3 mln Syryjczyków stłoczonych na skrawku ziemi wielkości powiatu. "Prędzej czy później fala migracyjna dotrze do Europy"
Trwająca od 2011 roku wojna w Syrii to konflikt, w którym jest wiele stron, wspieranych przez wiele krajów na świecie. O tym, co dzieje się w pogrążonym w ruinach kraju, wciąż wstrząsanym przez spadające bomby i pociski, opowiadał Agnieszce Lichnerowicz dr Wojciech Wilk, prezes Fundacji Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej, który przez kilka tygodni był na miejscu.
- Wojska rządowe są skupione na przejęciu kontroli nad prowincją Idlib, która jest bastionem sił opozycyjnych. Opozycja ta, Ruch Wyzwolenia Syrii, jest bardzo zradykalizowana, kiedyś była Al-Kaidą - tłumaczył gość audycji "Światopodgląd". Przed ofensywą uciekają cywile, którzy wcześniej trafili do Idlib, zmuszeni do opuszczenia wcześniejszych miejsc schronienia. Doprowadziło to do sytuacji, że w ostatnie bezpieczne miejsce ciągną setki tysięcy osób. - Przy samej granicy tureckiej jest od 2,5 do 3 mln ludzi, w tym ponad milion dzieci, stłoczonych na obszarze wielkości polskiego powiatu. Na południe od tej strefy są intensywne walki i bombardowania - wyjaśniał dr Wilk. Sęk w tym, że docierają na obszary rolnicze, gdzie nie ma jak ich zakwaterować. Dlatego dziesiątki tysięcy ludzi śpią pod gołym niebem, na polach, w parkach, na ulicach. - Dzieci z 20 rodzin ogrzewają się przy jednym piecu w jednym namiocie. Tylko na tyle starcza paliwa - dodawał.
Wojna w Syrii. Ucieczka ku Turcji
Jak relacjonował, sytuacja pogorszyła się w ostatnich dniach. O ile w ciągu ostatnich miesięcy uciekło w te rejony 520 tys. ludzi, o tyle w ciągu kilku ostatnich dni w drogę wyruszyło kolejnych kilkaset tysięcy osób. Wszyscy szukają bezpieczeństwa w wąskiej strefie przy granicy tureckiej. Uciekają przed nalotami i ostrzałami, które bardzo często jako cel obierają obiekty cywilne. - Bombardowane są szkoły, szpitale, targi, piekarnie. Pociski nie są wycelowane w cele wojskowe, bomby beczkowe rozrywają się tam, gdzie spadną - opisywał szef PCPM.
Nie wszyscy decydują się na ucieczkę w chwili rozpoczęcia ofensywy. Największa fala rusza wtedy, kiedy rozpoczyna się ostrzał artyleryjski sił syryjskich. - Wtedy 40-50 tys. ludzi ucieka tą samą drogą. Pomagają organizacje humanitarne, które starają się organizować dla nich samochody. Ale później nie ma tych ludzi gdzie umieścić już poza strefą walk. Obozy są przepełnione. Można lokować ich w szkołach, ale wtedy przestaną one działać. Nie ma już miejsca fizycznego w północno-zachodniej Syrii, gdzie mogliby oni mieszkać - tłumaczył Wojciech Wilk.
Nowa fala migracyjna?
Zdaniem gościa Agnieszki Lichnerowicz, w ciągu nadchodzących tygodni - o ile nie zostaną podjęte jakieś skoordynowane działania - możemy spodziewać się nowej fali migracyjnej z terenu Syrii. Bo choć teoretycznie turecka granica jest dla Syryjczyków zamknięta - w Turcji już w tej chwili jest 3,5 mln uciekinierów - to mogą oni nie mieć wyjścia.
Zdaniem Wojciecha Wilka uciekający przed bombami Syryjczycy mają trzy opcje. Pierwsza z nich to właśnie ucieczka do Turcji, która jednak wykorzystała lukę w prawie międzynarodowym, pozwalającą jej nie uznawać uciekinierów z Bliskiego Wschodu za uchodźców. Druga opcja to poszukiwanie schronienia w miejscu, z którego wypędzono Kurdów, wzdłuż północnej granicy z Turcją - chodzi o pas ok. 40 km. Tyle że tam również wszyscy się nie zmieszczą. Wreszcie opcja trzecia - przejść na terytoria kontrolowane przez rząd. - Ale cywile, głównie mężczyźni boją się aresztowań, przesłuchań i wcielenia do wojska. Dlatego właśnie Syryjczycy nie wracają do domów - tłumaczył dr Wilk. Wspomniał też o zdjęciach, które pojawiły się w mediach, a które pokazywały Syryjkę na wózku, która mówiła, że nie ma gdzie uciekać, więc zostaje w mieście, do którego wchodziły siły rządowe. - A potem widzieliśmy zdjęcia starszych ludzi rozstrzeliwanych dla zabawy - dodał Wojciech Wilk.
Jego zdaniem, w przypadku dziesiątków tysięcy ludzi ziścić się może wariant pierwszy. - Ludzie mogą nie mieć innej możliwości, jak przedostanie się do Turcji, która już gości 3,5 mln uchodźców. Dobrze byłoby, żeby UE miała jakiś pomysł na tę sytuację - mówił. Jego zdaniem, bez pomocy ze strony UE kolejna fala migracyjna nie będzie liczyła 1 czy 1,5 mln osób, a 3 mln, a dziennie na teren Unii może napływać nawet po kilka tysięcy osób. - Wśród tych ludzi będzie wielu weteranów walk, zradykalizowanych. Setki tysięcy osób, które musiały wiele razy uciekać z domu i szukać bezpieczeństwa w namiotach. Bez konkretnej interwencji możemy mieć do czynienia z polami śmierci, jak w Kambodży - na samej granicy Unii Europejskiej - prognozował.
Zniszczenia w Syrii większe niż w Polsce po II wojnie światowej
Wojciech Wilk, który niedawno wrócił z Syrii, relacjonował, że 70 proc. kraju to ruiny, w których mieszka mniej niż połowa ludności Syrii - reszta uciekła na obszary znajdujące się poza kontrolą rządu albo za granicę. - Odbudowa zajmie od 20 do 70 lat. Straty w Syrii są wielokrotnie większe niż w Polsce w czasie II wojny światowej. 40 proc. budynków nie nadaje się do zamieszkania. Większość dużych miast to ruiny - opisywał.
Posłuchaj całej rozmowy, by dowiedzieć się więcej o tym, co dzieje się teraz w Syrii:
-
Marsz 4 czerwca. Przedsiębiorczyni z Łomży o hejcie po spotkaniu z Tuskiem. "Mojej córce grożono gwałtem"
-
Był nacjonalistą, aż poznał lewaczkę. "Szedłem z nią do łóżka, a potem się z tego spowiadałem"
-
"Miała być garstka spacerowiczów, a jest rzesza obywateli". Prof. Pacześniak: Ludzie zaczynają wierzyć w wygraną
-
"Duda zakałapućkał się kompletnie". Poseł PiS go broni: "A słyszała pani o jakimś prezydencie, który czyta każdą ustawę?"
-
Jędraszewski hołubiony przez PiS. Siostra w jeansach wylicza "sukcesy". "2 na 3 powody apostazji to jego wystąpienia"
- Wyniki Lotto 4.06.2023, niedziela [Multi Multi, Kaskada, Mini Lotto, Ekstra Pensja, Ekstra Premia]
- Marsz 4 czerwca to polityczny game changer? "Podobało mi się, że Tusk próbuje zakopać część rowów między Polakami"
- Ślubowanie Tuska: Ci, którzy czynili zło, będą rozliczeni. Nie będzie żadnej taryfy ulgowej
- Marszu 4 czerwca w TVP nie zobaczysz. Co okazało się ważniejsze niż manifestacja opozycji?
- Marsz 4 czerwca. Budka : Próbują nas zakłócić, zakłócają nasz sygnał GSM