Macron wygrał i od razu ma kłopoty. W "trzeciej turze wyborów" pokonani chcą mu pomieszać szyki
Prezydent Emmanuel Macron wygrał niedzielne wybory prezydenckie we Francji z wynikiem 58,54 proc. Na liderkę Zjednoczenia Narodowego zagłosowało 41,46 proc.wyborców.
U progu kohabitacji?
Jednak Francję czeka jeszcze jedno głosowanie, które w komentarzach określane jest jako "trzecia tura wyborów prezydenckich". 12 i 19 czerwca Francuzi ponownie pójdą do urn - tym razem po to, by wybrać nowy parlament. To z kolei doprowadzi do sformułowania nowego rządu. Zostało to ułożone w ten sposób, by nowo wybranemu prezydentowi umożliwić pójście za ciosem, zdobycie większości parlamentarnej i sformułowanie rządu do realizacji jego programu. Ale ten zamysł nie sprawdza się zawsze, co prowadzi do kohabitacji - sytuacji, w której prezydent i rząd oraz większość parlamentarna pochodzą z dwóch różnych obozów politycznych.
- To nie paraliżuje państwa, ale komplikuje jego działanie. Kohabitacja zdarzyła się we Francji kilka razy i nie doprowadziła do dramatu, ale generowała ciągłe tarcia. Na przykład wtedy, kiedy prezydentem był socjalista Francois Mitterrand, a premierem - gaulista Jacques Chirac. Wtedy dały o sobie znać zakulisowe starcia, przepychanki, podkładanie sobie nóg - tłumaczył w rozmowie z Maciejem Zakrockim Piotr Moszyński, korespondent "Gazety Wyborczej" we Francji.
Teraz w podobnym duchu swoich wyborców wzywa Jean-Luc Mélenchon, skrajnie lewicowy polityk, który w pierwszej turze wyborów zgromadził nieco ponad 20 proc. głosów i zajął trzecie miejsce. Jak dodał Moszyński, Mélenchon namawia wyborców, by głosowali na jego ugrupowanie, by uczynić z niego premiera.
Trzech na jednego
Ale nie tylko on chce skorzystać na wyborach parlamentarnych. Duży nacisk na czerwcową "trzecią turę" kładli wszyscy troje spośród kluczowych konkurentów Emmanuela Macrona - poza Mélenchonen również skrajnie prawicowy Eric Zemmour, a także sama Marine Le Pen. - Wszyscy troje zapowiadali walkę o najlepsze wyniki, żeby zmusić Macrona do kohabitacji. Szczególnie podkreślał to Melenchon, którego zamiarem jest przekształcenie wyborów parlamentarnych w trzecią turę wyborów prezydenckich - wyjaśniał Moszyński w TOK FM. Warto zauważyć, że wszyscy troje pochodzą ze skrajnych obszarów sceny politycznej - czy lewicowych, czy prawicowych.
Wszystko to sprawia, że - jak mówił Moszyński - zupełnej rekompozycji ulega cała scena polityczna we Francji. - Od poprzednich wyborów było wiadomo, że tradycyjne partie socjalistyczna i gaulistowska traciły na znaczeniu. Teraz uzyskały takie wyniki, że aż wstyd. Zatarł się tradycyjny podział na prawicę i lewicę - mówił gość TOK FM. Jak wyjaśnił, francuska scena polityczna podzielona będzie teraz na trzy nowe bloki: wokół Macrona utworzy się biegun centrum i umiarkowane skrzydła, a dwa inne bieguny utworzą się wokół skrajnej lewicy i skrajnej prawicy.
-
Protesty w Izraelu. "Albo rząd się cofnie, albo będzie rewolucja". Prawicowi kibole mają wyjść na ulice
-
Netanjahu zrobił krok w tył ws. reformy sądów. "To może być tylko taktyczna przerwa"
-
Tak wielu wakatów w policji jeszcze nie było. Ekspert ostrzega przed prostymi receptami. "To będzie tragiczne"
-
Błażej Kmieciak rezygnuje z funkcji przewodniczącego Państwowej Komisji ds. Pedofilii
-
Mentzen buńczucznie: Nie musimy rządzić w 2023 roku. Możemy zrobić rząd w 2027 r. Całe życie przed nami
- "Sukcesja" to "brutalna diagnoza" naszych czasów. "Liczą się pieniądze i władza, reszta to kwiatek do kożucha"
- "W Pałacu Elizejskim trwa gorączka". Francja w ogniu protestów. Czy Macron zrezygnuje z reformy?
- Finlandia krok bliżej NATO. Węgierski parlament podjął decyzję
- "Miał kiepską rękę do ludzi". Hołownia szczerze o Janie Pawle II. "Menadżerem był fatalnym"
- Przegląd prasy: zrozumieć upadek Silicon Valley Bank. Słówka i zwroty z newsów z CNN czy CNBC