Polski strażak, który szuka ocalałych po trzęsieniu ziemi w Turcji. "Czas jest nieubłagany"

Od pierwszego trzęsienia ziemi w Turcji minęło już 70 godzin, podczas gdy kluczowe dla ocalenia ludzi są pierwsze 72 godziny po katastrofie. - Mamy do czynienia z bardzo dużą presją czasu. Zostaje nam go coraz mniej do chwili, gdy nasze działania przestaną być traktowane jako działania ratownicze. W którymś momencie rozpoczną się działania humanitarne i nasza praca tu się skończy. Niestety, nie wszystkich da się uratować - mówił w TOK FM Jakub Filip, oficer łącznikowy akcji ratunkowej PSP, który bierze udział w akcji ratunkowej w mieście Besni.

W poniedziałek południowo-wschodnią część Turcji i północną Syrię nawiedziło trzęsienie ziemi o magnitudzie 7,8; potem nastąpiło jeszcze kilkadziesiąt słabszych wstrząsów. Według najnowszych doniesień liczba ofiar śmiertelnych przekroczyła 11 200, z czego w Turcji ponad 8500. Szanse na odnalezienie żywych pod gruzami eksperci oceniają jako niewielkie; akcję ratowniczą, prowadzoną przez ekipy ratunkowe z wielu państw, w tym z Polski, utrudnia mroźna pogoda.

Na miejscu, w mieście Besni w prowincji Adiyaman, jest Jakub Filip, oficer łącznikowy akcji ratunkowej Państwowej Straży Pożarnej. Jak przyznał w TOK FM, trwająca akcja ratunkowa jest najtrudniejszą, w jakiej brał udział. Od momentu pierwszego trzęsienia ziemi i zawalenia się budynków minęło już ponad 70 godzin, a kluczowe dla ocalenia ludzi są pierwsze 72 godziny po katastrofie. - Mamy do czynienia z bardzo dużą presją czasu. Zostaje nam go coraz mniej do chwili, gdy nasze działania przestaną być traktowane jako działania ratownicze. W którymś momencie rozpoczną się działania humanitarne i nasza praca tu się skończy. Naszym zadaniem jest wydobywanie ludzi żywych i dlatego zostały nam już godziny - tłumaczył gość "TOK 360".

"Było widać twarz, kawałek ręki"

Polskim strażakom dotąd udało wydobyć spod gruzów 10 osób. Ostatnia z nich została uratowana przed godziną 14. czasu lokalnego (godz. 12. czasu polskiego). - Szukamy jakiegoś kontaktu, obecności w gruzach. Jedna osoba jest potwierdzona, próbujemy do niej dotrzeć. Jednak akcja trwa już od paru godzin, bo dostęp do niej jest bardzo mocno utrudniony. Czasami osoby są słyszalne, nawiązują kontakt. W przypadku jednej czy dwóch osób był to nawet kontakt wzrokowy, było widać twarz czy kawałek ręki. Teraz z reguły jest to już poleganie na psach ratowniczych - relacjonował Jakub Filip w rozmowie z Adamem Ozgą.

Nie wszyscy mieszkańcy zawalonych budynków są odnajdywani żywi. - Niestety, nie wszystkich da się uratować. Przychodzi wycieńczenie organizmu i wychłodzenie. Od samego początku działań jest duży, uporczywy wiatr, a temperatura u uwięzionych osób, które często są nieodpowiednio ubrane, może być kluczowa - wyjaśnił oficer.

Mimo trudnych warunków atmosferycznych, jak podkreślił Jakub Filip, ratownicy "cały czas pracują na pełnych obrotach". - To kluczowe godziny, to czas, w którym jeszcze możemy komuś pomóc. Jednak czas jest nieubłagany - powiedział w rozmowie w TOK FM. 

TOK FM PREMIUM