"Biedny, ze wsi i podatny na przymus". Oto "zmobilizowany" żołnierz Putina

Po ogłoszeniu częściowej mobilizacji z Rosji miało uciec już 250 tys. osób. Mówi się o zamknięciu rosyjskich granic. Jednak czy zatrzymywanie siłą wykształconych przeciwników reżimu w kraju na pewno jest na rękę Putinowi? Takie pytanie w TOK FM zadała Maria Domańska z OSW.
Zobacz wideo

Mobilizacja w Rosji trwa już kilka dni, a cały proces odbywa się w niemałym chaosie. Dochodzi do łapanek i protestów (szczególnie na Kaukazie Północnym). Wezwanie do stawienia się w komisjach wojskowych dostają ludzie starsi i chorzy. Rosjan wysyła się na front bez przeszkolenia czy badań zdrowotnych. W sieci krążą filmy przedstawiające kompletnie pijanych przyszłych żołnierzy Putina oczekujących na wysłanie na wojnę.

Maria Domańska: W interesie władz powinno być, żeby oni wszyscy powyjeżdżali 

Z kraju miało uciec już 250 tys. osób. Według doniesień mediów, które powołują się na źródła rządowe, rosyjskie władze jeszcze w tym tygodniu mogą zamknąć granicę, aby powstrzymać dalszy exodus Rosjan. Zdaniem Marii Domańskiej z Ośrodka Studiów Wschodnich, rosyjskie władze mają teraz przed sobą dwa wyjścia. - Władza musi zważyć, co jej się bardziej opłaca. Pozwolić niezadowolonym masowo wyjeżdżać i jednocześnie powoływać z głębokiej prowincji ludzi, którzy idą na front bez większego oporu, czy siłą zatrzymywać niezadowolonych i dopuścić do tego, by swoją frustrację wylewali wewnątrz kraju? - pytała w audycji "Światopodgląd".

A interesy Zachodu i Kremla nie są w tej kwestii zbieżne. - Wydaje się, że o ile w interesie Zachodu jest to, żeby jak najwięcej niezadowolonych zostało w Rosji, o tyle w interesie władz powinno być, żeby oni wszyscy powyjeżdżali - stwierdziła.

Najłatwiej powołać tych z prowincji

Zdaniem Marii Domańskiej, gdy z kraju uciekną wykształceni mężczyźni, którzy nie chcą umierać za Putina, zostaną ci wychowani na prowincji i niewykształceni, a co za tym idzie - podatniejsi na manipulację. - Mamy informacje o tym, że stopniowo udaje się powoływać kolejne grupy, przede wszystkim z tych biednych regionów, z prowincji, ze wsi. To są ludzie bardziej podatni na przymus, na szantaż. Nie mają paszportów, nie mają środków do tego, żeby opuścić Rosje, nie mają perspektyw za granicą - w związku z tym są pierwszą grupą docelową, którą najłatwiej jest powoływać - mówiła.

Rozmówczyni Agnieszki Lichnerowicz nie zgodziła się też z głosami mówiącymi, jakoby rosyjskiemu wojsku miało nie udać się zaprzęgnąć do walki 300 tys. osób. Ale, jak podkreśliła, w tym przypadku ilość zupełnie nie przełoży się na jakość. - Masowa skala powoływania tego rodzaju ludzi może bardzo obniżyć wartość bojowa, a jeszcze bardziej morale. A niskie morale to klucz to porażki - podsumowała.

"Nawet Kadyrow musi bardzo ostrożnie zarządzać nastrojami społecznymi"

W Dagestanie na Kaukazie w niedzielę (25 września) wybuchły protesty przeciwko mobilizacji. Jak poinformował niezależny portal Meduza, we wsi Endirej ludzie wyszli na ulicę, gdy wezwano stamtąd do wojska 110 mieszkańców. Manifestacje odbyły się też m.in. w stolicy regionu - Machaczkale. Opór matek i sióstr poborowych objawiał się tam m.in. w blokowaniu dróg, którymi mieli wyjechać na wojnę. Maria Domańska wyjaśniła, że siła tych protestów ma związek z dwoma czynnikami. Pierwszym są bardzo silne więzy rodzinne, a drugim - doświadczenie wojen w sąsiedniej Czeczenii z lat 1994-1996 i 1999-2009.

Jak zwróciła uwagę, nawet Ramzan Kadyrow - Szef Republiki Czeczeńskiej i bliski sojusznik Władimira Putina - wzywał Czeczenów na wojnę jeszcze przed mobilizacją. By zmusić mężczyzn do pojechania na front, groził ich rodzinom. - Gdy już to zrobiono, nagle Kadyrow powiedział, że w Czeczenii nie będzie mobilizacji, bo Czeczenia już wypełniła w 250 proc. plany mobilizacyjne dzięki ochotnikom, którzy wyjechali walczyć do tej pory - mówiła.

Zdaniem ekspertki OSW, to pokazuje, że władze regionalne, "nawet taki Ramzan Kadyrow w Czeczenii, muszą bardzo ostrożnie zarządzać nastrojami społecznymi". - Z jednej strony taki gubernator regionu musi wykazać się tym, że wypełnia kwoty zawarte w odgórnych rozkazach. Z drugiej strony musi dbać o to, żeby nie dochodziło do oddolnych protestów. Bo jest to niebezpieczne dla Kremla, ale i dla jego własnego wizerunku w oczach Kremla - tłumaczyła.

TOK FM PREMIUM