Somalia - powtórka z Afganistanu

Somalia ma dziś uznawany przez ONZ rząd, który kontroluje klika ulic. Połowa kraju jest dziś kontrolowana przez miejscową odmianę talibów, którzy nie kryją swojej sympatii dla Al - Kaidy. O Somalii w 20. rocznicę obalenia prezydenta i wybuchu wojny domowej z Wojciechem Jagielskim (?Gazeta Wyborcza?) rozmawiał Jakub Janiszewski

Jakub Janiszewski: Czy to, co wydarzyło się w Somalii 27 stycznia 1991 można nazwać obaleniem dyktatora czy może upadkiem kraju?

Wojciech Jagielski: Somalia przestała wtedy istnieć. Oczywiście nie automatycznie tego dnia, ale od tamtej pory kraj ten zaczął powoli upadać. Jest chyba jedynym krajem na świecie, który radzi sobie bez rządu. Jeżeli w ogóle można powiedzieć, że sobie radzi....

Jeśli coś dzieje się na terenie Somalii to trudno powiedzieć, co dokładnie, ponieważ brakuje korespondentów.

- Tak, niestety Somalia od kilku lat, uważana jest za najbardziej niebezpieczne miejsce dla zagranicznych dziennikarzy. Zagraniczni dziennikarze w ogóle nie podróżują do tego kraju, ponieważ kończy się to zwykle zabójstwem, w najlepszym razie porwaniem. Większe gazety i agencje informacyjne mają tam swoich współpracowników. Ale te sporadyczne informacje, które napływają z Somalii nie pozwalają na stworzenie prawdziwego obrazu tego kraju. Z jednej strony Somalia jawi nam się jako kraj bezprawia, z drugiej - Somalijczycy dają sobie radę, działają przynajmniej dwa szpitale, a duży sukces zanotowała telefonia komórkowa.

Czy w ogóle ktokolwiek reprezentuje Somalię w ONZ?

- Cały paradoks polega na tym, że Somalia ma uznawany przez ONZ rząd. Ale ten rząd panuje na kilku ulicach i to tylko dzięki 10 tysiącom żołnierzy sił pokojowych Unii Afrykańskiej. Porównałbym dzisiejszą Somalię z Afganistanem z lat 90. W rezultacie Afganistan został zawłaszczony przez Al-Kaidę. Istnieją obawy, że to samo może zdarzyć się w Somalii, pogrążonej w bezkrólewiu.

Taką bezpośrednią konsekwencją upadku Somalii jest piractwo u jej wybrzeży.

- Przez piratów zawłaszczonych zostało wiele atrybutów państwowych. Świat postrzega somalijskich piratów jako rzezimieszków i chce ich sądzić przed międzynarodowymi trybunałami. Ale dla samych Somalijczyków piraci ci są wzorem do naśladowania. Uchodzą za symbol patriotycznych postaw, ponieważ walczą z zagranicznymi statkami, które szabrują na somalijskich wodach. Kolejną ironią losu jest to, że Somalia rozpadła się praktycznie na trzy Somalie. W jednej z nich, nazywanej Somalilandem, panuje porządek, odbywają się normalne wybory, jest w miarę demokratycznie. Natomiast świat nie uznaje tego tworu. Uznaje za to Somalię, której nie ma.

To pokazuje, co dzieje się, kiedy państwa powstają ponad głowami ludności na zasadzie zewnętrznych umów, co jest normą w Afryce. Co więcej, kraje te nie uzyskują w momentach poważnych wstrząsów pomocy międzynarodowej.

- To prawda. Jedną z przyczyn upadku somalijskiego była zimna wojna. Somalia jest jednym z krajów, w którym Wschód i Zachód toczyły swoje małe wojenki. I kiedy wojna się skończyła, o tych krajach zapomniano. To nie przypadek, że w 1991 roku pozbawiony pomocy prezydent nie był w stanie przeciwstawić się partyzantom. Wówczas świat nie zajął się Somalią w porę i pozwolił, aby pogrążyła się w lokalnych konfliktach. Od tamtej pory Somalii się już tylko bano. Wydawała się nieważna, ponieważ nie posiada żadnych strategicznych surowców. Przypomniano sobie o niej z dwóch powodów - po pierwsze z powodu piratów, a po drugie - Somalia może stać się powtórką Afganistanu.

To naprawdę jest prawdopodobne?

- Myślę, że nie wolno tego bagatelizować. Połowa kraju jest kontrolowana przez miejscową odmianę talibów, bardzo radykalne ugrupowanie polityczne, które nie ukrywa swojej sympatii politycznej dla Al-Kaidy.

Czy ma ono podobny fundamentalistyczny rys religijny?

- Somalijscy talibowie dzielą się na dwie frakcje - dżihadystów opowiadających się za wojną z Zachodem i nacjonalistów, którzy są za oczyszczeniem Somalii z wszystkiego, co zagraniczne, łącznie z pomocą humanitarną.

Mam takie wrażenie, że Somalia jest dowodem na to, jak łatwo zaniedbać pewne procesy i doprowadzić do katastrofy politycznej na danym obszarze.

- Tak, to dowód na to jak bardzo bolesne może być zaniechanie, udawanie, że niektórych części świata nie ma. W Somalii, Afganistanie nasze dobre intencje obracają się przeciwko nam samym. Państwa te powinny być memento dla wszystkich przywódców świata, że o takich krajach nie wolno zapominać. Należy pamiętać o tym jak strasznie łatwo to popsuć i jak trudno potem naprawić.

TOK FM PREMIUM