Brexit, czyli plan, który miał nie wypalić. Jak doszło do decyzji o rozwodzie Wielkiej Brytanii z Unią Europejską?
Nie byłoby brexitu, gdyby nie grexit - przynajmniej jeśli chodzi o samo słowo, które w ostatnich latach zdominowało brytyjską politykę. To właśnie niepokoje związane z możliwym opuszczeniem przez Grecję strefy euro zainspirowały dyrektora think-tanku British Influence Petera Wildinga, uznawanego za twórcę słowa "brexit", do użycia go po raz pierwszy w 2012 roku. Zaledwie osiem miesięcy później ówczesny premier David Cameron zapowiedział, że wynegocjuje zmiany warunków brytyjskiego członkostwa w Unii Europejskiej - a potem zarządzi głosowanie w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty.
Do grexitu ostatecznie nie doszło, ale brexit został z Brytyjczykami na dłużej. Tuż po referendum w 2016 roku, które niewielką przewagą wygrali zwolennicy opuszczenia Wspólnoty, Peter Wilding dostał telefon od wydawcy słownika Oxford English Dictionary z gratulacjami: brexit został wybrany słowem roku. Wilding - orędownik pozostania w UE - dwa lata później pytał retorycznie: czy wiecie, jak to jest dostać nagrodę, której się nie chciało? I dodawał z przekąsem: brexit to moja wina.
Brexit. Kto jest winny?
Winnych z politycznego punktu widzenia należałoby szukać jednak gdzie indziej. Brexit, choć wtedy jeszcze tak o nim nie mówiono, był głównym postulatem Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, czyli UKIP-u, od momentu jej powstania w 1993 roku. Wśród jej założycieli był Nigel Farage - rozczarowany polityką Partii Konserwatywnej zagorzały eurosceptyk, a później także wieloletni europoseł. Farage pierwszy raz objął mandat 20 lat temu i od tej pory nie opuścił ani jednej kadencji Parlamentu Europejskiego. Przez te wszystkie lata wygłaszał płomienne mowy na salach plenarnych w Brukseli i Strasburgu, ale i regularnie gościł w brytyjskich mediach, powtarzając do znudzenia: Wielka Brytania powinna opuścić Unię Europejską.
Farage, ekscentryk, a przy tym nieprzeciętnie sprawny polityk, objął kierownictwo w UKIP-ie i poprowadził partię do historycznych wyników - partia znalazła się na fali wznoszącej, umiejętnie podsycając nastroje antyimigranckie, wymierzone między innymi w przyjeżdżających do Wielkiej Brytanii Polaków. To się Farage’owi opłaciło. W wyborach w 2010 roku UKIP zdobył zaledwie 3 procent głosów, ale już dwa lata później sondaże dawały jej nawet 15-procentowe poparcie. I to jedna z przyczyn brexitu.
Brexit. Referendum, którego miało nie być
Rekordowa popularność UKIP-u niosła ze sobą widmo porażki dla Davida Camerona, który w 2015 roku miał w perspektywie kolejne wybory parlamentarne. Torysi zaczęli niepokoić się o wyniki partii - a ściślej rzecz ujmując: o swoje miejsca w Izbie Gmin. Zaczęli więc naciskać na lidera, by dał im narzędzie do przeciągnięcia wyborców na swoją stronę. Zwłaszcza tych, w których rosły antyunijne nastroje - a więc też tych, których kusiło głosowanie na UKIP. Jak konserwatyści chcieli odzyskać niewiernych zwolenników? Odpowiedź była prosta: postanowili obiecać im, że tylko Partia Konserwatywna da im wreszcie szansę wypowiedzieć się na temat unijnego "być albo nie być" Wielkiej Brytanii.
David Cameron ugiął się pod presją. W styczniu 2013 roku ogłosił, że jeśli Partia Konserwatywna wygra wybory w 2015 roku, to zorganizuje referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Zapowiedział jednak, że najpierw będzie walczył o zmianę warunków, jakie wiążą jego kraj ze Wspólnotą, po czym dodał: Kiedy dojdzie do referendum, będę całym sercem i całą duszą walczył o to, by Wielka Brytania pozostała w Unii.
Ale David Cameron liczył na to, że nie będzie musiał walczyć, bo do referendum nie dojdzie. W chwili gdy zapowiadał głosowanie, w sondażach prowadziła Partia Pracy, a Konserwatyści mieli około 10 punktów procentowych straty. Ich wyborczy sukces wydawał się niemożliwy. W najlepszym wypadku partia musiałaby szukać koalicjanta, a naturalny sojusznik Torysów, Liberalni Demokraci ostro sprzeciwiali się wyjściu z Unii Europejskiej.
Droga do brexitu. Cameron wygrywa, choć miał przegrać
Sześć lat później, w styczniu 2019 roku, BBC opublikowało rozmowę z Donaldem Tuskiem, który wspominał wymianę zdań z Davidem Cameronem. – Zapytałem go: dlaczego zdecydowałeś się na to referendum? To niebezpieczne, a nawet głupie. Odpowiedział, że jedynym powodem była jego własna partia. Czuł się jednak bezpiecznie, bo Liberałowie zablokowaliby pomysł referendum. Ale wtedy, nieoczekiwanie, wygrał.
David Cameron i Partia Konserwatywna wygrali wybory w 2015 roku na tyle zdecydowanie, że nie potrzebowali już partnera do koalicji. Nie było nikogo, kto mógłby pomóc premierowi w wycofaniu się z honorem z pomysłu, który - jak alarmowali politycy, eksperci, historycy i dziennikarze - mógł zwiastować co najmniej ekonomiczną niepewność i prawne zawirowania.
Dlatego już rok później Brytyjczycy poszli do urn. Głos za wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej oddało 51,89 procent uczestników referendum. Po ogłoszeniu oficjalnych wyników, David Cameron ustąpił ze stanowiska szefa partii i zapowiedział, że odda też tekę premiera - a zmagania z brexitem zostawił swojej następczyni Theresie May.
-
Nowy sondaż. Prawie wszystkim rośnie, tylko nie im. To koniec wielkiego boomu?
-
Sprawdziliśmy, co w sklepach myślą o powrocie handlu w niedzielę. Tusk rozwścieczył. "Co mu odbiło?!"
-
Katastrofa w seminariach i "ciemna noc" Kościoła. "Stworzono w nim eldorado dla przestępców"
-
Orgia księży w Dąbrowie Górniczej. Duchowny ostro o polskim Kościele: Rozpusta, rozpasanie, bezrozum
-
PiS "w pewnej defensywie", ale opozycja też musi uważać. "To dziś główny kłopot"
- Hollywoodzcy scenarzyści mogą już wrócić do pracy. Wynegocjowali "niezbędne zabezpieczenia"
- Koniec strefy Schengen bliżej niż dalej? Jest jeden "bezpiecznik"
- Siedzą w szpitalnej sali, a czują się, jak w kosmosie. "Na terenie Polski to nowość"
- Co partie po wyborach zrobią z prawem do aborcji? Jedna nie ma o tym ani słowa w swoim programie
- Co dalej z kontrolami na granicy z Polską? Nieoficjalnie: Niemcy podjęły decyzję