Świat będzie mieć problem z podróżującymi z Chin? "Nawet mniejsze restrykcje powodują niezadowolenie Pekinu"

Moroko wprowadziło zakaz wjazdu do kraju dla osób podróżujących z Chin. To efekt kolejnej fali pandemii w Państwie Środka. Czy inne kraje świata też powinny zdecydować się na tak drastyczne kroki?- Nawet mniejsze restrykcje powodują niezadowolenie ze strony chińskiej - mówił w TOK FM dr hab. Łukasz Fyderek z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Zobacz wideo

Osoby przybywające z Chin od 3 stycznia nie będą mogły przekroczyć granic Maroka. To reakcja władz tego kraju na gwałtowny wzrost zachorowań na COVID-19, jaki notuje się w Chinach od kilku tygodni.

Choć może się wydawać, że to wyjątkowo odważny krok w stosunku do globalnego mocarstwa, jakim są Chiny, to, jak wskazał dr hab. Łukasz Fyderka, dla Marokańczyków narzucenie takiego dystansu jest "stosunkowo łatwe". - Wymiana turystyczna z Chinami jest relatywnie mało istotna. Natomiast potencjalny wybuch pandemii może zaszkodzić populacji Maroka i przyczynić się do ograniczenia ruchu turystycznego z Europy. Maroko jest bardzo silnie zintegrowane z Europą i Stanami Zjednoczonymi w wielu obszarach - gospodarczym, wymiany osobowej czy bezpieczeństwa. Stąd może sobie łatwiej pozwolić na ruch, który przez Chiny będzie odczytywany jako konfrontacyjny - tłumaczył w TOK FM wykładowca Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Drugim czynnikiem, który stoi za zakazem, jest fakt, iż "Maroko ma świadomość słabości swojego systemu ochrony zdrowia", co objawia się chociażby ograniczoną dostępnością szczepień.  - Jeszcze nie wiem o reakcji Chin na ruch Maroka, ale znając historię i to jak chińska dyplomacja jest wyczulona pod tym względem, można spodziewać się, że Marokańczycy będą ponosić koszty tej decyzji. Jednak kalkulowali je i uznali, że warto je ponieść - prognozował gość TOK FM.

"Aby nie urazić Chin"

Z drugiej strony, inne kraje o podobnych możliwościach nie zdecydowały się na zakaz wjazdu z Chin. Tu rozmówca Jakuba Janiszewskiego powołał się na przykłady Filipin i Malezji. Oba kraje ograniczają się do testowania przyjezdnych z Chin, ale mają też inne sposoby na niedopuszczenie do wzrostu zakażeń. - Malezja wprowadza śledzenie osób przy pomocy aplikacji oraz sięgnęła do interesującej metody - próbuje doszukiwać się sekwencji RNA wirusów COVID-19 w ściekach z samolotów pasażerskich. To bardzo typowe dla Azji niekonfrontacyjne podejście, aby nie urazić Chin. Z jednej strony jest problem, ale starają się jak najmniej sprawić, żeby Chiny były traktowane jako mało zaufany partner - mówił gość "Połączenia".

Tak jak Malezja i Filipiny, obowiązkowe testy dla podróżujących z Chin wprowadziły państwa takie jak Hiszpania, Wielka Brytania, Stany Zjednoczone czy Australia. - A nawet i te kroki, czyli mniejsze restrykcje, powodują niezadowolenie ze strony chińskiej - podsumował ekspert.  

TOK FM PREMIUM