Sprawdziliśmy, co z obiecaną przez PiS ustawą reprywatyzacyjną. Nawet Patryk Jaki nie jest zadowolony z tempa prac

Do końca kadencji parlamentu zostało kilka miesięcy. Wszystko wskazuje na to, że rządzącym zabraknie czasu na wprowadzenie tzw. dużej ustawy reprywatyzacyjnej. Mimo składanych obietnic. Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki, który prezentował projekt ustawy, przyznaje w rozmowie z TOK FM, że nie jest zadowolony z tempa prac. - Jeśli się nie uda, jestem przekonany, że w następnej kadencji trzeba będzie od tego zacząć - mówi.
Zobacz wideo

- Mamy to, łapiemy byka za rogi - ogłosił dumnie Patryk Jaki, prezentując projekt tzw. dużej ustawy reprywatyzacyjnej. Od tego czasu minęło ponad półtora roku, a nowego prawa nadal nie ma. - Jest w procesie legislacyjnym, trwają kolejne analizy i badania - mówi wiceminister w rozmowie z TOK FM. Dopytywany, czy jest zadowolony z tempa prac, przyznaje krótko: "Nie".

Nie ma też pewności, czy ustawę uda się przyjąć jeszcze w tej kadencji parlamentu. - Bardzo bym chciał i każdą okazję, którą mam, wykorzystuję do tego, żeby o tym przypomnieć - zapewnia Jaki, który stał się twarzą walki PiS z tzw. dziką reprywatyzacją i kieruje pracami komisji weryfikacyjnej.

- Jeśli się nie uda, to i tak jestem przekonany, że w kolejnej kadencji, bez względu na to, kto będzie rządził, a wierzę, że Zjednoczona Prawica, trzeba będzie od tego zacząć - dodaje Patryk Jaki.

Kilkakrotnie podkreśla też, że projekt "jest skomplikowany", "wymaga analiz" i "ciągłego tłumaczenia, że jest potrzebny". Dopytywany, kto się tym zajmie, kiedy wiceminister dostanie się do europarlamentu (startuje z miejsca trzeciego w Małopolsce i Świętokrzyskiem) zapewnia, że sprawy będzie osobiście dalej pilnował.

PiS nie zrealizowało obietnicy

Patryk Jaki półtora roku temu, kiedy mówił o łapaniu byka za rogi, deklarował też - w rozmowie z "DGP" - że ma "zielone światło dla ustawy reprywatyzacyjnej". - Polski nie stać na brak takiej regulacji - zapewniał wiceminister sprawiedliwości.

Ale światło najwidoczniej zmieniło kolor. Na stronie Rządowego Centrum Legislacji widzimy, że ustawa wciąż jest na etapie "opiniowania". Ostatniej modyfikacji dokonano w styczniu 2018 roku.

Janusz Baranek, jeden z liderów Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, który kilka tygodni temu gościł w TOK FM, przyznał wprost, że nie wierzy w skuteczne rozwiązanie problemu. - Myślę, że wszyscy mają interes w tych nieruchomościach i dlatego nie dojdzie do uchwalenia tej ustawy - mówił.

- Dyskusja wokół problemu umarła, została pogrzebana przez Prawo i Sprawiedliwość, które ma wszelkie uprawnienia do tego, żeby uchwalić ustawę reprywatyzacyjną i z tych uprawnień nie korzysta. Mimo deklaracji i złożonych przez Patryka Jakiego obietnic - podkreślała z kolei na antenie TOK FM Beata Siemieniako, prawniczka z Komitetu Obrony Praw Lokatorów.

Nierozwiązany problem

Polska jako jedyny kraj dawnego Bloku Wschodniego nie rozwiązała w sposób systemowy problemu reprywatyzacji. Przez ponad 25 lat politycy nie byli w stanie dogadać się, na jakich zasadach zwracać prywatnym właścicielom mienie, które utracili w wyniku powojennych przepisów. Próbowano. Do Sejmu trafiło w tej sprawie ponad 20 projektów ustaw, ale żadnego nie udało się przeprowadzić do końca. Brakowało pieniędzy i przede wszystkim woli politycznej.   

Najbliżej sukcesu był projekt wniesiony przez rząd Jerzego Buzka w 1999 roku. Został przyjęty przez Sejm i Senat. Zablokował go jednak prezydent Aleksander Kwaśniewski, który w 2001 roku zawetował projekt. Przekonywał, że "godzi on w podstawowy dziś interes Polaków, jakim jest stworzenie możliwie najlepszych warunków do rozwoju gospodarczego naszego kraju". Istotną rolę odgrywały też pieniądze - realizację ustawy Buzka wyceniano na około 44 mld zł. 

Przez brak jasnego prawa dziesiątki lokatorów straciły dach nad głową, a wartościowe kamienice nierzadko trafiały w ręce osób, które z ich prawowitymi właścicielami nie miały nic wspólnego. Wielu miało nadzieję, że patologię ukróci zaprezentowana w październiku 2017 roku ustawa Jakiego.

Projekt Jakiego zakazywał zwrotu nieruchomości w naturze - taki postulat od lat zgłaszali lokatorzy. Zamiast tego dokument zakładał wypłatę odszkodowań w gotówce (do 20 proc. wartości nieruchomości) lub obligacjach skarbowych.

Ustawa zakładała też m.in. zakaz ustanawiania kuratorów i zwrotów nieruchomości na osoby zmarłe. Ustanawiała, że prawo do odzyskania nieruchomości posiadaliby wyłącznie małżonkowie i spadkobiercy w pierwszej linii, czyli np. dzieci czy wnuki. A o zwrot mogliby ubiegać się też wyłącznie obywatele Polski. Ten zapis uniemożliwiały odzyskanie nieruchomości np. Żydom, którzy przeżyli Holocaust, a po wojnie ukrywali się poza granicami Polski. Budził wiele kontrowersji. Oświadczenie w tej sprawie wydała m.in. Światowa Organizacja ds. Restytucji Mienia Żydowskiego, która uznała, że projekt jest dla Żydów krzywdzący.

TOK FM PREMIUM