"Gdy otwieram Facebooka, to patrzę, czy moi znajomi jeszcze żyją". Wieści z Ukrainy "to ciągle jakieś nekrologi"

W ubiegłą sobotę rosyjskie rakiety spadły na blok mieszkalny w Dnieprze. Bilans ofiar tego ataku ciągle rośnie, zginęło w nim ponad 40 osób, a 30 nadal uważa się za zagionione. - Rozbierać te gruzy pomagali zwykli ludzie, pomagać przyszła nawet mała dziewczynka. Bo to, co stało się z tamtym domem, mogło się stać z każdym domem w tym kraju - powiedziała w TOK FM Lesia Vakuliuk, dziennikarka i prezenterka ukraińskiej telewizji "Espresso".
Zobacz wideo

W sobotę późnym popołudniem rosyjski pocisk przeciwokrętowy Ch-22 uderzył w wielopiętrowy blok mieszkalny w Dnieprze, doszczętnie niszcząc jeden z pionów budynku. Była to jedna z rakiet wystrzelona przez Rosjan w przeprowadzonym tego dnia zmasowanym ataku na Ukrainę. Liczba ofiar śmiertelnych rosyjskiego ostrzału w Dnieprze ciągle rośnie i już wynosi 40 osób. Wśród nich jest troje dzieci. Pod gruzami może znajdować się jeszcze 30 osób. - Był to pocisk przeciwokrętowy, choć dookoła tego budynku nie było ani żadnego morza, ani żadnego obiektu wojskowego. Rosjanie uderzyli w zwykły dom, gdzie znajdowało się dużo ludzi, bo był to dzień wolny. Teraz w całym kraju nie ma miejsca, gdzie można czuć się bezpiecznie - powiedziała w TOK FM Lesia Vakuliuk, dziennikarka i prezenterka ukraińskiej telewizji "Espresso".

"Ten ból każdy Ukrainiec odczuwa jak swój ból"

Jak zaznaczyła rozmówczyni Mikołaja Lizuta, w przeciwieństwie do Rosjan, Ukraińcy liczą się z życiem każdego swojego rodaka. Dlatego na miejsce sobotniej tragedii w Dnieprze zjechali się mieszkańcy z całego miasta. - Przyjechali, żeby przywieźć ciepłe ubrania, kołdry. Rozbierać te gruzy pomagali zwykli ludzie, pomagać przyszła nawet mała dziewczynka. Bo to, co stało się z tamtym domem, mogło się stać z każdym domem w tym kraju - mówiła gościni audycji "A teraz na poważnie".

Pytana o możliwy powód rosyjskich ataków na ludność cywilną, Lesia Vakuliuk wyraziła przypuszczenie, że mają one wymusić na prezydencie Wołodymyrze Zełenskim rozpoczęcie rozmów pokojowych. Zamiast tego jednak zwykli Ukraińcy czują "coraz więcej złości" i "straszny ból". - To łzy matki, która straciła syna, łzy dziewczyny, która przeżyła ten atak, ale pod gruzami zginęli jej rodzice, a na wojnie straciła swojego ukochanego, który poszedł bronić swojego kraju. Teraz jest sierotą i nie ma nic - ani rodziców, ani ukochanego mężczyzny, ani mieszkania. Ten ból każdy Ukrainiec odczuwa jak swój ból. Tracimy swoich bliskich nie tylko na polu bitwy, ale też w zwykłych miastach, wsiach - mówiła.

Gościni TOK FM zwróciła też uwagę na cierpienie ukraińskich żołnierzy. - Ci mężczyźni prowadzili zwykłe życie i nie marzyli o tym, żeby zginąć. Nasi żołnierze tracą swoje zdrowie psychiczne. Muszą zabijać Rosjan i nie wytrzymują tego napięcia. Trudno jest cały czas strzelać do żywego człowieka, który idzie i idzie na Ciebie - powiedziała.

"Każdego dnia wiadomości z Ukrainy to nekrologi"

Jakie są możliwe scenariusze dla tej wojny? - Każdego dnia o tym rozmawiamy i każdego dnia staramy się o tym nie rozmawiać, bo można zwariować - odpowiedziała Vakuliuk. Jak podkreśliła, każdy w kraju ma teraz kogoś, kogo stracił na wojnie. Ona także.

- Straciłam na tej wojnie pięciu ludzi, których znałam osobiście. Pierwszy był mój sąsiad, którego zabili w Buczy. Rosyjski żołnierz zobaczył go na ulicy i strzelił w płuca. Dwójka braci, z miasta, z którego pochodzę, poszła na wojnę, by bronić Ukrainy. Niestety skończyli w grobach, a mieli dopiero po 40 lat. Zginął mój znajomy, który sprzedawał wino i tuż przed wojną miał wesele. Ciała innego mojego znajomego nie mogli znaleźć na polu bitwy, ale już wiadomo, że nie żyje. Za każdym razem, gdy otwieram Facebooka, patrzę, czy moi znajomi, którzy poszli na wojnę, jeszcze żyją. Gdy widzę, że coś piszą, jestem szczęśliwa, że nic im nie jest. Ale każdego dnia wiadomości z Ukrainy to jakieś nekrologi - mówiła Lesia Vakuliuk w rozmowie w TOK FM.

TOK FM PREMIUM