Brytyjscy "przykrywkowcy" jak KGB. Kradli tożsamości zmarłych dzieci
- To było bezduszne i okrutne. Policja powinna skontaktować się z rodzicami, których ta sprawa dotyka. Te informacje absolutnie nie powinny być przed nimi ukrywane - stwierdził Keith Vaz, przewodniczący komisji spraw wewnętrznych, komentując doniesienia o metodach stosowanych przez tajnych agentów. Parlamentarzysta David Winnick wezwał natomiast do jak najszybszego wyjaśnienia tego, co określił mianem "makabrycznych praktyk". To reakcje na wyniki dziennikarskiego śledztwa ujawnione przez " Guardiana ".
Jak ustalili dziennikarze, policjanci pracujący pod przykryciem posługiwali się fałszywymi dokumentami wyrabianymi na podstawie danych zmarłych dzieci. W sumie skradziono tożsamość osiemdziesięciorga dzieci. Ich rodzice nie byli informowani o działaniach służb. Przez 30 lat policjanci przeczesywali bazy gromadzące dane o narodzinach i zgonach dzieci w poszukiwaniu informacji do budowania fałszywych tożsamości tajnych agentów. W latach 90. policja zaczęła odchodzić od tych praktyk, co wiązało się przede wszystkim z wdrażaniem ogólnokrajowej cyfrowej bazy danych. Dziennikarze "Guardiana" ustalili jednak, że jeszcze w 2003 roku jeden z agentów posługiwał się dokumentami wystawionymi na nazwisko zmarłego dziecka.
18 lat szukania prawdy
Szokującą prawdę o swoim chłopaku odkryła "Clare" - aktywistka ruchu antykapitalistycznego, która dla zachowania anonimowości woli wystąpić pod tym imieniem. W 1987 roku poznała Johna Bakera. Po trzech latach znajomości zostali parą. Rozmawiali o dzieciach i wspólnej przyszłości. - Powiedział, że chce spędzić ze mną resztę życia, a ja szaleńczo się w nim zakochałam - opowiedziała dziennikarzom. W 1991 roku Baker zaczął symulować załamanie nerwowe - to była jego strategia na wycofanie się. W 1992 r. zadzwonił do "Clare" z lotniska z informacją, że wylatuje do Afryki. Otrzymała później jeszcze dwa listy z RPA i na tym jej kontakt z chłopakiem się skończył.
"Clare" rozpoczęła poszukiwania. Szukając punktów zaczepienia, znalazła kopię jego świadectwa urodzenia wraz z adresem w środkowej Anglii. Jednak gdy pojechała tam, nikogo nie zastała. Później dowiedziała się, że rodzina Bakerów wyprowadziła się z domu, którego adres miała. Dwa lata później postanowiła sprawdzić w krajowych rejestrach, czy jej chłopak żyje. Przeżyła szok, gdy okazało się, że John Baker zmarł jako ośmioletni chłopiec. Jeszcze wtedy nie wiedziała, dlaczego posłużył się fałszywą tożsamością. Nie sądziła nawet, że była dziewczyną policyjnego agenta. Dotarcie do prawdy zajęło jej w sumie 18 lat.
Z fałszywymi dokumentami na demonstrację
Takich historii jak ta, która przydarzyła się "Clare", mogło być więcej. Większość oficerów kreujących swoje fałszywe tożsamości na podstawie danych zmarłych dzieci działała w ramach Special Demonstration Squad - specjalnej jednostki przeznaczonej do rozpracowywania i infiltracji grup protestu. Tajni agenci rozpracowywali m.in. działaczy skrajnej lewicy i osoby działające aktywnie w grupach kontrkulturowych. Infiltrowali także środowiska antykapitalistyczne oraz organizacje ekologiczne i walczące o prawa zwierząt.
Wcielając się w role buntowników i kontestatorów, jeździli na demonstracje, brali udział w nielegalnych akcjach protestacyjnych i zebraniach. Działania jednostki, która została rozwiązana w 2008 roku, budziła wiele kontrowersji. Dwa lata temu głośna była, także ujawniona przez "Guardiana", sprawa agenta Marka Kennedy'ego, który podczas infiltracji grup alterglobalistów wykorzystywał m.in. seksualne relacje z aktywistkami. Był też oskarżany o inspirowanie nielegalnych akcji.
Liczył się każdy szczegół
Niektórzy policjanci działający pod przykryciem spędzali nawet dziesięć lat, posługując się tożsamością zmarłego dziecka. Wielu z nich negatywnie oceniało taką metodę tworzenia legendy. Policjant, który jako Pete Black rozpracowywał grupę działaczy antyrasistowskich, powiedział dziennikarzom: - Część mnie myślała o tym, jak bym się czuł, gdyby ktoś inny posługiwał się danymi mojego zmarłego syna, by robić coś takiego. Inny oficer, który używał dokumentów wystawionych na nazwisko chłopca, który zginął w wypadku, stwierdził natomiast, że takie działania są w pełni usprawiedliwione, bo ich celem jest wyższe dobro.
Policjanci pracujący pod przykryciem musieli poznać wszystkie detale, jakie wiązały się z dzieckiem, którego tożsamość przyjmowali. Pete Black opowiedział dziennikarzom, że oficerowie SDS odwiedzali rodzinne miasta dzieci, których tożsamość przyjmowali. Oglądali domy, w których mieli się wychowywać, poznawali otoczenie. Te wszystkie detale były niezbędne, by przekonująco wcielić się w swoją rolę. - Liczą się te wszystkie drobiazgi: zapach wydobywający się z kanalizacji, poczta na rogu, numery autobusów... - tłumaczył Black.
Metoda znana wszystkim wywiadom
Wykorzystywanie tożsamości zmarłych dzieci, by zbudować legendę agenta, to technika znana od dziesięcioleci i stosowana przez wywiad na całym świecie. Z techniki tej korzystała niemiecka Stasi. Przejmowanie tożsamości zmarłego dziecka było też powszechnym sposobem działania KGB. W ten sposób "legendowano" na przykład rosyjskich szpiegów działających w USA w okresie zimnej wojny.
Miejscem, gdzie najczęściej dochodziło do przejęcia tożsamości, była Kanada - kraj, w którym poszczególne urzędy są słabo zintegrowane i wymiana informacji między nimi często przebiega z dużymi zakłóceniami. W dodatku kanadyjski paszport umożliwia swobodne podróżowanie po świecie, a także wjazd do USA bez wzbudzania jakichkolwiek podejrzeń. Wykorzystując dane zmarłych kanadyjskich dzieci, stworzono m.in. tożsamości "nielegałów" działających w ramach siatki, którą FBI rozbiło w 2010 roku.
-
To nie broni jądrowej Putina należy się bać. Gen. Komornicki wskazuje "największe zagrożenie" dla Polski
-
Zakaz sprzedaży nowych aut spalinowych. "Niemieckie koncerny na wygranej pozycji"
-
Kaczyński "nie prowadzi zdrowego trybu życia". "Słabo się czuje". A "frakcje zaczynają wyłazić spod dywanu"
-
Szokujące rekolekcje w Toruniu. Kobieta poniżana przed ołtarzem. Będzie wniosek do prokuratury
-
Ogromny żółw jaszczurowaty złapany pod Warszawą. To gatunek niebezpieczny dla ludzi
- Sałatka jarzynowa nigdy nie była tak droga. Przed nami Wielkanoc "najdroższa w historii"
- "Skandal i zdrada". Na MKOL spadają gromy po decyzji ws. rosyjskich i białoruskich sportowców
- Dwa domy, ale jedno dzieciństwo. Rozstanie rodziców nie musi być traumą
- Lichocka pozwała Budkę. Chodzi o jej słynny gest. Sąd podjął decyzję
- "Kobiety w IT. "W zeszłym roku 70 proc. awansowało" - przyszłość wygląda obiecująco