Parapaństwo zgłasza akces do Rosji. Dlaczego akurat teraz? "To może być nagroda pocieszenia"

Wchodząca w skład Gruzji Osetia Południowa, której niepodległość 14 lat temu uznała Rosja, chce sfinalizować mariaż z Moskwą. Jaki ma to związek z wojną w Ukrainie? I czy oznacza kolejny konflikt militarny?
Zobacz wideo

Ta historia sięga początku lat 90. XX wieku. Osetia Południowa była wtedy obwodem autonomicznym w Gruzji, od której chciała się oddzielić. Jednak jej separatystyczne zapędy zostały uznane dopiero w 2008 roku - przez Rosję. Właśnie wtedy stało się coś, co wielu badaczy i historyków geopolityki uznaje za moment przełomowy - Rosja po raz pierwszy od rozpadu ZSRR użyła siły zbrojnej poza swoimi granicami, dla realizacji własnych interesów. Konsekwencją szybkiej wojny było uznanie przez Moskwę niepodległości Osetii Południowej i Abchazji. Wbrew woli Gruzji. 

Dziś, gdy Ukraina atakowana jest przez Rosję, Osetia Południowa głosem swego "prezydenta" Anatolija Bibiłowa zapowiedziała przeprowadzenie referendum, które miałoby doprowadzić do wejścia republiki w skład Federacji Rosyjskiej. W ten sposób Osetia Południowa połączyłaby się z pozostającą w granicach Rosji Osetią Północną. 

Jednak jak tłumaczył w TOK FM Wojciech Górecki z Ośrodka Studiów Wschodnich, prorosyjska inicjatywa Osetii Płd. nie jest nowością - jest dziś jednak bez wątpienia lepiej słyszalna. Do tej pory chęć przeprowadzenia referendum, w którym Osetyjczycy z Południa wypowiedzieliby się w sprawie przyłączenia do Rosji, zbywała sama Moskwa. - Bardziej pasowało jej, by istniały zależne od niej i przez nią kontrolowane republiki, które ona uznawała za odrębne państwa - mówił ekspert w rozmowie z Jakubem Janiszewskim.

Osetia Południowa chce do Rosji. Dlaczego teraz?

Teraz jednak Bibiłow w związku ze zbliżającymi się "wyborami prezydenckimi" w Osetii Płd. głośno wypowiedział zapowiedź referendum i finalizację przyłączenia republiki do Rosji. Nawet jeśli jego wynik będzie "za", to na wejście Osetii Płd. w skład Federacji Rosyjskiej musi wyrazić zgodę Moskwa. Czy byłaby do tego bardziej skłonna w obliczu niepowodzeń w realizacji planu zajęcia Ukrainy? - Być może jest to Kremlu traktowane jako nagroda pocieszenia, gdyby źle poszło na Ukrainie. Nie wiadomo też, na ile to jest z Rosją skonsultowane - zaznaczał Górecki. 

Interesujące w całej sytuacji jest to, jak w tym wszystkim odnajduje się Gruzja, która nie uznaje separatystycznych ambicji Osetii Płd. i Abchazji. Zdaniem Góreckiego może być takim obrotem spraw zdziwiona. - Gruzja nie przyłączyła się do pakietu sankcji, nie zamknęła nieba, jakieś minimalne kontakty z Rosją utrzymuje. Co prawda stosunki dyplomatyczne zostały zerwane po 2008 roku, ale handlowe i gospodarcze są utrzymywane - wskazywał gość TOK FM.

Co więcej, kilka dni temu były wiceminister spraw zagranicznych Rosji Grigorij Karasin, obecnie szef Komitetu Spraw Międzynarodowych w Radzie Federacji stwierdził, że "Rosja docenia zrównoważone podejście Tbilisi do kwestii sankcji". - Gruzja nie chce się wychylać - skomentował Górecki. Widzi to również sama Ukraina - prezydent Wolodymyr Zelenski zdecydował się odwołać ukraińskiego ambasadora w Gruzji za niską skuteczność w działaniu na rzecz Kijowa. - Nie będzie broni (z kraju urzędowania), nie będzie sankcji, nie będzie ograniczeń dla rosyjskich firm? Z całym szacunkiem, znajdźcie sobie inną pracę - podkreślił.

Gruzja nie odpowie

Sytuacja Osetii Płd. ma jeszcze inny wymiar - Gruzja nie byłaby w stanie odpowiedzieć militarnie. - Nie wyobrażam sobie tego, ponieważ dysproporcja sił jest ogromna. Gruzińska armia co prawda zrobiła postępy, ale to nadal jest mały kraj - podkreślał Górecki. I jak dodał, władze w Tbilisi nie zdecydowałyby się na akcję militarną, by nie zrazić do siebie mieszkańców Osetii Płd. 

Skąd dążenie Osetyńców do przyłączenia się do Rosji? Dlaczego z podobną inicjatywą nie występuje Abchazja? O tym w rozmowie Jakuba Janiszewskiego z Wojciechem Góreckim z OSW:

Według źródeł ukraińskich w rosyjskiej inwazji bierze udział 1,2 tys. żołnierzy z bazy w Osetii Płd. i 800 z Abchazji. Jednak jak poinformowała "Ukraińska Prawda", około 300 osetyjskich żołnierzy odmówiło udziału w działaniach wojennych na terytorium Ukrainy i samodzielnie wróciło do Cchinwali, czyli stolicy republiki. 

Mediazona przytacza z kolei wypowiedź jednego z żołnierzy z czwartej bazy wojskowej na granicznym punkcie kontrolnym Niżny Zaramag, który postanowił wrócić do domu: "Zostaliśmy zabrani i chcieli żebyśmy zginęli, a nasi dowódcy dostali ordery".

TOK FM PREMIUM