Będą rosyjskie prowokacje 9 maja w państwach bałtyckich? Ekspert uspokaja i wskazuje na "efekt Buczy"

Dzień Zwycięstwa to jedno z najważniejszych świąt dla Rosjan, również tych, którzy żyją poza granicami Rosji. Wojna w Ukrainie sporo zmieniła. Jak mówił w TOK FM Bartosz Chmielewski, wśród rosyjskojęzycznych mieszkańców państw bałtyckich spora grupa popiera Ukrainę. I nie będą pielęgnować tradycji świętowania 9 maja.

ed

Zobacz wideo

9 maja w Rosji obchodzony jest Dzień Zwycięstwa, na pamiątkę zakończenia II wojny światowej. Świętuje się też w niektórych państwach postsowieckich, ale nie należą do tej grupy kraje bałtyckie. Bo dla Litwinów, Łotyszy i Estończyków rosyjskie święto kojarzy się ze zniewoleniem przez Związek Radziecki. Ale w krajach bałtyckich cały czas żyje bardzo liczna grupa mieszkańców rosyjskojęzycznych. I oni tradycyjnie świętowali 9 maja. Rosyjskojęzyczni mieszkańcy Łotwy i Estonii stanowią aż ok. 25-30 proc. społeczeństwa. Najmniej, bo ok. 5 proc., jest ich w Litwie.

- Właśnie głównie w Estonii i na Łotwie 9 maja jest świętem. Tam co roku miały miejsce dość duże obchody. Można je było obserwować np. w Rydze, w tamtejszym Parku Zwycięstwa, gdzie stoi pomnik poświęcony radzieckim wyzwolicielom. Odbywały się tam huczne imprezy, na których występowali politycy i artyści – mówił w TOK FM Bartosz Chmielewski z Ośrodka Studiów Wschodnich.

Jak dodał, w ostatnich latach odwoływano tego typu imprezy ze względu na restrykcje pandemiczne. Z kolei w tym roku władze państw bałtyckich zakazały ich organizowania z powodu wojny w Ukrainie. - I dość mocno się przy tym zabezpieczyły, żeby nie doszło do żadnej prowokacji. Np. na Łotwie wprowadzono tzw. prawo 200 metrów, czyli w takiej odległości od pomników, które upamiętniają sowiecką okupację, nie mogą się odbywać imprezy. W Estonii z kolei zakazano imprez masowych z wykorzystaniem rosyjskiej symboliki imperialnej. Ludzie będą mogli w tych miejscach pamięci tylko złożyć kwiaty – tłumaczył w rozmowie z Jakubem Janiszewskim.

Rosyjskie prowokacje 

Ekspert OSW wskazał, że mimo to policja ostrzega obywateli przed możliwością rosyjskich prowokacji. A takie zdarzały się już w przeszłości, np. w 2007 roku w Tallinie, gdy wybuchły protesty przeciwko rozbiórce pomnika żołnierzy radzieckich. Doszło do starć rosyjskojęzycznych obywateli z policją, w wyniku których 44 osoby zostały ranne, a jedna zmarła.

Jednak – w ocenie Chmielewskiego – teraz nie powinno do takich incydentów dochodzić. - Jeśli nawet pojawią się pojedyncze osoby, które będą paradowały z symboliką rosyjską, to raczej będą wyłapywane przez policję. Zresztą to już się dzieje od kilku tygodni w Łotwie i Estonii – podkreślił.

Przypomniał również, że w Estonii odbywały się co roku "nieśmiertelne pułki", czyli przemarsze przez miasta, gdzie mieszka ludność rosyjskojęzyczna. Jednak w tym roku sami organizatorzy tych przemarszów zorganizowali z nich, twierdząc, że nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa uczestnikom.

Gość TOK FM zasugerował jednocześnie, że tego typu wydarzenia mogą wygasać w Łotwie czy Estonii, bo nastroje tamtejszej rosyjskojęzycznej ludności zmieniają się na neutralne wobec Rosji albo wręcz proukraińskie.

- Wiemy to choćby z sondaży przeprowadzonych ostatnio na Łotwie, z których wynika, że osób radykalnie prorosyjskich jest mniej, a tych o poglądach proukraińskich jest coraz więcej. To zmiana, którą można zauważyć w ostatnim miesiącu, po ujawnieniu masakry w Buczy. Natomiast to proces, który cały czas trwa, bo ludzie z dnia na dzień nie przeskakują z czarnego na białe – zakończył Bartosz Chmielewski z Ośrodka Studiów Wschodnich.

Teraz z kodem: UKRAINA odsłuchasz każdą audycję i podcast TOK FM. Aktywuj kod tutaj ->

TOK FM PREMIUM