Tomasz Stawiszyński: (Nie) sprawiedliwy świat

Dosłownie kilka chwil po tym, jak helikopter, na pokładzie którego leciał między innymi Kobe Bryant, roztrzaskał się o ziemię, zaroiło się od teorii spiskowych na temat tego wypadku.
Zobacz wideo

Zdjęcia przedstawiające słynnego koszykarza wykonującego tajemnicze gesty sygnalizujące przynależność do zakonu Illuminati; fake'owe twitty rzekomo jego autorstwa, z których miałoby wynikać, że posiadał informacje kompromitujące najważniejszych amerykańskich polityków; a wreszcie kilkudziesięciosekundowy fragment kreskówki sprzed trzech lat – to prawda, robiący dość piorunujące wrażenie – w której... ginie on w wypadku helikoptera  – to tylko niektóre z rewelacji od kilku dni masowo powielanych w internecie. Autorom tego rodzaju rewelacji nie zakłóca wywodu fakt, że Bryant od lat poruszał się luksusowym helikopterem, był to jego swoisty znak rozpoznawczy, i zapewne dlatego twórcy tej animowanej serii postanowili w tak upiorny sposób sobie z niego zażartować. Nie mając przy tym świadomości, że po latach ich dowcip stanie się ponurą rzeczywistością.

Nie, zwolennicy teorii spiskowych wyciągają z tego jedyny ich zdaniem oczywisty wniosek – za śmiercią koszykarza stoją Illuminati, tajemniczy zakon sprawujący niepodzielną władzę nad światem, któremu Bryant niechybnie się czymś musiał narazić. Skądinąd Illuminati regularnie prezentują swoje niecne poczynania za pośrednictwem hollywoodzkich filmów, stąd zapewne zaskakujące sceny we wspomnianej kreskówce. Choć dlaczego tak robią – dlaczego ujawniają swoje sekrety i zapowiadają dokonywane później zbrodnie – tego na dobrą sprawę do końca nie wiadomo. A w każdym razie trudno tutaj o jakkolwiek racjonalnie brzmiące wytłumaczenie. Abstrahując już oczywiście od nieracjonalności samej fundamentalnej tezy: że istnieje jakaś tajna organizacja kontrolująca wszystko, co się w świecie dzieje, od wypadków drogowych po katastrofę klimatyczną.

Tak czy inaczej – tego rodzaju reakcja na śmierć kogoś powszechnie znanego nie jest niczym zaskakującym. Obserwujemy ją prawie za każdym razem, kiedy okoliczności takiej śmierci przekraczają wariant spodziewany i oczywisty: długotrwałą chorobę w podeszłym wieku, albo po prostu zaawansowaną starość.

Ale w takich sytuacjach – bezsensownego wypadku, fatalnej pomyłki, jak ostatnio przy zestrzeleniu samolotu w Iranie, nagłego odejścia kogoś młodego, u progu życia – uruchamiają się nie tylko narracje w sposób jawny i oczywisty spiskowe, jak te o zakonie Illuminati. Uruchamiają się także takie interpretacje, które z myśleniem spiskowym nie mają z pozoru nic wspólnego, a jednak zarówno pod względem struktury, jak i psychologicznych celów, są do niego łudząco podobne. Pół biedy, jeśli dotyczą spraw, w których taka czy inna opinia realnie nic już nie zmieni, a rozmaite fantazyjne opowieści – o wszechwładnych Illuminatach, na przykład – służą tylko prostemu wyegzorcyzmowaniu przerażenia, jakie odczuwamy wobec bezsensownego, okrutnego przypadku.

Zdecydowanie gorzej, kiedy tego rodzaju przekonania mogą wpływać na czyjeś bezpieczeństwo, albo nawet i życie.

***

Istnieje wiele analiz, których autorzy zastanawiają się nad genezą myślenia spiskowego. Przyglądają się temu fenomenowi pod kątem ewolucyjnym, społecznym czy ekonomicznym. Niewątpliwie jednak – niezależnie od tego, gdzie dostrzegamy zasadnicze źródło uwodzicielskiej siły spiskowych narracji – da się o tych teoriach powiedzieć jedno.

Wprowadzają porządek tam, gdzie wyjściowo panuje kompletny bałagan. Zamieniają niezrozumiałą gmatwaninę w doskonale logiczny wzór. Brak struktury w strukturę. Chaos w kosmos. Ślepe okrucieństwo przyrody i żywiołów, które może nas dotknąć w każdej chwili – nieprzewidywalne, pozbawione sumienia, nieczułe na ludzkie sprawy – w planowe działania jakichś ośrodków władzy. A zatem świadomych, intencjonalnie realizujących swoje cele osób – niekoniecznie ludzkich, skądinąd  – które być może są zimne i bezwzględne, ale których decyzje można przynajmniej przewidywać. Ich samych zaś ostatecznie – wytropić i pozbawić władzy. W przeciwieństwie do nieprzyjaznego świata żywiołów, z którym nic podobnego nie da się zrobić – przynajmniej w wyobrażalnej przyszłości.

No właśnie, ocieplenie klimatu, proces o charakterze globalnym, również bywa uznawany za rodzaj mistyfikacji jakichś tajemniczych środowisk. I tu także występuje efekt, o którym mówię: zamiana czegoś potężnego, funkcjonującego w dużym stopniu na zasadzie bezwładu, w planowe knowania w każdym razie możliwych do zidentyfikowania złoczyńców. Jaki jest jednak zasadniczy psychologiczny efekt tego rodzaju zabiegu, gdyby rzecz sprowadzić do pojedynczego hasła?

Odpowiedź brzmi: spokój. Plus przekonanie o własnej niezwykłości, biorące się z poczucia dostępu do jakiejś sekretnej, przed innymi zasłoniętej wiedzy.

***

Skąd jednak ten spokój się bierze? Czy tylko z przekonania o istnieniu ukrytego porządku i przewidywalności? Z zażegnania widma chaosu?

Otóż nie tylko. Działa tu bowiem jeszcze inny czynnik czy raczej mechanizm, zwany w psychologii złudzeniem sprawiedliwego świata. Mówiąc w największym skrócie, ten mechanizm – zaliczany do katalogu błędów poznawczych – polega na doszukiwaniu się we wszystkim, co się zdarza, swoistych wyroków opatrzności. Na przekonaniu, że w świecie działa jakaś niewidzialna siła, która szczęście i nieszczęście sprawiedliwie rozdziela między ludzi wedle ich osobistych zasług i sprzeniewierzeń.

Złudzenie sprawiedliwego świata aktywizuje się w szczególności w sytuacjach, w których komuś dzieje się krzywda. Na przykład pada ofiarą intencjonalnej albo nieintencjonalnej przemocy; przedwcześnie umiera; spada na niego jakaś niezawiniona, losowa tragedia, choćby huragan, powódź, bankructwo, albo właśnie wypadek helikoptera.

Złudzenie sprawiedliwego świata każe wówczas myśleć – nawet jeśli jest to tylko jakieś subtelne, na poły nieświadome wrażenie – że być może ofiara w jakiś sposób sobie na to, co ją spotkało, zasłużyła. Że być może nie mamy tu wcale do czynienia z absurdalnym, okrutnym zrządzeniem losu, albo absurdalnym, choć świadomym ludzkim okrucieństwem, tylko z jakimś osobliwym, kosmicznym wyrównywaniem rachunków.

***

Oczywiście, tego rodzaju fantazja działa osłonowo na każdego, kto się jej oddaje. Ponieważ wszyscy – no, może z drobnymi wyjątkami – zasadniczo uważamy, że jesteśmy ludźmi przyzwoitymi i dobrymi, pogląd, że nieszczęścia dotykają wyłącznie tych, którzy sobie na to zasłużyli, spełnia w naszej psychice funkcję raczej oczywistą. Zwłaszcza w skomplikowanym i niezrozumiałym świecie, w którym nieustannie konfrontujemy się z rozmaitymi ryzykami – złudzenie sprawiedliwości bez wątpienia może działać kojąco.

Jest to jednak pogląd okrutny i bezwzględny. W najrozmaitszych swoich wariantach i wcieleniach odpowiada za niezliczone akty obojętności, przyzwolenia i otwartej afirmacji przemocy. A także za samą przemoc, oczywiście. Miliony razy służył usprawiedliwianiu niezliczonych podłości, nadużyć i przestępstw. Wymierzonych zarówno w jednostki, jak i w całe społeczności. W członków i członkinie mniejszościowych grup, które fałszywie posądzano o wyimaginowane zbrodnie, a następnie dokonywano na nich ludobójstwa. Generalnie, nie było w dziejach ludzkości takiego zła, które nie byłoby usprawiedliwiane, albo wręcz afirmowane poprzez odwołanie do tego podskórnego, wmontowanego gdzieś w samą tkankę naszych intuicji moralnych fantazmatu: że oto niewinnemu nigdy nie dzieje się krzywda.

W oparciu o ten mechanizm właśnie dochodziło do najstraszniejszych zbrodni w historii, w oparciu o ten mechanizm kolejne takie zbrodnie były i są możliwe. Rene Girard, jeden z największych współczesnych filozofów i antropologów, uczynił z niego centralną kategorię, będącą, jego zdaniem, kluczem do zrozumienia ludzkiej natury i kultury. W mitologiach i religiach całego świata tropił ten upiorny mit: wiarę, że przemoc jest krzywda zasłużona. Poczucie moralnej czystości, usprawiedliwienie i ukrywanie własnej przemocy – oto zasadnicze, według Girarda, zasady organizujące życie ludzkich zbiorowości. Dopiero rozmontowanie tych mechanizmów, dostrzeżenie, że się jest do przemocy zdolnym – stanowi pierwszy krok do wyjścia ze środka tej spirali. Równie istotne jest tutaj zrozumienie roli ślepego przypadku, znaczna część opisywanych przez Girarda aktów przemocy opierała się bowiem właśnie na przypisywaniu ofiarom odpowiedzialności za katastrofy naturalne.

Innymi słowy, uznanie, że żyjemy w świecie, w którym nikt nad nami nie czuwa, i w którym nie działa żadna niewidzialna zasada redystrybucji nagród i kar – ta konstatacja jest warunkiem sine qua non wszelkiej refleksji etycznej, która zdolna jest uniknąć pułapki złudzenia sprawiedliwego świata.

***

Czy to jednak nie jest przesada? Budowanie ciągłości pomiędzy spiskową teorią o upadku helikoptera, a radykalną przemocą i obwinianiem ofiar? Ani trochę. Właśnie o to chodzi, że bardzo często nie dostrzegamy kontinuum pomiędzy sprawami z pozoru błahymi a poważnymi. I często mamy wrażenie, że te poważne – zwłaszcza przemoc, zwłaszcza zło – spadają na nas ni stąd, ni z owąd. Że się biorą z powietrza, jak to ujął Marian Turski w przejmującej mowie na uroczystości upamiętniania 75 rocznicy wyzwolenia Auschwitz, cytując austriackiego prezydenta. A w konsekwencji – że są realizacją jakichś tajemniczych metafizycznych prawideł.

Innymi słowy, tam, gdzie działa ślepy przypadek – dopatrujemy się kosmicznego planu. Tam zaś, gdzie faktycznie moglibyśmy w porę dostrzec, że dzieje się coś niedobrego, tam machamy lekceważąco ręką i uznajemy, że nie ma sobie czym zawracać głowy.

TOK FM PREMIUM