Berlusconi zaatakowany po spotkaniu ze zwolennikami
Premier zakończył płomienne przemówienie, dotyczące jego wrogów politycznych i schodził ze sceny w kierunku swojego samochodu, po drodze podpisując autografy. Wówczas nie karany, leczący się psychiatrycznie 42-latek Massimo Tartaglia, uderzył premiera Włoch. Prawdopodobnie w dłoni trzymał ważącą około 1,5 kilograma miniaturę katedry.
Po ataku jeden z ochroniarzy Berlusconiego natychmiast umieścił Berlusconiego w limuzynie, a pozostali rzucili się na napastnika, który w niewiadomy sposób zdołał podejść bardzo blisko szefa włoskiego rządu.
Stracił zęby, 24 godziny w szpitalu
Premier trafił na 24-godzinną obserwację po wykonaniu tomografii komputerowej głowy. Ma pękniętą kość nosową i uszkodzone dwa zęby, oraz pękniętą wargę. W szpitalu jest przy nim osobisty lekarz Alberto Zangrillo. Jest on "wstrząśnięty, przybity i zasmucony" tym, co się stało. W komunikacie szpitala stwierdzono, że odniesione rany są poważne.
Premier został przewieziony do szpitala im. świętego Rafała.
"Akt terroryzmu"
Napaść na premiera wywołała powszechne poruszenie. Prezydent Giorgio Napolitano potępił ją i zaapelował do polityków o złagodzenie klimatu, tak by zapobiec "wszelkim odruchom i spirali przemocy". Rzecznik Watykanu ksiądz Federico Lombardi wyraził solidarność z premierem i wskazał na niebezpieczeństwo przejścia "od przemocy słów do przemocy czynów".
- To akt terroryzmu - mówił z kolei bezpośrednio po ataku towarzyszący Berlusconiemu minister Umberto Bossi.
Na początku spotkania, które odbywało się na Piazza Duomo w Mediolanie, premier został wygwizdany i wykrzyczany przez przeciwników. Zostali zagłuszeni przez system nagłaśniający, gdy premier zaczął przemawiać.
Później doszło do przepychanek przeciwników Berlusconiego z ochroną.
Nie pierwszy raz...
To nie pierwsza napaść na włoskiego premiera. W Sylwestra 2004 roku zaatakowany został przez młodego mężczyznę, który zamachnął się na niego stojakiem do aparatu fotograficznego na Piazza Navona w Rzymie. Po wymianie listów z rodzicami napastnika, Berlusconi puścił sprawę w niepamięć.
Premier Włoch znajduje się w ogniu krytyki, odkąd jeden z byłych mafiosów zeznających przed sądem opowiada, że Berlusconi miał bardzo bliskie związki z jego instytucją. 5 grudnia z tego powodu przez Rzym przemaszerowało około 60 tysięcy ludzi, domagając się "Dnia bez Berlusconiego".
Sam premier stwierdził, że zeznania świadka koronnego to "farsa".
-
Katastrofa w seminariach i "ciemna noc" Kościoła. "Stworzono w nim eldorado dla przestępców"
-
Awantura z Polską to temat numer jeden w Ukrainie. Obrywa się też Zełenskiemu
-
Opera na obrzeżach Łazienek Królewskich. Część mieszkańców oburzona. "Co oni robią?"
-
Uchodźcy z granicy. Trafili do szpitala i wcale nie chcą go opuszczać. "To im uratuje życie"
-
Konfederacja w Katowicach. Pod Spodkiem buczenie. "Niech wiedzą"
- "Jestem ultraortodoksyjną Żydówką i teściową leworęcznego rebego". O świecie europejskich chasydów w XXI wieku [FRAGMENT KSIĄŻKI]
- Od wkładek do butów po nowojorską giełdę. Tak najbrzydsze sandały świata doszły na szczyt
- Tusk: Wprowadzenie 60 tys. zł kwoty wolnej od podatku to nadal oznacza także "trzynastkę" i "czternastkę"
- "Najlepiej wyrzuć na śmiecie jak obierki". Tajemnica "dzieci z beczki"
- W Chersoniu nie działa alarm przeciwlotniczy. Ludzie nie nadążają ukrywać się w schronach