Wyspy Kanaryjskie to już drugie Lesbos. "Niedawno dopłynęła łódź z 24 ciałami"
- O tym szlaku wszyscy dowiedzieliśmy się w tym roku, chociaż jest to szlak bardzo stary, na Wyspy Kanaryjskie zawsze docierali ludzie z zachodniej Afryki. Ale rzeczywiście w zeszłym roku i na początku tego roku liczby ogromnie wzrosły. Tylko w tym roku na wyspy dotarło pięć tysięcy osób, dwa razy więcej niż w tym samym czasie w zeszłym roku - w TOK FM mówiła Anna Alboth aktywistka Minority Rights Group.
Szlak zachodnioafrykański prowadzi z Maroka, Sahary Zachodniej, Mauretanii, Senegalu, Ghany.
- Koronawirus zamknął niektóre szlaki z zachodniej Afryki, ale też wzmógł potrzeby osób docierających, dlatego tak dużo osób dociera na Wyspy Kanaryjskie - wyjaśniła Alboth.
Nie słuchasz podcastów? To dobry czas, by zacząć. Dostęp Premium za 1 zł!
Na początku uchodźcy umieszczani byli w hotelach. - W czasie koronawirusa, większość hoteli stała pustych, a uchodźcy przybywali i nie było ich na początku, gdzie zakwaterować. W listopadzie roku 2020 władze Wysp Kanaryjskich stwierdziły, ze skoro hotele stoją puste, to właściciele bankrutujących hoteli dostaną jakieś niewielkie pieniądze za zakwaterowanie uchodźców - aktywistka tłumaczyła decyzje, które dla opinii publicznej były dość kontrowersyjne.
Mieszkańcy wysp bardzo protestowali, bo sami żyli w trudnej sytuacji, wielu bankrutowało, a tu - jak opowiadała Alboth - "nagle uchodźców kwaterowało się w trzy-, cztero-, pięciogwiazdkowych hotelach".
- Teraz uchodźców nie ma w hotelach, wszyscy zostali przeniesieni do obozów. Jest siedem specjalnie zbudowanych obozów - zaznaczyła gościni Karoliny Głowackiej.
Dodała też, że "osobiście uważa, że było to świetne rozwiązanie, że wszyscy na tym skorzystali".
Mówiła też, że na Wyspach Kanaryjskich, "można być turystą i nie spotkać uchodźcy, bo oni dopływają do kilku konkretnych miejsc, są przenoszeni do specjalnie wybudowanych obozów na końcu świata, gdzieś na uboczu". - Tak żeby nie były widoczne i tam są trzymani miesiącami, niewielu udaje się dostać pozwolenie, żeby przepłynąć dalej do Hiszpanii kontynentalnej - mówiła Anna Alboth.
Wskazała też na bardzo ważną różnica między sytuacją z Wysp Kanaryjskich, a na Lesbos.
- Ludzie, którzy płyną z Turcji do Grecji, płyną 10-12 godzin, a z Afryki Zachodniej na Wyspy Kanaryjskiej 10-12 dni. To jest ogromna różnica w traumie i sytuacji psychicznej, i fizycznej osób, które dopływają - tłumaczyła. I jak dodała też - jedna na pięć łodzi tonie. Silniki się psują, źle działają, wiatr znosi.
- Niedawno była głośna historia łodzi, która dopłynęła z 24 ciałami i trzema żywymi osobami. Przemytnicy, którzy wkładają ludzi na łodzie, nie dają im wystarczającej ilości wody. Nie spotkałam na wyspach uchodźcy, który w trakcie podróży nie był zmuszony do picia słonej wody - relacjonowała Alboth.
Europa odwróciła się od Grecji i Hiszpanii
Tak jak grecki rząd zdecydował, żeby zamknąć wyspę i z Lesbos uchodźcy nie mogą przepływać na kontynent, tak samo zrobiła Hiszpania, dopiero od kilku dni niektórzy dostają pozwolenie. A to dopiero początek długiej drogi. Staranie się o azyl trwa dwa, trzy lata, w tym czasie uchodźca nie może pracować legalnie, może tylko czekać.
- Europa odwróciła się od Hiszpanii tak samo jak od Grecji i mówi: radźcie sobie sami. Nie dziwię się, że na Wyspach rosną uczucia antyimigracyjne, bo sytuacja jest trudna, a pomocy z zewnątrz nie ma wcale - stwierdzała też aktywistka w TOK FM.
Jak zauważyła, "migracja była zawsze i będzie", a "ze względów klimatycznych będzie rosła w następnych latach". - Jako Europa powinniśmy przyzwyczaić się do tej sytuacji i zastanowić, jakie wprowadzić rozwiązania, żeby nam wszystkim było łatwiej. Bo można budować mury na granicy i odpychać łodzie, ale to nie zmieni sytuacji. Ludzie zawsze będą szukać nowych możliwości - oceniała Anna Alboth. I jeszcze gorzko dodała: - Tylko że krajom, do których uchodźcy nie dopływają, łatwiej jest odwrócić wzrok.