''Nie chcemy skończyć jak Wilhelm II''. Czego pragną Chiny?

Nie zamierzamy być hegemonem. Nie chcemy skończyć jak Wilhelm II - powtarzają chińscy politolodzy. Jednak zbroją się na potęgę i podkopują pozycję USA. Zobacz, co o pozycji Państwa Środka na świecie sądzą politolodzy z Centralnej Szkoły Partyjnej Komunistycznej Partii Chin.

W ostatnim czasie Chiny znalazły się w centrum uwagi światowej opinii publicznej dwa razy. Pierwszy raz w czasie ostatniego kryzysu między Koreami, a drugi raz w związku z wręczeniem Pokojowej Nagrody Nobla dla chińskiego dysydenta - Liu Xiaobao. Z tej okazji niemiecka gazeta "Die Zeit" zajrzała do serca Chin - partyjnego uniwersytetu, gdzie studiują przyszłe generacje przywódców - żeby sprawdzić, jak Państwo Środka widzi swoją rolę w świecie.

Koegzystencja, nie konflikt

Na partyjnym uniwersytecie nadal wykłada się marksizm. Jednak, jak mówi prodziekan uczelni Li Jingtian, "nie wszystko jest z niego przekazywane" studentom. - Mao nie wierzył w sprzeczność między kapitałem a pracą, dlatego cztery gwiazdki na fladze Chin oznaczają: rolnika, robotnika, drobnomieszczanina oraz kapitalistę - tłumaczy.

Chiny w jego mniemaniu stawiają więc na koegzystencję, a nie konflikt i dominację. Dlatego teoretycznie nie mamy powodów, żeby bać się ich siły. - Nie chcemy hegemonii. Nie będziemy powtarzać błędów innych - twierdzi Li. Daje tutaj przykłady upadku cesarza Niemiec Wilhelma II, który został obalony po pierwszej wojnie światowej oraz imperialistycznej Japonii z czasów II wojny światowej.

Wilhelmińska flota

Profesor Li powtarza formułki o "zrównoważonym rozwoju" i "grze bez przegranych w stosunkach międzynarodowych", ale jednocześnie Chiny zbroją się na potęgę, mimo że żaden kraj im nie zagraża. Budują wielką flotę, niczym wspomniany Wilhelm II, czym dają jasny sygnał USA, że Zachodni Pacyfik jest ich strefą wpływów. Coraz śmielej zwalczają również wpływy Stanów Zjednoczonych na świecie.

Fu Ying, wiceminister spraw zagranicznych, tłumaczy obrazowo studentom: "USA chcą nas wypchnąć z łódki. Naciskają na nas. Zachód nie traktuje nas jako równorzędnego partnera". Chińscy politolodzy twierdzą, że Chiny chcą się wreszcie włączyć w ochronę światowego porządku i pokoju. Jednocześnie jednak kaptują sojuszników, broniąc przez Zachodem takich państw, jak Iran czy Korea Północna. Władze twierdzą przy tym, że trzeba zrozumieć obie strony konfliktów, nie tylko te uważane przez Zachód za dobre.

Chiny jednak dostrzegają, że przez długi czas będą jeszcze numerem dwa na świecie. Ich gospodarka jest bardzo uzależniona od 300 mln amerykańskich konsumentów. Nie stać ich również na bezpośrednią konfrontacje z USA. Chyba, że ich mniemanie o sobie i ambicje prześcigną rozsądek i odpowiedzialność.

TOK FM PREMIUM