Turystyczny raj stał się bankrutem. Sri Lanka to dziś kraj protestów. Ludzie boją się głodu

Sri Lanka do niedawna była wymarzonym miejscem dla turystów z całego świata, także z Polski. Teraz jest państwem bankrutem, a przyczyniła się do tego wojna w Ukrainie.
Zobacz wideo

Sri Lanka przeżywa największy kryzys gospodarczy od odzyskania niepodległości w 1948 roku. 12 kwietnia rząd poinformował, że nie będzie spłacać długu zagranicznego, czyli de facto ogłosił bankructwo. Władze postanowiły rezerwy walutowe przeznaczyć na import żywności i leków. W kraju wybuchły protesty z powodu inflacji, która sięga już 20 proc. oraz przerw w dostawach prądu dla domów, szpitali oraz urzędów. Ludzie boją się, że problemy z dostawami żywności sprawią, że w kraju zapanuje głód.

- Ceny podstawowych produktów żywnościowych, ale także paliwa, wzrosły prawie dwukrotnie. A wartość miejscowej waluty, czyli rupii, spadła o prawie 50 proc. - mówił dr Michał Lubina z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dodał, że coraz mniej warte rupie można kupić coraz mniej dolarów, co ma znaczenie w kontekście wojny w Ukrainie. Bo ta powoduje ogromny wzrost cen ropy na świecie. A za ten surowiec trzeba płacić w dolarach. - Więc w tym momencie Sri Lanka musi płacić w dolarach, których nie ma – podkreślił.

Kraj ma 51 mld dolarów długu, a rezerwy walutowe wynoszą ok. 2 mld dolarów. To – zdaniem eksperta - pokazuje brak możliwości spłacenia zobowiązań międzynarodowych. - To państwo, które cały czas żyło na kredyt. Przyszedł moment, w którym trzeba go spłacić, a nie ma z czego. Dlatego państwo nie jest w stanie funkcjonować. Stąd te protesty i kryzys – ocenił ekspert z UJ.

Gospodarka Sri Lanki opiera się - poza turystyką - na eksporcie głównie herbaty, kauczuku i kawy. - A resztę trzeba  importować i zapłacić w dolarach czy innych dewizach. To powoduje, że wszystko bardzo drożeje i ludzie żyją w dramatycznej sytuacji. Nie mogą dojeżdżać do pracy, bo autobusy zatrzymują się w środku trasy z powodu braku benzyny – opisywał.

A jeśli importować trzeba tak wiele produktów, to bardzo dotkliwy jest wzrost cen, jaki od początku wojny w Ukrainie widać na rynkach. Bo Ukraina to m.in. jeden z największych na świecie eksporterów kukurydzy, pszenicy i oleju słonecznikowego.

Przywódca Sri Lanki wygrał wojnę "w stylu Buczy"

Gość TOK FM zwrócił uwagę na to, że początkowo protesty dotyczyły drożyzny, ale teraz ludzie protestują przeciwko prezydentowi swojego kraju. - Jak najbardziej za tę sytuację jest odpowiedzialna władza. Winny jest prezydent Gotabaya Rajapaksa, a właściwie Rajapaksowie, bo to czterej bracia, którzy są przy władzy - wyjaśnił.

Wspomniał o jednym z klanu, czyli o Mahindzie Rajapaksie, którego nazwał "jednoznacznie negatywną postacią". - To jest człowiek, który w 2009 roku wygrał wojnę z Tamilskimi Tygrysami, w stylu ukraińskiej Buczy. Czyli w sposób absolutnie brutalny, zabijając wszystkich przeciwników, dokonując zbrodni przeciw ludzkości. To była zbrodnia bez kary. Nigdy za nią nie odpowiedział. A jednocześnie został bohaterem narodowym. Był prezydentem przez dwie kadencje, później przegrał wybory, ale powrócił jako premier. Z kolei prezydentem został jego brat. Więc Mahinda Rajapaksa dalej rządzi w kraju, tylko przez brata. I jest odpowiedzialny za kryzys – tłumaczył dr. Lubina.

Ekspert przyznał jednak, że Mahinda Rajapaksa nie był w stanie przewidzieć trzech rzeczy, które dobiły Sri Lankę w ostatnich latach. - Po pierwsze zamachu terrorystycznego w Wielkanoc 2019 roku, który uderzył straszliwie w turystykę w tym kraju. Niektórzy mówią, że zanotowała spadek o nawet 80 proc. Nie przewidział też pandemii ani wojny w Ukrainie. To trzy rzeczy, które były potężnym ciosem - podsumował z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Posłuchaj:

TOK FM PREMIUM