"Współcześni przywódcy grzeją się w świetle stalinowskiego słoneczka". Mija 60 lat od śmierci Józefa Stalina

- To była funeralna histeria - mówi o żałobie po śmierci Józefa Stalina prof. Eugeniusz Cezary Król z Collegium Civitas. - Sięgnięto wyżyn zorganizowanej w urzędowy sposób histerii. Z drugiej strony było autentyczne wzruszenie przeciętnego człowieka - dodaje historyk i politolog.

60 lat temu, 5 marca, zmarł Józef Stalin. Jego śmierć zakończyła epokę stalinizmu - krwawego terroru, który pochłonął miliony ofiar - i zapoczątkowała odwilż w krajach bloku komunistycznego. Pogrzeb Stalina odbył się w 9 marca w Moskwie. Do tragedii doszło jeszcze w trakcie - wyloty ulic na Plac Czerwony zostały zastawione ciężarówkami, o które napierający tłum rozgniótł kilkaset osób.

Krzysztof Lepczyński: Po śmierci Stalina w bloku sowieckim zapanowała żałoba. Po części inspirowana przez władzę, ale wielu ludzi zachowywało się jednak spontanicznie. Jak to się ma do 20 mln ofiar stalinizmu? Geniusz propagandy?

Prof. Eugeniusz Cezary Król: Potęga propagandy, to również utrzymywanie pół niewiedzy. Przemilczanie rzeczywistości obejmowało choćby informacje na temat rozmiarów represji. Człowiek skazany przepadał bez śladu. Rodzina nie miała pojęcia o jego losach, nie wolno jej się było niczego dowiadywać. Wszelkie próby kontaktu były brutalnie tłumione.

A jeśli chodzi o śmierć Stalina, to należy mówić o wzbudzeniu histerii funeralnej. "Pompa funebris", czyli ceremoniał śmierci, towarzyszy człowiekowi od czasów najdawniejszych. Śmierć zawsze była traktowana jako element życia publicznego. W przypadku totalnej propagandy sięgnięto wyżyn zorganizowanej w urzędowy sposób histerii.

Z drugiej strony było autentyczne wzruszenie przeciętnego człowieka, który wiedział o Stalinie tyle, ile dowiedział się ze środków masowego przekazu: "Oto umiera bóg". Jeśli przyjrzeć się Polskiej Kronice Filmowej z 1953 roku, komentarz, czytany zresztą przez nieodżałowanego Andrzeja Łapickiego, wyraźnie akcentuje elementy boskie Stalina.

Intelektualiści też dołączyli do tej histerii. Wiersze, obrazy, publikacje prasowe... Jan Nowak Jeziorański mówił o "dniach największego poniżenia polskiej inteligencji twórczej".

- Stwierdzenie, że intelektualiści się przyłączyli, wydaje się nieuprawnione. Wiemy o tych, którzy się przyłączyli. Ci, którzy tego nie zrobili, milczeli albo zostali skazani na milczenie. Obszary niemego protestu były spore, jednak niedostrzegane. Dlaczego znani, wrażliwi twórcy popadli w takie otumanienie? Oni mieli do wyboru dwie możliwości: zamilknąć czy też udać się na emigrację lub włączyć się w "nurt przemian". Tego oczekiwano od twórców. Histeria wśród twórców zatoczyła tak szerokie kręgi, gdyż w grę wchodził rodzaj wyścigu. To była rywalizacja środkami artystycznymi: kto da z siebie więcej, kto pokaże, że jest bardziej wierny. W pewnym momencie ten wyścig przekroczył granicę absurdu.

Reżimy manipulują ludźmi także dziś. Sceny zbiorowej histerii oglądaliśmy po śmierci Kim Dżong Ila.

- Elementem propagandy totalnej jest zjawisko izolacji, odgraniczenia, braku pluralizmu medialnego. To powoduje, że ludzie mają jedną skalę wartości, jeden schemat podchodzenia do rzeczywistości. Zachowują się schematycznie. A ponieważ izolacja w Korei Północnej ma cechy paranoidalne, to i zachowania są paranoidalne.

Dziś niemal połowa Rosjan pozytywnie ocenia Stalina. Dlaczego władze mitologizują tę postać?

- Wdrukowane wzorce jeszcze z okresu stalinizmu, powielane przez kilkadziesiąt lat, muszą działać, muszą funkcjonować w obiegu społecznym. Jest to też zjawisko relacji między słońcem a księżycem. Współcześni przywódcy grzeją się w świetle stalinowskiego słoneczka. Dają do zrozumienia, że są mu podobni rangą. Odór śmierci unoszący się nad stalinizmem w ogóle im nie przeszkadza.

Z punktu widzenia przywódcy to pewne schematy, w które można wskoczyć jak w znoszone buty. A nos zawsze można zatkać.

TOK FM PREMIUM