii - 1000. Działają z reguły w miastach będących ośrodkami akademickimi. Tam bowiem znajdują najłatwiej sympatyków, których przekonują ich radykalne poglądy.
Reporterka "Deutsche Welle", która udała się na spotkanie z dwoma bońskimi salafitami, nie była nawet zbytnio zdziwiona, kiedy na powitanie żaden z nich nie podał jej ręki, co w zachodniej kulturze uważane jest za afront. - Musi pani to rozumieć - powiedział jeden z nich, wyjaśniając, że ich interpretacja Koranu zabrania podawania ręki kobiecie.
Spotkanie w kafejce w centrum Bad Godesberg było nagrywane na wideo. - Dla ciebie i dla nas tak będzie bezpieczniej - zaznaczyli rozmówcy. Starszy z nich, Ibrahim Abu Nagie, i młodszy, Abu Djana, są islamskimi kaznodziejami.
"Są ultraortodoksyjni, ale niekoniecznie groźni"
Rzecznik landowego Urzędu Ochrony Konstytucji Nadrenii Północnej-Westfalii znał ich i twierdzi, że w swej działalności są niebezpieczni. Ekspert z uniwersytetu w Osnabrueck Elkaham Sukhini natomiast relatywizował taką ocenę: - Są ultraortodoksyjni, ale niekoniecznie groźni.
Sukhini robi doktorat na wydziale teologii islamskiej. Wyjaśnia, że salafizm to bardzo konserwatywny nurt islamu odwołujący się do pierwotnej wykładni tej religii, czyli jeszcze z czasów Mahometa i jego następców. - Salafici odrzucają późniejsze interpretacje i wykładnie - wyjaśnia.
Boński kaznodzieja Ibrahim Abu Nagie uważa, że jest wyznawcą prawdziwego islamu i tylko on może nazywać się muzułmaninem. Nie chce, by nazywać go salafitą, bo to pojęcie, jego zdaniem, ukute zostało przez politykę i media, aby dokonać rozłamu wśród muzułmanów. Drugi z kaznodziei twierdzi, że media i polityka prowadzą istną nagonkę, do której rząd został skłoniony przez jego "syjonistycznych doradców".
Abu Nagie przyjechał do Niemiec ze Strefy Gazy, kiedy miał 18 lat. Marzył o tym, by znaleźć się w Niemczech, kraju wspaniałej techniki i żelaznej dyscypliny. Teraz studiuje, zapuścił długą brodę i jest islamskim kaznodzieją.
Porady duszpasterskie przez telefon, darmowe egzemplarze Koranu
- Salafici nawołujący do użycia przemocy są "mniejszością w gronie mniejszości" - zaznacza ekspert ds. islamu Elhakam Sukhini. Z ugrupowań w gronie salafitów jest ona najmniejsza. Oprócz nich są jeszcze ultraortodoksi, wymagający, by kobiety zakrywały twarz, a mężczyźni ubierali długie galabije. Trzymają się oni z dala od życia publicznego, funkcjonując jakby w równoległym społeczeństwie. Jednak to, co robią salaficcy kaznodzieje, zwróciło uwagę publiczną akcjami o charakterze misjonarskim.
Abu Nagie i Abu Djana poznali się w meczecie we Frechen pod Kolonią i trzymają się razem od 8 lat, propagując "da'wa", czyli zaproszenie do islamu, swego rodzaju marketingowy zabieg w imię miłości bliźniego. Najpierw kazania rozprowadzali na kompaktach, potem umieszczali je w sieci. Rozdawali darmowe egzemplarze Koranu, organizowali seminaria, skupiając wokół siebie coraz liczne grono sympatyków.
Znawca islamu Sukhini także obserwuje ten trend. - Po raz pierwszy ktoś wygłaszał kazania po niemiecku, w prostym, zrozumiałym języku, co było naturalnie atrakcyjne - zaznacza.
Ibrahim Abu Nagie zorganizował porady duszpasterskie przez telefon, i, jak opowiada, codziennie dzwonili do niego młodzi ludzie, czasami odbierał nawet po 200 telefonów dziennie: od zrozpaczonych młodych muzułmanek, które nie chciały w szkole chodzić na lekcje pływania. Radził im, by podarowały dyrektorowi szkoły egzemplarz Koranu i były cierpliwe.
Szariat w Niemczech? "Jeszcze nie jest to możliwe"
Dlaczego salafizm zdaje się być tak atrakcyjny dla młodych ludzi? Dlaczego 10 procent wśród salafitów w Niemczech stanowią konwertyci?
Szczególnie podatni na poznanie nowej wiary są młodzi ludzie w wieku 15-20 lat - twierdzi znawca islamu Sukhini. Poszukują absolutnej prawdy, są podatni na nowy światopogląd. - Oczywiście, że występuje niebezpieczeństwo, że znikoma większość wśród nich popiera użycie przemocy, że radykalizują się i nakręcają treściami znajdywanymi w internecie. Lecz Abu Nagie i Abu Djana, jak podkreślają, nie wzywają do stosowania przemocy. Można im tylko ewentualnie zarzucić, że nie zajmują w tej sprawie jednoznacznego stanowiska.
Zapytani o to bezpośrednio wyjaśniają, że nie jest to dla nich żaden temat tabu, i że są gotowi rozmawiać o tym z młodymi ludźmi, którzy się tym interesują. Lecz problem w tym, że jeżeli ktoś już uległ silnej radykalizacji, ten już nie szuka kontaktu z nimi - mówią.
Innym tematem, który zawsze pojawia się w kontekście salafitów, jest ich żądanie wprowadzenia islamskiego prawa - szariatu. Jak przyznają, życzyliby sobie wprowadzenia tych zasad w Niemczech, ale to nie jest możliwe. - Jeszcze nie - podkreślają.
Artykuł pochodzi z serwisu ''Deutsche Welle''
DOSTĘP PREMIUM
- Tortury w Barczewie to nie jest odosobniony przypadek? Machińska nie daje gwarancji. "Polska jest na zakręcie"
- F-16 raczej nie dla Ukrainy. Ale jest inny pomysł. "Unikamy wielomiesięcznego szkolenia pilotów"
- Co dalej w sprawie tortur w więzieniu w Barczewie? Ekspert: Obawiam się najgorszego scenariusza
- Piotruś Pan alimentów nie płaci, a do komornika przychodzi z matką. "To są moje byłe dzieci"
- Horror w schronisku pod Nowym Tomyślem. "Policja znalazła martwe psy w budach i lodówkach"
- Co wspólnego mają wyborcy opozycji z wkurzonymi na drag queens gejami?
- Lawina w Tatrach. Turysta przysypany śniegiem. Trwa walka o jego życie
- Willa plus. Jak Czarnek buduje "arkę" za miliony z budżetu. "PiS myśli, że ich grzeszki zostaną zakopane"
- Odmówili zakupu biletu dla dziecka. Chcieli je zostawić na lotnisku. "Nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego"
- "Niepozostawiający złudzeń przekaz". NIK zawiadamia prokuraturę ws. Krajowego Instytutu Mediów