"Byłoby dziwne, gdyby Putin nie zrobił niczego". Na rocznicę ofensywa czy "seria kapiszonów"?
24 lutego przypada rocznica rosyjskiego ataku na Ukrainę. Wbrew początkowym przewidywaniom wielu ekspertów kraj nadal się broni, a Rosja nie odniosła w wojnie znaczących sukcesów. Może to budzić frustrację rosyjskiego przewódcy. Cały świat obawia się, co może przygotowywać Rosja na ten dzień. - Byłoby dziwne i zaskakujące, gdyby Putin nie zrobił niczego. Ale być może właśnie na tym mu zależy, żeby wytrącić nas z pewności przewidywań co do jego zachowania - mówił w Poranku Radia TOK FM Marek Świerczyński, szef działu bezpieczeństwa i spraw międzynarodowych Polityki Insight.
Jak zauważył w rozmowie z Karoliną Lewicką, do tej pory rosyjski przywódca przy okazji ważnych wydarzeń przyzwyczaił nas do zmasowanego ostrzału Ukrainy. - Typowym zachowaniem byłaby kolejna duża fala ataków na infrastrukturę cywilną przy pomocy pocisków manewrujących, rakiet i dronów. To byłoby takie klasyczne zagranie - stwierdził Świerczyński.
Ocenił także, że skutki takiego ataku są łatwe do zminimalizowania. Bo - jak mówił gość TOK FM - Ukraińcy są już na to przygotowani. - Od października, kiedy te ostrzały miały rzeczywiście bardzo niszczące skutki, do dzisiaj, ukraińska obrona powietrzna nauczyła się zwalczać te zagrożenia i wie, jakich celów bronić - powiedział ekspert.
Zdaniem Świerczyńskiego, Putin nie ma więc zbyt wielu asów w rękawie. - Widzimy, że ta ofensywa, o której mowa od kilku tygodni, nie za bardzo się Rosji udaje i wszyscy zadają sobie pytanie, czy to już jest to. Jeżeli tak, to można powiedzieć, że to jest seria kapiszonów, a nie żadna nawała ogniowa - ocenił.
Co jeszcze może zrobić autokrata z Kremla? - Może to być kolejne oświadczenie, w którym Putin jeszcze bardziej podniesie poprzeczkę, jeśli chodzi o ataki na Zachód, czymś zagrozi. Z tym że - znowu - groził już tyle razy i takimi rzeczami, że wydaje mi się, że wszyscy się już na to dosyć mocno uodpornili - stwierdził Świerczyński.
"Putin uwielbia takie zagrywki"
W poniedziałek, czyli w dniu niezapowiedzianej wizyty prezydenta USA Joe Bidena w Kijowie, Putin miał po raz kolejny postraszyć bronią nuklearną. Rosja przeprowadziła wówczas nieudany test międzykontynentalnego pocisku balistycznego Sarmat, zdolnego do przenoszenia głowic jądrowych - poinformowała we wtorek wieczorem stacja CNN.
- To nowej generacji pocisk międzykontynentalny, służący odstraszaniu na najbardziej strategicznym poziomie. To jest broń, którą produkuje się po to, żeby nigdy nie została użyta, bo jej użycie oznaczałoby globalną konfrontację nuklearną i zagładę sporej części cywilizacji, jaką znamy - komentował w TOK FM Świerczyński. I wskazał, że "Putin uwielbia takie zagrywki, wybiera momenty, w których demonstruje zdolności jądrowe". - W początkowej fazie wojny postawił siły nuklearne w stan gotowości, co oczywiście wywołało drgawki na całym zachodnim świecie. Z czasem jednak przyzwyczailiśmy się do tego - powiedział ekspert Polityki Insight.
Gość Karoliny Lewickiej dodał, że tego typu testy czasem się nie udają, nawet Amerykanom. - Więc to nie jest nic zaskakującego, że mogło coś nie pójść. Natomiast gdyby się okazało, że w czasie wizyty Bidena w Kijowie Putin chciał w ten sposób na szybko zademonstrować pięść nuklearną i coś w związku z tym nie wyszło, bo zostało wykonane pospiesznie, to można powiedzieć: "I dobrze mu tak" - stwierdził Świerczyński.
USA przekażą Ukrainie bomby szybujące. "Krok do przodu, ale nie taki skok, na który Ukraina liczy"
Tymczasem Bloomberg informuje, że USA dostarczą Ukrainie naprowadzane przy pomocy GPS precyzyjne pociski JDAM-ER, które mogą potroić zasięg tradycyjnej amunicji i razić cele oddalone o ponad 70 km. Oznaczałoby to, że Ukraina będzie mogła dosięgać celów już na terytorium Rosji.
Jak tłumaczył w TOK FM Marek Świerczyński, chodzi o "bombę szybującą, pocisk ze skrzydłami, który normalnie jest amunicją lotniczą, a tu jest przyczepiony do silnika rakietowego pocisku GMLRS systemu HIMARS". Ekspert podkreślił, że o tego rodzaju uzbrojeniu mówiło się od wielu miesięcy, a jego zasięg jest nawet większy niż 70 km.
- To jest broń o zasięgu 150-160 km, czyli około dwóch razy więcej, niż ta typowa amunicja rakietowa do systemu HIMARS. Ale nadal jeszcze nie jest to 300 km, czyli nie są to pociski ATACMS, o które Ukraina dopomina się od wielu miesięcy i które nadal są wstrzymywane. Więc można powiedzieć, że jest to krok do przodu, ale jeszcze nie taki skok, na który Ukraina liczy - podsumował szef działu bezpieczeństwa i spraw międzynarodowych Polityka Insight.
-
Nagły zwrot Niemiec. "Traktują Ukrainę jako zasób"
-
Nagroda Nobla 2023. Laureatami w dziedzinie medycyny zostali Katalin Karikó i Drew Weissman
-
"40 tys. głosów nie uda się policzyć". Polonia alarmuje. "Idziemy na katastrofę"
-
"Bezpardonowy roast Tuska". Konwencja PiS i spot z wulgaryzmami, czyli jak wzbudzić "wstręt, odrazę wobec opozycji"
-
Prezydent Andrzej Duda wygwizdany w Nowym Jorku. "Będziesz siedział"
- Poseł PO chce delegatury KE w Lublinie. "Będzie list do Ursuli von der Leyen"
- Byłam na kobiecym evencie Trzeciej Drogi. Można pomylić z Lewicą, gdyby nie jeden szczegół
- Zabrała uczniów na "Zieloną granicę", a potem zaprosiła aktywistkę. "To nie jest film polityczny"
- Zabierzów. Tragiczna śmierć 4-latka. Nowe informacje z prokuratury
- Nowy sondaż. PiS bez szans na większość. Wszystko przez nich