Rzekomy romans Kurskiego trafił na okładkę "Faktu". Godzic: "Wyborcy mają prawo wiedzieć"
- Wyraźnie rozdzielam zaangażowanie w sprawy publiczne i politykę od życia prywatnego. Dlatego zawsze chroniłem i będę chronił prywatności i spokoju mojej rodziny przed ingerencją mediów - pisze w specjalnym oświadczeniu opublikowanym na swoim blogu europoseł Solidarnej Polski Jacek Kurski .
Polityk zarzuca w nim tygodnikowi "Nie", który pierwszy podał informację o jego domniemanym romansie, że jest to "medium bazujące na najniższych instynktach, odwołujące się do poetyki kloaki i rynsztoka". W oświadczeniu Kurski wyjaśnia też, że wobec "ataku tego medium" musiał się bronić dostępnymi mu środkami.
Duży błąd Kurskiego
Jednak jego oświadczenie, walka o zakaz publikacji, rozsyłanie informacji i maili, przyniosły skutek zupełnie odwrotny od zamierzonego. Wczoraj o sprawie napisał Presserwis, a za nim inne portale i serwisy internetowe. Na Facebooku i Twitterze królowały mniej lub bardziej złośliwe komentarze i żarty. A dziś informacja o próbach powstrzymania publikacji w "Nie", a przy okazji i o domniemanym romansie trafiła m.in. na okładkę poczytnego tabloidu "Fakt".
Czy polityk popełnił duży błąd? A może słusznie domagał się zakazu publikacji? - Pan Kurski powinien zdecydować, czy chce żyć w klasztorze, czy być europosłem. Wyborcy mają prawo wiedzieć, jak żyją politycy i czy ich deklaracje są zgodne z tym, jak postępują. A prześwietlanie osób publicznych jest zadaniem mediów - komentuje w rozmowie z "Presserwisem" medioznawca Wiesław Godzic.
Przypomnijmy, Sąd Okręgowy w Gdańsku zakazał tygodnikowi pisania o romansie Jacka Kurskiego, eurodeputowanego Solidarnej Polski do Parlamentu Europejskiego. W piątek "Nie" opublikowało więc korespondencję redakcji z europarlamentarzystą i jego adwokatem.