Setki tysięcy ludzi na ulicach. Walka o władzę w Jemenie
Jemeńczycy - mężczyźni i kobiety - solidarnie wyszli dziś na ulice, by potępić prezydenta Alego Abd Allaha Salaha. Ludzi rozwścieczyła piątkowa wypowiedź przywódcy, który stwierdził, że wspólny udział kobiet i mężczyzn w demonstracjach przeciw niemu jest "sprzeczny z islamem". Już wczoraj oburzone Jemenki zorganizowały wielkie demonstracje w stolicy kraju - Sanie - i kilku innych miastach. Dzisiejsze protesty to także wynik nawoływań ruchu młodzieżowego, przewodzącego w Jemenie antyreżimowym protestom. Młodzi nazwali niedzielę "dniem honoru i godności" i wezwali do kolejnych demonstracji. Nie zawiedli się.
Dziesiątki tysięcy ludzi na ulicach
Tylko w mieście Taizz na południowym zachodzie kraju na ten apel odpowiedziało ponad 100 tysięcy ludzi. Dziesiątki tysięcy demonstrantów maszerowały w Adenie, Ibb i innych miastach. W demonstracjach uczestniczyło wiele kobiet. Na transparentach protestujący wypisali: "Chcemy pokonać reżim i wymierzyć sprawiedliwość agresorowi". Abdel-Malek al-Jusefi, jeden z działaczy ruchu młodzieżowego, powiedział, że jest całkiem prawdopodobne, iż protesty po wypowiedzi prezydenta na temat udziału kobiet w demonstracjach mogą stać się "ostatnim gwoździem do trumny Salaha".
Gaz łzawiący, rozruchy i strzelanina
Pokojowe demonstracje w Sanie skończyły się rozruchami i strzelaniną po tym, jak siły bezpieczeństwa otworzyły ogień do demonstrantów. Według agencji AP ranna została jedna osoba, a 25 innych miało trudności z oddychaniem po tym, jak funkcjonariusze użyli gazu łzawiącego. Przeciwko protestującym skierowano też armatki wodne. Samochody policyjne wywiozły wielu rannych - mówili agencji AP świadkowie. Według relacji reportera agencji, w szpitalu, do którego dotarł, znalazło się 30 rannych, a około 1000 osób potrzebowało pomocy z powodu trudności z oddychaniem, wywołanych oparami gazu łzawiącego.
Prezydent Salah nie chce oddać władzy
Antyprezydenckie demonstracje trwają w Jemenie od prawie trzech miesięcy. Pierwsze protesty Jemeńczycy zorganizowali pod koniec stycznia, zainspirowani wypadkami w Tunezji i Egipcie. Od stycznia w walce o władzę w Jemenie zginęło ponad 125 osób. Tymczasem w stolicy Arabii Saudyjskiej, Rijadzie, trwają rozmowy ministrów spraw zagranicznych arabskich monarchii znad Zatoki Perskiej, z delegacją jemeńskiej opozycji. Złożona z sześciu państw Rada Współpracy Zatoki Perskiej wezwała już Salaha, by ustąpił ze stanowiska. Kancelaria jemeńskiego prezydenta odpowiedziała wprawdzie pojednawczo, że "nie ma przeciwwskazań do przekazania władzy w sposób pokojowy, sprawnie, zgodnie z konstytucją", jednak przedwczoraj Salah, przemawiając do kilkudziesięciotysięcznego tłumu swoich zwolenników nieopodal pałacu prezydenckiego w Sanie, zaprezentował się jako niezłomny przywódca kraju. - Te masy, te miliony na tym placu, przyszły, by powiedzieć "tak" konstytucyjnej legitymizacji (władzy - red.) - oświadczył Salah.