Donald Trump czy Joe Biden? Wszystko, co trzeba wiedzieć o wyborach prezydenckich w USA
Wybory prezydenta USA. Dlaczego akurat wtorek?
W Polsce i wielu innych europejskich państwach wybory odbywają się przeważnie w weekend. Nie spiesząc się do pracy czy na uczelnie, możemy spokojnie udać się do lokalu wyborczego i wybrać prezydenta czy parlamentarzystów. W Stanach Zjednoczonych jest inaczej. Tam dniem wyborów prezydenckich jest wtorek, a konkretniej - wtorek po pierwszym poniedziałku listopada. Dlaczego? Dziś wynika to przede wszystkim z przywiązania Amerykanów do tradycji. Dawniej jednak miało wymiar głównie praktyczny.
Przed 1845 rokiem nie było jednej ustalonej daty wyborów i Amerykanie - w różnych stanach - mogli głosować w różnych dniach. Amerykańscy kongresmeni postanowili to zmienić. Zdecydowali się na listopad, bo jest to miesiąc, w którym zakończono już zbiory, więc rolnicy - a USA były wówczas krajem mocno rolniczym - mieli zdecydowanie więcej czasu. Warto bowiem pamiętać, że wielu wyborców mieszkało wówczas na daleko położonych wiejskich farmach. Dojazd do lokali zajmował im niekiedy cały dzień albo nawet dłużej.
Drugi dzień tygodnia wybrano drogą pewnych eliminacji. Odrzucono weekend, ponieważ był to czas odpoczynku i obrzędów religijnych. Z kolei w środę zawsze odbywały się ważne dla rolników targi. Ostatecznie stanęło więc na wtorku.
Wybory w USA. Skomplikowana ordynacja
Prezydent USA wybierany jest co cztery lata i - podobnie jak w Polsce - swój urząd może pełnić przez maksymalnie dwie kadencje.
Co ważne, amerykański przywódca nie jest wybierany bezpośrednio (jak np. polski prezydent), ale pośrednio. Oznacza to, Amerykanie - idąc do urn - głosują na elektorów i dopiero później ci elektorzy - w imieniu Amerykanów - wybierają prezydenta. Na ogół wiadomo jednak, którego kandydata dany elektor poprze. 26 stanów oraz Dystrykt Kolumbii wprowadziły nawet formalny nakaz na elektorów, by ci oddawali głosy na kandydata, który zwycięży w danym stanie. Choć zdarzają się też wiarołomni elektorzy, którzy głosują inaczej, niż większość mieszkańców danego stanu.
Kolegium Elektorów Stanów Zjednoczonych (które wybiera prezydenta USA) spotyka się w pierwszy poniedziałek po drugiej środzie grudnia. Liczy 538 elektorów i stanowi reprezentację poszczególnych stanów. Liczba elektorów w kolegium odpowiada liczbie kongresmenów reprezentujących dany stan w Kongresie (do tego dochodzi trzech elektorów reprezentujących Dystrykt Kolumbii - mimo że ten nie ma w Kongresie reprezentantów z prawem głosu).
Wybory prezydenckie wygrywa ten kandydat, który zdobył większość głosów w Kolegium Elektorskim, czyli minimum 270. Ubiegający się o drugą kadencję Donald Trump w poprzednich wyborach w 2016 roku uzyskał ich 304.
Co ważne, liczba elektorów reprezentujących poszczególne stany w niektórych przypadkach różni się od siebie dość znacząco. Przykładowo - Kalifornia ma aż 55 elektorów, a sąsiadująca z nią Nevada ledwie sześciu. Zwycięstwo w największych stanach jest zatem bardzo ważne.
Może się też zdarzyć, że kandydat, który uzyskał większą liczbę głosów w wyborach powszechnych przegrał, bo rozkład głosów elektorów był dla niego mniej korzystny. Zdarzyło się tak chociażby przed czterema laty, kiedy to kandydatka Demokratów Hillary Clinton zwyciężyła w głosowaniu powszechnym, ale uzyskała mniejszą liczbę głosów elektorskich niż Donald Trump.
Swing states. O które stany toczy się batalia?
W wielu stanach wiadomo z góry, który kandydat zwycięży. Pewne jest m.in., że na Demokratę zagłosuje Kalifornia, Waszyngton czy Nowy Jork, a na Republikanina - Oklahoma, Karolina Południowa czy Wyoming. Kluczową rolę w wyborach w USA odgrywają więc tzw. swing states, czyli stany niezdecydowane. Zalicza się do nich m.in. Florydę, Ohio, Georgię, Północną Karolinę, Iowa i Maine. To o wyborców z tych właśnie regionów toczy się największa batalia.
Wybory w USA. Kiedy poznamy wyniki?
Ostatni dzień głosowania w wyborach prezydenckich w USA nie oznacza wcale, że wyniki poznamy tuż po zamknięciu lokali. Amerykanie mniej więcej od połowy września mogli wziąć udział we wcześniejszym głosowaniu i korzystali z tej możliwości bardzo chętnie. Do wtorku rano głos oddało w tej sposób aż 99,6 mln obywateli USA. To ponad 72 procent całkowitej frekwencji z wyborów w 2016 roku. Część głosów była oddawana w sposób korespondencyjny i m.in. od tempa ich zliczania zależy to, kiedy poznamy nazwisko zwycięzcy.
Sprawę komplikuje nieco fakt, że poszczególne stany mają nieco inne zasady dotyczące przyjmowania głosów kopertowych. W niektórych regionach ich przyjmowanie kończyło się właśnie we wtorek, w innych liczyła się data stempla pocztowego, co oznacza, że mogą napływać jeszcze przez najbliższe dni. W związku z tym ostateczne wyniki możemy poznać za kilka dni albo nawet tygodni.
Wybory w USA. Kto faworytem sondaży?
Większość przedwyborczych sondaży daje przewagę Joe Bidenowi. Średnio kandydat Demokratów prowadzi o siedem punktów procentowych. Jednak w najważniejszych - niezdecydowanych - stanach ta różnica jest mniejsza i waha się od dwóch do pięciu punktów.
Eksperci ostrzegają przed powtórką sprzed czterech lat, kiedy faworytką także była kandydatka Demokratów Hillary Clinton, a - koniec końców - do Białego Domu wprowadził się Donald Trump.
- Po bardzo bolesnym doświadczeniu z 2016 roku Demokraci nie mogą być już niczego pewni. Nawet te sondaże, które dają zwycięstwo, nie powinny uspokajać - mówiła w TOK FM amerykanistka z Uniwersytetu Szczecińskiego Renata Nowaczewska.
Wybory w USA. Kampania w obliczu pandemii
Kampania prezydencka w USA skupiła się głównie wokół pandemii koronawirusa - tego, jak państwo było na nią przygotowane i jak sobie z nią radzi. Zakażeniu COVID-19 na początku października uległ sam Donald Trump. Miał łagodne objawy, krótko przebywał w szpitalu i po kilkunastu dniach wznowił wiece wyborcze, na których przekonywał, że jest zdrowy, rzucał maseczkami i apelował do Amerykanów, by nie bali się wirusa.
Joe Biden ostro krytykował Trumpa za to, że nie przygotował państwa na starcie z pandemią i nie potrafi zapobiegać jej skutkom m.in. w gospodarce. Wypominał prezydentowi, że to przez jego brak odpowiedzialności miliony Amerykanów straciło pracę, a ponad 230 tysięcy osób straciło życie. Drwił z prezydenta, że "jak ma ochronić kraj przed wirusem, skoro nie umiał ochronić przed nim samego siebie".
Trump nie pozostawał w tym zakresie dłużny i ostrzegał Amerykanów przed całkowitym zamknięciem gospodarki, jakie miałby szykować Biden. Niejednokrotnie przedstawiał kandydata Demokratów jako niezdolnego umysłowo do poradzenia sobie nie tylko z pandemią, ale w ogóle - z prezydenturą.
Wybory w USA. Kandydaci - Donald Trump
Donald Trump to miliarder z Nowego Jorku i celebryta, który - nie mając politycznego doświadczenia - cztery lata temu zwyciężył w prawyborach, a później wywołał największą sensację wyborczą ostatnich lat, pokonując faworyzowaną kandydatkę Demokratów na prezydenta Hillary Clinton. Obiecywał Amerykanom miejsca pracy, "zakończenie niekończących się wojen" oraz walkę z polityczną poprawnością. Jego przeciwnicy od 2016 roku widzą w nim rasistę i populistę z przerośniętym ego, który zbija polityczny kapitał na lękach wyborców.
W trakcie swojej kadencji Trump wycofał Stany Zjednoczone z paryskiego porozumienia klimatycznego i porozumienia nuklearnego z Iranem. Doprowadził też do zakończenia Północnoamerykańskiego Układu Wolnego Handlu (NAFTA; w lipcu weszło w życie nowe porozumienie handlowe) i prowadził wojny celne z Chinami. Ograniczył liczbę amerykańskich żołnierzy na Bliskim Wschodzie i wielokrotnie wzywał państwa NATO, a szczególnie Niemcy, do zwiększenia wydatków na obronność. W Helsinkach w 2018 roku spotkał się z prezydentem Rosji Władimirem Putinem.
Donald Trump ma 74 lata.
Wybory w USA. Kandydaci - Joe Biden
Joe Biden to były wiceprezydent z czasów Baracka Obamy (2009-2017). Jednak w amerykańskiej polityce jest od blisko pół wieku. Ma opinię osoby o poglądach umiarkowanych, z poczuciem humoru, choć życie prywatne go nie rozpieszczało. W 1972 roku w wypadku samochodowym stracił żonę i roczną córkę. Został z dwoma synami, których wychowywać pomogła mu dalsza rodzina. Wszystko wydarzyło się kilka dni po tym, jak w wieku 30 lat został senatorem.
Jeśli chodzi o kampanię Bidena - z pewnością była ona mniej "barwna" i mniej intensywna niż Donalda Trumpa. Kandydat Demokratów, ze względu na pandemię koronawirusa, rzadko opuszczał rodzinne Wilmington. Jeśli już organizował spotkania - były one na pewno mniej liczne, utrzymane w ostrym reżimie sanitarnym.
Biden mógł za to liczyć na wsparcie byłego prezydenta Baracka Obamy.
Kandydat Demokratów ma 78 lat. W przypadku wygranej, byłby najstarszym prezydentem obejmującym ten urząd w historii Stanów Zjednoczonych.
-
Ogródek działkowy lekiem na galopujące ceny warzyw i owoców? "Są oferty i za 150 tys. albo 200 tys. złotych"
-
Przywódca zbrodniczego reżimu był "przydatny" Janowi Pawłowi II. W tle "sponsoring" Kościoła
-
Katolicka "sekta" w Częstochowie. "Wieczorem wybuchały krzyki dzieci, płacz i odgłosy uderzeń"
-
Dawid Kubacki przekazał informacje o stanie zdrowia żony, Marty. "Dla nas to pierwsze zwycięstwo"
-
"Profesorek na śmieciarce". Od 16 lat uczy w szkole, a teraz dorabia przy wywozie śmieci. "Podbudowuję się"
- Rosja ma rozmieścić taktyczną broń jądrową na Białorusi. Putin porozumiał się z Łukaszenką
- Watykan aktualizuje ważne procedury. Chodzi o pedofilię w Kościele katolickim
- Posłanka PiS nie wykluczyła sojuszu z Konfederacją. "Wcześniej takich deklaracji nie było"
- Zmiana czasu na letni. To już tej nocy. Ważne ostrzeżenie
- Klimatyczna bomba tyka i "może nas wessać". "Robimy sobie ten kryzys za własne pieniądze"