"Proxy wars z USA". Rosja robi krok wstecz ws. wojsk na granicy z Ukrainą

- Ilekroć sprawy w gospodarce nie szły najlepiej, to korzystał z tego militarnego mechanizmu. Krzywa poparcia dla Putina podskakiwała zawsze, kiedy Rosja toczyła jakiś konflikt - mówiła w TOK FM Jadwiga Rogoża z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Zobacz wideo

Minister obrony Rosji Siergiej Szojgu polecił w czwartek, by siły dwóch okręgów wojskowych, Południowego i Zachodniego, powróciły na miejsca stałej dyslokacji. Szojgu mówił o tym na anektowanym Krymie, gdzie trwają ćwiczenia z udziałem 10 tysięcy żołnierzy. Tym samym Rosja wycofała wojska z granicy z Ukrainą.

Prezydent Rosji Władimir Putin powiedział w czwartek, że jest gotów przyjąć prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego na rozmowy w Moskwie w dowolnym czasie, który mu odpowiada.

We wtorek Zełenski zaproponował Putinowi spotkanie w dowolnym miejscu w Donbasie, którego część jest kontrolowana od 2014 roku przez prorosyjskich separatystów.

Zdaniem Jadwigi Rogoży z Ośrodka Studiów Wschodnich, taka eskalacja napięcia między Rosja a jej sąsiadem ma kilka celów. – Chodzi o wywarcie presji na Ukrainę. Jest też trochę "proxy wars" (wojna między dwoma państwami na terenie trzeciego kraju - red.) z USA, bo Rosja robiąc cokolwiek poza swoimi granicami, zawsze toczy dialog ze Stanami Zjednoczonymi. Chce, by za Oceanem była odbierana nadal jako regionalne mocarstwo, które ma tutaj dużo do powiedzenia – mówiła Rogoża.

Jednak takie działania mogą też służyć Władimirowi Putinowi w sprawach wewnętrznych. – Ilekroć sprawy w gospodarce nie szły najlepiej, to korzystał z tego militarnego mechanizmu. Krzywa poparcia dla Putina podskakiwała zawsze, kiedy Rosja toczyła jakiś konflikt. Tak było w czasie wojen w Czeczeni, z Gruzją czy przy aneksji Krymu – przekonywała ekspertka. Dodawała, że takie akcje mogą się powtarzać w niedalekiej przyszłości, bo w Rosji we wrześniu zaplanowane są wybory parlamentarne. – Prezydentowi potrzebny jest lojalny parlament, najlepiej z konstytucyjną większością jego partii. Dla Putina to jasna wskazówka, co robić, żeby podciągnąć notowania swoje czy partii, jeśli nie można zaspokoić ekonomicznych i materialnych potrzeb społeczeństwa – oceniła Rogoża.

Nawalny na skraju śmierci, a ludzie protestują

1776 osób zostało zatrzymanych w 96 miastach Rosji w związku ze środowymi demonstracjami w obronie uwięzionego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego - podał w czwartek portal OWD-Info. Najwięcej zatrzymanych - co najmniej 805 - jest w Petersburgu. Zdaniem Rogoży władze liczą się z tym, że Nawalny może nie przeżyć w łagrze i dlatego starają się de facto "skryminalizować" działalność opozycyjną w kraju. - To już nie tylko takie łapanki na protestach. Władza chce dotrzeć do ludzi, którzy oglądają filmiki fundacji Nawalnego, repostują wpisy w social mediach, czy wpłacają pieniądze. Zastrasza się takie osoby. Macki państwowe mają dotrzeć bardzo głęboko - wskazywała ekspertka. 

Podkreślała, że to może być moment przesilenia, po którym rosyjska opozycja będzie musiała znaleźć nowe sposoby oddziaływania na opinię publiczną. - Już wiele razy myśleliśmy, że jesteśmy na dnie, a i tak słychać było pukanie od spodu. Putin rządzi 20 lat, były już różne fale, nawet terroru i to wcale nie sprawiło, że życie społeczne, dziennikarskie, polityczne zanikło. Wiadomo, państwo jest wszechpotężne i wydaje się, że może zabić każdego opozycjonistę i wszystko wypalić do żywej ziemi. Jednak w tej asymetrii jest mniej kreatywne od ludzi, ma tak wiele różnych luk, że życie potrafi się przebić. Władze zamyka jedne media, odradzają się kolejne. To samo ze strukturami opozycji - opisywała Rogoża. 

W czwartek Słowacja poinformowała, że w solidarności z Czechami wydali trzech rosyjskich dyplomatów, Rosja natychmiast zareagowała zapowiedzią wydalenia trzech dyplomatów słowackich. 

TOK FM PREMIUM