Wyjazdy? "Honolulu, cały świat, co chcesz" - posada w ARR według taśm PSL [TREŚĆ NAGRANIA]
Rozmowa działaczy PSL Władysława Łukasika i Władysława Serafina, szefa kółek rolniczych, której nagranie dotarło m.in. do "Gazety Wyborczej", odbyła się około 4 stycznia. Łukasik, zwolniony pod koniec grudnia z funkcji szefa Agencji Rynku Rolnego, przychodzi do Serafina, by pożalić się na układy panujące w partii. Generalizując: na to, że on, który - w swoim mniemaniu - świetnie prowadził Agencję, został niespodziewanie zastąpiony przez Andrzeja Łuszczewskiego, człowieka ministra Marka Sawickiego. Łukasik mówi, że musiał odejść, bo nie pozwalał ludowcom na wykorzystywanie Agencji i podległych jej spółek do własnych interesów.
Łukasik przychodzi do Serafina, by opowiedzieć o swojej krzywdzie - a ten drugi skrupulatnie wypytuje go o różne osoby związane z ministrem Sawickim i tzw. grupą Balazsa. Łukasik żali się, że minister nie docenił jego ciężkiej i profesjonalnej pracy w ARR: - Zaskoczył mnie, to prawda. Wszystkie rzeczy, które robiłem, idealnie wyszły, nad podziw dobrze. Ktokolwiek by nie kontrolował, czy z Brukseli, to ja mam wszędzie takie pochwały. 18 proc. funduszy na pomoce my bierzemy, konferencje jedne czy drugie. (...) Dużo robiłem dla Polski. A audyty? Ty wiesz, jakie ja mam audyty? "Nie wyznacza się terminu na usunięcie nieprawidłowości, bo żadnych nieprawidłowości nie ma".
Odwołany szef ARR skarży się też, że minister ("Byłem z nim na 'ty', ale przy obcych mówiłem 'pan'") do końca zwodził go, że jest zadowolony z jego osiągnięć i chce dalszej współpracy. Ostatniego roboczego dnia roku wezwał go jednak i powiadomił o jej zakończeniu. - Do mnie nie ma żadnych zarzutów. Nie może być. Proszę cię, jeślibyś gdzieś słyszał, że jest zarzut, daj szansę, żebym odpowiedział ja - mówi Łukasik.
Spór I: o Elewarr. "Śmietanko traktuje go jak swoją spółkę. Mecenas to słup"
Już na samym początku nagranej rozmowy Łukasik zastrzega, że powodem jego zwolnienia nie była "sprawa z Białegostoku". O co w niej chodzi? Prokuratura zarzuca Łukasikowi przekroczenie uprawnień ws. zatrudnienia osób w białostockim oddziale ARR. Chodzi m.in. o byłego ucznia ministra Sawickiego. Śledczy badają też, czy sam minister wpływał w tej sprawie na szefów ARR. - Pół milimetra tam nie zawiniłem - mówi Serafinowi Łukasik.
Wg Łukasika były dwa powody usunięcia go z ARR: konflikt z dyrektorem generalnym państwowej spółki Elewarr oraz konflikt z działaczami PSL o fundusze promocji żywności.
Pierwszy powód to spór z Andrzejem Śmietanką, kolegą ministra Sawickiego i wiceszefem - ale wg Łukasika faktycznym szefem - należącej do ARR spółki Elewarr, powołanej do skupowania i przechowywania żywności. Łukasik mówi, że Śmietanko "co chwilę wymyślał jakieś pomysły", by uzyskać z Agencji więcej pieniędzy na swoje projekty. Co na to nominalny prezes Elewarru mecenas Bronisław Tomaszewski? Wg Łukasika nie miał nic do gadania, bo prawdziwym szefem firmy jest Śmietanko (w nagraniu: 02:35 - 03:45) . - Śmietanko Elewarr traktuje jako swoją spółkę. Mecenas to słup. Ja nie chciałem się na to zgodzić, wymusili to na mnie. Chciałem, by Śmietanko był prezesem, a nie słupem. A w ten sposób ten słup wszystko mu firmuje, a on za nic nie odpowiada. On zawnioskował o 50 tys. wynagrodzenia miesięcznie, ja mu tego nie podpisałem, a ten słup podpisał. Gdy się dowiedziałem, spowodowałem, że do 30 tys. mu to obniżył.
Łukasik: Śmietanko załatwił "słupa", by sam mógł zarabiać 50 tys.
Łukasik mówi też o innych działaniach Śmietanki firmowanych przez "słupa", np. zwiększaniu jego korzyści z zysku Elewarru i korzystaniu z firmowych pieniędzy (10 mln na koncie spółki: "Śmietanko mówi, że to jego"). Przypomnijmy: mówimy o firmie powołanej do istnienia za publiczne pieniądze i teoretycznie kontrolowanej przez publiczną Agencję Rynku Rolnego.
Opowiadając o tym Serafinowi, Łukasik pokazuje artykuł z maja 2011 z miesięcznika "Farmer", w którym redaktor naczelny Radosław Iwański opisał, jak Śmietanko zmienił swą funkcję: z prezesa na dyrektora generalnego Elewarru. Serafin, który podczas całej rozmowy nie przebiera w słowach, jest zaskoczony, że b. rzecznik Łukasika napisał taki artykuł: - Kto to pisał, ten tłuścioch? On by się odważył? No tak, on jest naczelnym teraz. On wszystko wie! Czas płynie, może się zmienił...
"Honolulu, wszystkie wyjazdy, cały świat, co chcesz"
Łukasik, omawiając artykuł, wyjaśnia, że Śmietanko naruszył ustawę kominową, gdyż jego wynagrodzenie w Elewarr równe było dziewięciu średnim krajowym, a do tego dochodził udział w zysku oraz "nieograniczone koszty" pełnienia funkcji. Tego ostatniego przywileju zresztą, wg Łukasika, Śmietanko nadużywał: - Od Honolulu po wszystkie wyjazdy, cały świat, co chcesz. Nie wiadomo, co wszystko. Nieograniczona liczba. Jak coś, to refakturujesz jako usługi prawnicze czy coś, bo tam są podpięte, wiesz, kilka firm, jeszcze jest Zamość podległe i te w Łodzi Atlas, czy dowolna ilość.
"Słupa" Śmietanko miał wg Łukasika wymyślić, by móc więcej zarabiać - jego zarobki jako prezesa spółki ograniczała bowiem właśnie ustawa kominowa. Jako wiceszef, czyli dyr. generalny, nie ma już tego problemu, a zarobki wyznaczać mu może jego "słup, który sam zarabia mniej". - Wymyślił, że sobie wynagrodzenie praktycznie podwoi - i to w tajemnicy przede mną. Później zmienił sobie procent korzyści od zysku z 1 do 3 proc. - mówi Łukasik. (w nagraniu: 13:50)
"Jedzie z żoną. Jedzie z synem. Jedzie z córką. Wszystko na koszt Elewarru"
Były szef ARR oskarża też prezesa Elewarru o to, że spółkę powołaną za publiczne pieniądze i należącą do podatników traktuje jak swoją własność, a nawet więcej - że planuje jej prywatyzację, która byłaby de facto przejęciem: - On chce się tam okopać i uwłaszczyć. Tam w tej chwili jest około 80 mln na koncie. Spółka jest warta, nie wiem, ok. 150-160 mln (...). On de facto tak to chce prywatyzować, żeby to było jego, żeby to było nieodwołalne i wiecznie jego. Czyli każda ich koncepcja jest dobra, w którym to się staje jego.
- A skąd on weźmie miliony, żeby to kupić? - pyta niby naiwnie Serafin. - Ale on to tak chce prywatyzować, żeby to było jego, żeby nie kupować, żeby legalizować. W tej chwili on to uważa, że to jest jego, i tak to traktuje. Czyli jak coś, to usługa, faktura... na mnie. Na usługi prawne, na coś... Jest parę firm. Piszą i wszystkie koszty są dozwolone. A i tak non stop wraca z San Francisco, jedzie do Meksyku, z Meksyku. Wszystko na koszt Elewarru. Jedzie z żoną, jedzie z synem, jedzie z córką (...). Teraz ich najbliższy wyjazd to będzie chyba z San Diego przez Kanał Panamski do Miami - dwa tygodnie czy trzy. Często był w składzie delegacji ministra, ale to nie znaczy, że uczestniczył w jakichś punktach programowych. Tylko był w składzie. A na punkcie mógł trzeźwieć, mógł coś robić, mógł coś innego. Natomiast wszystko idzie po prostu bez najmniejszego umiaru - odpowiada Łukasik.
Łukasik dodaje też, że ani NIK, ani CBA nie interesują się układami w spółkach ARR. - To jest totalnie bezkarne, to ci mówię. Ja to trochę próbowałem hamować - kończy ten wątek. - Włos mi dęba staje na głowie, Władek - odpowiada Serafin (w nagraniu: ok. 24:00-25:00) .
Banda Balazsa. "Traktują ARR jak swój folwark"
Działacze PSL komentują też inny artykuł z "Farmera" - o "układzie Balazsa": o tym, że PSL, by osłabić konkurencję polityczną, przejął dawnych działaczy SKL związanych z b. ministrem rolnictwa Balazsem, z których część jeszcze w wyborach w 2011 r. startowała z list PiS i PJN.
B. szef ARR oburza się, że minister nie przekazał jego stanowiska osobom bardziej kompetentnym, np. jednemu z prawników, tylko działaczowi z "układu Balazsa" Andrzejowi Łuszczewskiemu, który nie ma wyższego wykształcenia, a pełni funkcję "p.o. prezesa ARR". - On jest z SKL, od Balazsa. Tak jak tutaj piszą: Mielniczuk, Kabaciński... Oni wszyscy awansowali i rządzą. Traktują ARR jak swój folwark (w nagraniu: ok. 07:00) .
Jak mówi Łukasik, już dzień po jego odwołaniu p.o. prezes Łuszczewski zrobił w Agencji rewolucję, awansując wszystkich "balazsowców" i robiąc wielkie przemeblowanie i wymianę gabinetów. - To nie całkiem legalnie, dlatego że w ustawie nie przewidziano czegoś takiego jak "p.o.". Premier powinien albo ogłosić konkurs, albo zmienić przepis. Ale wygodnie jest dla Śmietanki i tej bandy, żeby oni rządzili - podkreśla Łukasik.
Ze spółki córki do spółki wnuczki... "Interes zepsułem"
Łukasik opowiada też, że dyrektor Śmietanko latem 2011 przedstawił mu pomysł powołania za pośrednictwem Elewarru kolejnej spółki. Celem projektu miało być - według Łukasika - wyprowadzenie pieniędzy z Agencji. Nowa spółka miała kupować zboże w Mołdawii.
Na jej powołanie potrzebna była jednak zgoda prezesa ARR, a Łukasik oponował, bo koncepcja - jego zdaniem - była bez sensu: - Ja mu tu: (...) Na spółkę za granicą trzeba mieć jakieś przemyślane działania, jakieś dokumenty, co będziemy robić, jaki będzie zysk. Po co mam tworzyć spółkę? No, bo będziemy zboże kupować. Kurde, kupno zboża za państwowe pieniądze? Spółka wyposażona po to, żeby zboże sprowadzać do kraju? Nie bardzo to pasuje.
Dalej Łukasik opowiada, że Śmietanko - by uniknąć potrzeby posiadania jego zgody - próbował powołać spółkę w Mołdawii przy pomocy Arrtrans - spółki córki Elewarru z siedzibą w Łodzi. Jednak prawnik w ARR stwierdził, że i na to potrzebna byłaby zgoda prezesa Agencji.
Łukasik podkreśla przy tym, że firma Arrtrans, która ma 12 pracowników, posiada aż siedmioosobową radę nadzorczą, w skład której wchodzą osoby z kręgu Śmietanki, w tym m.in. Andrzej Łuszczewski, obecnie p.o. szef ARR oraz członek rady Elewarru. Każda z tych osób za zasiadanie w radzie otrzymuje miesięcznie dietę. Ile?
- Trzy tysiące albo i więcej, bo w tej chwili to nawet już nie wiem. I po prostu wziął ten, wziął też w tajemnicy, ja się po tym dowiedziałem. Rada nadzorcza Elewarru, czyli Łuszczewski, Groszek i tam jeszcze Śmietanko, Szczykutowicz, o i tam jeszcze znajomi od niego są. Sąsiad do tej rady - on takich pobrał w tajemnicy - pojechali do Mołdawii, tam była rada nadzorcza. Utworzyli przedstawicielstwo. (...) Natomiast samego kapitału nie wytransferowali. (...) Nie utworzyli tej spółki. Potem, za miesiąc, Śmietanko się wygadał, jaki interes popsułem. On chciał te kilka milionów, żeby ta spółka w Mołdawii powstała i natychmiast przeniosła do innej spółki jako wkład 20 procent w spółce, gdzie byłby Polski Cukier, Pol-Mot i jeszcze ktoś... - mówi Łukasik.
Sprawa wieżowca w Warszawie
Spółka Pol-Mot [dawniej państwowa spółka obsługująca w PRL-u kontrakty zagraniczne przemysłu motoryzacyjnego, później sprywatyzowana, obecnie zajmuje się m.in. budownictwem - red.], z którą Śmietanko - wg Łukasika - chciał robić interesy w Mołdawii, miała być wciągnięta w kolejny biznes dyrektora Elewarru, na który także nie było zgody ówczesnego prezesa ARR.
Chodziło o budowę w centrum Warszawy biurowca dla Elewarru. Spółka zapisała to nawet w swojej strategii rozwoju na ten rok. Kwota: 10 mln zł. Jak dodaje Łukasik (w nagraniu: ok.18:30-22:00) byłby to zbędny wydatek, bo Elewarrowi niepotrzebny jest biurowiec, a góra 300 m kw. powierzchni biurowej, ale Śmietanko - wg Łukasika - miał nadzieję "na budowę tej siedziby i na budowę własnej siedziby" oraz " jakiegoś małego elewatora, do 15 tys. ton na zachodzie Polski".
- Ale na wszystko musi być jeden generalny wykonawca. Czytaj: on nie powiedział wyraźnie, ale sądzę, że chodziło o Pol-Mot albo którąś spółkę Pol-Motu, bo Pol-Mot ma wielką strukturę. Więc sprawa jest taka, że on sam w tej chwili buduje dom. On buduje, ten Kluza, jego sąsiad buduje, wiceprezes ARiMR... Koło siebie budują trzy domy: taki Gołąb - bardzo ważna osoba w tym układzie - też buduje dom nad Zalewem Zegrzyńskim i - wiesz - im jest potrzebny generalny wykonawca... - mówi Łukasik.
Spór II: chcieli promować kuchnię polską. Za parę milionów
Kolejnym powodem, dla którego Łukasik musiał odejść, jest - wg niego - sprawa dotacji z funduszy promocji żywności ARR. Mężczyzna opowiada, że Maciej Sikora z Federacji Branżowych Związków Producentów Rolnych i Marek Zagórski, prezes Europejskiego Funduszu Rozwoju Wsi (b. działacz SKL), wpadli na pomysł, jak wykorzystać Euro 2012, by zdobyć pieniądze z agencyjnych dotacji.
- Ten Fundusz Sikorę użył jako słupa. Sikora jako Federacja składa na 6 mln z funduszy promocji pod hasłem "Na kuchnię polską w czasie Euro". Idzie to, Szczykutowicz to firmuje, ministerstwo ten... Ale podpisać wypłatę mam ja i potwierdzić, że jest to zgodne z ustawą, prawidłowe i legalne. Spojrzałem na to i mówię, że to, co oni złożyli i co najpierw w tych hasłach gadali, i teraz to, co chcą do wypłaty, to jest kompletnie co innego. Więc albo niech to wróci na te komisje zarządzające, albo niech chociaż poprawią czy wyjaśnią (...). Na komisjach mówili tak: oni dokładają, czyli ten Zagórski dokłada tyle samo co najmniej - opowiada w nagraniu były szef ARR.
Jego zdaniem pomysłodawcy przedsięwzięcia nie tylko zmienili projekt, na który chcieli wydać dotacje (zamiast promocji żywności wpisali we wniosku urządzenia mobilne, druk informatora o hotelach i przewodnika gastronomicznego), ale i wcześniej ustaloną kwotę. Według Łukasika zamiast planowanych trzech, chcieli 4,2 mln zł. Mieli za to m.in. wydrukować milion egzemplarzy przewodnika gastronomicznego po Polsce, pięć tysięcy egzemplarzy książki kucharskiej, stworzyć aplikacje mobilne dotyczących dań...
Korzeniowski podpowiada: Ale sponsorem jest McDonalds
Łukasik uważał, że nie ma podstawy prawnej do finansowania takich działań z funduszy promocji żywności: - Jaki to ma wpływ na promocję mięsa. W ustawie jest: promocja, tam jest promocja mięsa wieprzowego, promocja mięsa wołowego, tam drobiu i owoców, warzyw i muszą być działania promujące owoce i warzywa, mięso owcze czy końskie. No, jakie jest przełożenie pomiędzy tymi? Jak ja go o to zapytałem, jaki będzie tego dobór, on na to wszystko nie umiał odpowiedzieć, to narobili szum, że ja go blokuję.
Niestety, według Łukasika pomysłodawcy przewodnika zapomnieli też o wymogach UEFA dotyczących reklamy restauracji. Szefowi ARR musiał podpowiedzieć to... Robert Korzeniowski, sportowiec: - Ja spotkałem przy innej okazji tego Korzeniowskiego, z... tego biegacza. On jest w tej spółce Euro. On mówi: Co? McDonald's jest wybrany. Żadnej nazwy. Oni nie wpuszczą. Oficjalnie mnie ostrzegł, mówi, nigdy nie możecie żadnej nazwy użyć na Euro.
Nagranie z ukrytej kamery i co dalej?
W poniedziałek po południu, po ujawnieniu przez "Gazetę Wyborczą" i Puls Biznesu" nagrania rozmowy, CBA skierowało do Prokuratury Generalnej zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa ws. sprawowania nadzoru właścicielskiego przez Agencję Rynku Rolnego nad podległymi jej spółkami. Szef PSL Waldemar Pawlak ściągnął z urlopu ministra rolnictwa Marka Sawickiego, a ten zlecił kontrolę w ARR.
-
Niemcy wprowadzą kontrole na granicach z Polską. "To porażka rządu i prezesa Kaczyńskiego"
-
Śmiertelne potrącenie 19-latki. Jest wyrok w głośnej sprawie kierowcy autobusu
-
Orgia księży w Dąbrowie Górniczej. "Nie da się przejść obojętnie". Prezydent miasta zawiesza współpracę z diecezją
-
Zapytaliśmy Polaków o partie drugiego wyboru. "Wyniki frustrują sztabowców Prawa i Sprawiedliwości"
-
Katastrofa w seminariach i "ciemna noc" Kościoła. "Stworzono w nim eldorado dla przestępców"
- Kontrole na granicy z Niemcami. "Rząd Scholza musi działać i robi to spektakularnie"
- "Chłopi" kandydatem do Oscara. "Zielona granica" miałaby większe szanse?
- Konfederacja leci w dół. "Mentzen lepiej wypadał na TikToku, niż w rzeczywistości"
- Czy w Polsce zabraknie paliwa? Orlen apeluje do kierowców
- Tragiczny wypadek na autostradzie A1. Nowe ustalenia biegłego