Dziennikarze przestaną pisać o narkotykowych wojnach. Bo się boją

"Powiedzcie nam, o czym powinniśmy pisać lub nie pisać. Nie chcemy więcej śmierci" - napisali do szefów narkotykowych gangów dziennikarze meksykańskiej gazety "El Diario de Juarez". Cztery dni temu fotoreporter największego dziennika w mieście Ciudad Juarez - nieformalnej stolicy narkotykowych karteli - został zamordowany.

Zabójca wystrzelił 9 kul z bliskiej odległości. Siedzący w samochodzie młody fotoreporter Luis Carlos Santiago nie miał szans. Pociski kalibru 9 mm trafiły też jego kolegę, który siedział obok. Dziś walczy o życie w szpitalu. 21-letni fotoreporter "El Diario de Juarez" to drugi w ciągu ostatnich 2 lat członek redakcji tej gazety zabity przez narkotykowe gangi, które walczą o władzę nad ulicami Ciudad Juarez.

Kolejna ofiara narkotykowych gangów?

Leżące przy granicy z USA miasto jest uznawane za stolicę karteli szmuglujących narkotyki do Stanów Zjednoczonych. Gangi walczą między sobą i z depczącą im po piętach policją. W ciągu ostatnich czterech lat krwawej wojny zginęło co najmniej 22 dziennikarzy. Co najmniej ośmiu z nich znalazło śmierć za swoje artykuły o przestępstwach i korupcji - twierdzi Komitet na rzecz Ochrony Dziennikarzy (CPJ), amerykańska agencja monitoringu mediów.

Strach w mediach

Dlatego meksykańskie media się boją. Wiele gazet przestało publikować materiały o narkotykowej wojnie ze strachu przed krwawą zemstą gangsterów. Wczoraj dołączył do nich "El Diario de Juarez". Gazeta zapowiedziała, że w związku ze śmiercią Luisa Santiago nie będzie już publikować informacji związanych z narkotykowymi wojnami.

- Nie chcemy więcej śmierci, ran i zastraszania. W tych warunkach nie możemy pracować. Powiedzcie nam, czego od nas, jako gazety, oczekujecie - napisał meksykański dziennik w komentarzu redakcyjnym do "przywódców organizacji kontrolujących Ciudad Juarez". - Nie chcemy być mięsem armatnim w tej wojnie, jesteśmy tym już zmęczeni - oświadczył redaktor "El Diario de Juarez", Pedro Torres.

Dziennikarze nie chcą umierać

"Nie poddajemy się. Nie przerywamy też pracy. To zawieszenie broni wobec tych, którzy wprowadzili w tym mieście swoje rządy - pod warunkiem, że będą szanować życie tych, którzy je poświęcili dla sztuki dziennikarskiej" - napisała gazeta. Dziennikarze oskarżyli też rząd, że nie zrobił nic, by zapewnić bezpieczeństwo relacjonującym narkotykowe wojny mediom. Jak wynika z badań Komitetu na rzecz Ochrony Dziennikarzy, zaledwie 10 proc. przestępstw przeciwko dziennikarzom znalazło swój finał w sądzie.

Narkobaroni: to nie my zabiliśmy dziennikarza

- Nawet działając w miejscu najbardziej zainfekowanym przez przemoc, "El Diario" wciąż robiło dobrą robotę. Ich rezygnacja oznacza, że sytuacja jest naprawdę zła - mówi Carlos Lauria, szef CPJ. Tymczasem meksykańskie władze nie łączą śmierci Santiago z kartelami. Sami gangsterzy z La Linea, zbrojnego ramienia Cártel de Juárez, głównej przestępczej organizacji w mieście, w namalowanym na murze w mieście graffiti (tzw. "narcopinta") odżegnali się od odpowiedzialności za mord na dziennikarzu.

Rząd Meksyku nie potrafi wygrać z kartelami

Narkotykowe kartele to największa plaga świętującego w tym roku 200-lecie niepodległości Meksyku. W samym tylko ponadmilionowym Ciudad Juarez wojna dwóch miejscowych gangów pochłonęła w ciągu ostatnich dwóch lat życie prawie 5 tys ludzi. Bilans wojny wytoczonej przez prezydenta Meksyku Felipe Calderona narkotykowym kartelom to około 28 tys. zabitych.

TOK FM PREMIUM