"Czujemy się w obowiązku zareagować". Dziennikarze apelują do polskich władz w sprawie Białorusi
"Jako niezależni dziennikarze demokratycznego kraju, czujemy się w obowiązku zareagować i tym samym wzywamy władze Polski do uproszczenia i przyspieszenia przyznawania azylu politycznego i ochrony międzynarodowej wszystkim tym, którzy do władz naszego kraju się o to zwracają" - podkreślono. "Apelujemy o podjęcie wszelkich możliwych starań na arenie międzynarodowej, by doprowadzić do zwolnienia z białoruskich więzień wszystkich działaczy na rzecz praw człowieka, w tym dziennikarzy Romana Pratasiewicza i Andrzeja Poczobuta" - napisano dalej.
Apel, opublikowany na stronach internetowych mediów, podpisali redaktorzy naczelni: Radia Zet, Radia TOK FM, "Rzeczpospolitej", "Wprost", "Dziennika Gazety Prawnej", "Fakt", "Gazety Wyborczej", portalu wyborcza.pl, "Newsweeka", Wirtualnej Polski, "Tygodnika Powszechnego", TVN24 i Faktów TVN, portalu Onet.pl, a także wiceprezes RMF FM.
Poczobut w areszcie od marca
Andrzej Poczobut został zatrzymany pod koniec marca, a na początku kwietnia usłyszał zarzuty. Portal telewizji Biełsat podawał wówczas, że dziennikarzowi grozi 12 lat więzienia za "rehabilitację nazizmu". Poczobut do połowy maja przebywał w areszcie Wołodarka w Mińsku, później został przewieziony do aresztu w Żodzinie. Żona dziennikarza mówiła, że od tamtego momentu informacji o nim jest bardzo mało. - Żaden list z Żodzino jeszcze nie doszedł, więc nawet tej skąpej informacji, która jest w korespondencji, nie mam. W internecie piszą, że listy z Żodzino idą dłużej niż z Mińska - mówiła.
- Wiem, że Andrzejowi przedłużono areszt. Prawdopodobnie na trzy miesiące, ale to też nie jest pewna informacja, bo nikt z nas nie widział dokumentów - dodała Oksana Poczobut. - Adwokaci nie mówią prawie nic, bo musieli podpisać zobowiązanie do nierozgłaszania informacji na temat przebiegu postępowania. Andrzej w listach dawał do zrozumienia, że wyjeżdżać nie zamierza - zaznaczyła.
Raman Pratasiewicz przebywa w białoruskim areszcie od 23 maja, kiedy po przymusowym lądowaniu służby specjalne uprowadziły go z pokładu samolotu linii Ryanair. Podczas konferencji prasowej zorganizowanej w białoruskim centrum w Warszawie najbliższa rodzina Prasiewicza prosiła o pomoc dla niego. - Proszę o przekazanie mojego apelu do ludzi do wszystkich rządów i przywódców tego świata. Błagam was. Pomóżcie mi uwolnić mojego syna - powiedziała Natalia Pratasiewicz, matka opozycjonisty.
- Wszyscy widzieliście zdjęcia i nagrania z Białorusi. Widzieliście na nich mojego pobitego syna. Widzicie na nich młodych ludzi, którzy w pokojowy sposób chcą walczyć o wolność słowa i dobre przemiany w naszym kraju. Mój syn jest jednym z nich. Robił to tylko dlatego, że chce żyć w wolnym i demokratycznym państwie - stwierdziła. - Mój syn nie nawoływał do zamieszek, tylko jako dziennikarz informował co działo się na Białorusi. Mojego syna duszono, ma złamany nos. Bardzo Was proszę, pomóżcie mi odzyskać syna - apelowała.
Posłuchaj:
-
"Ktoś prezesa okłamuje, żeby się cieszył". Lubnauer o głośnych słowach Kaczyńskiego o marszu
-
Ujawniono plan opozycji na końcówkę kampanii. Ekspert ma wątpliwości, czy to dobra ścieżka
-
Oto niekwestionowany zwycięzca Marszu Miliona Serc. "Nie jest dziadersem jak Donald Tusk czy Jarosław Kaczyński"
-
Co dalej ze stopami procentowymi? "Reakcja złotego może być makabryczna"
-
Małgorzata Daniszewska nie żyje. Wdowa po Jerzym Urbanie miała 68 lat
- Nowe wątki afery wizowej. "Tak skopanej operacji jeszcze nie widziałem"
- Nowy sondaż po Marszu Miliona Serc. Kaczyński może czuć na plecach oddech Tuska
- Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym. Nowe informacje od strażaków
- Chat GPT ma zyskać głos i wzrok, czyli przegląd nowości AI. I ważny proces o "przyszłość internetu"
- Rolnicy poprą PiS? Sołtyska: Widzimy, że to się nie klei