Emilia będzie mieć ochronę? "Dostaje groźby pozbawienia życia, uszkodzenia ciała"

Emilia - hejterka, która pomagała organizować w internecie kampanię nienawiści wymierzoną w sędziów, musi się ukrywać. Jak słyszymy od jednej z pełnomocników kobiety, cały czas dostaje groźby. - Boi się o siebie, dlatego nie przebywa w miejscu stałego pobytu - mówi mec. Ewa Stępniak. - W niej dziś jest poczucie, że straciła wszystko i została wykorzystana - podkreśla prawniczka. I dodaje, że za hejterską akcją stał nie tylko Łukasz Piebiak, ale też rzecznicy dyscyplinarni sędziów sądów powszechnych.
Zobacz wideo

Pełnomocniczka Emilii mecenas Ewa Stępniak przekonuje, że za organizowaniem wymierzonej w sędziów kampanii nienawiści w internecie stała grupa ich kolegów - sędziów, z sądów różnych szczebli, w tym z Ministerstwa Sprawiedliwości. Grupa, w której był wiceminister, ale też rzecznicy dyscyplinarni. Ewa Stępniak jest jednym z czterech pełnomocników kobiety, która jak dowiedzieliśmy się z publikacji portalu Onet.pl, prowadziła akcję dyskredytującą sędziów krytykujących "dobrą zmianę" w wymiarze sprawiedliwości. Prawniczka zna całość dowodów, czyli rozmów prowadzonych na komunikatorach internetowych przez sędziów zaangażowanych w akcję.  - To było kilka osób, znam ich nazwiska, ale nie mogę ujawniać. Z osobami, które znają sprawę, żartujemy, że nie będziemy wymieniać nazwisk, ponieważ nie chcemy nikogo skrzywdzić, jeśli go pominiemy - mówi adwokatka.

"Zwróciła się o pomoc do tych, których hejtowała"

Emilia poprosiła o pomoc za pośrednictwem Twittera. Jak dotarła właśnie do prawniczki z Lublina? Gdy zobaczyła, że znalazła się w bardzo poważnych tarapatach, zaczęła szukać pomocy. Na Twitterze, na którym była niezwykle aktywna. Jak mówi nam pani mecenas, zwróciła się o pomoc do tych, których wcześniej hejtowała. To oni podpowiedzieli, by odezwała się z prośbą o wsparcie m.in. właśnie do Ewy Stępniak (adwokatki, która nie kryje, że ma krytyczne poglądy wobec działań rządzących).

Z opowieści pełnomocniczki wyłania się obraz zorganizowanej grupy sędziów, którzy szczegóły swoich działań ustalali w utworzonej na komunikatorach zamkniętej grupie dyskusyjnej. Jak słyszymy, jej trzon stanowiło kilka osób. Ustalano, jakie działania podjąć i w kogo uderzyć. Do współpracy wybrano Emilię, bo była żoną sędziego przychylnego obecnej władzy (jest członkiem Krajowej Rady Sądownictwa); wiedziano, że kobieta głęboko wierzy w konieczność zmian, bo też sprzyja rządzącym. 

- Ona naprawdę ma przekonania prawicowe, naprawdę kocha ojczyznę, naprawdę chciała coś zrobić, aby było lepiej i uważała, że szkaluje osoby, które szkodzą Polsce - mówi Stępniak. Ale grupa sędziów wiedziała o niej coś jeszcze. -  Wiedzieli, że jest osobą charyzmatyczną i że ma olbrzymią popularność w mediach społecznościowych. To jest "zwierzę internetowe". Przedstawicielka nowego pokolenia, która porusza się tam jak ryba w wodzie. I taka osoba była im potrzebna, bardzo popularna w mediach społecznościowych, która wpływała na kształtowanie pewnych poglądów, postaw - mówi adwokatka.

Pieniądze wypłacane "pod stołem"

Jak dodaje, Emilia za swoją "pracę" dostawała pieniądze. Jakie? Tego prawniczka nie chce ujawnić, ale przyznaje, że - według jej wiedzy - pieniądze były wypłacane "pod stołem". - Nie było rachunków. Chyba, że ktoś wypłacił kartą bankomatową, to wtedy data będzie się zgadzała z wypłatą - słyszymy od mec. Stępniak. Jak mówi, płacili konkretni sędziowie. - To była niejako zrzutka - mówi. Nieduże kwoty. - Sądzę, że kiedy będzie jasne, ile to było, to wszyscy się będą z pani Emilii śmiać. Dla takich pieniędzy nikt by tego nie robił nawet przez dwa dni - uważa adwokatka.

Dziś Emilia musi się ukrywać. Jak mówi jej prawniczka, cały czas dostaje groźby z anonimowych bramek internetowych. - To groźby pozbawienia życia, uszkodzenia ciała. Boi się o siebie, dlatego nie przebywa w miejscu stałego pobytu. I póki co przebywać w nim nie będzie - mówi nasza rozmówczyni. Z uwagi na sytuację, kobieta będzie mieć najprawdopodobniej zapewnioną prywatną ochronę. - W niej dziś jest rozpacz, poczucie, że straciła wszystko i została wykorzystana. Strach, że teraz wykorzystają ją ci, którzy jej aktualnie pomagają. Przestała wierzyć w ludzi - mówi prawniczka.

>> Czytaj także: Sprawa Piebiaka. Pełnomocnik Emilii: Ludzie z Ministerstwa Sprawiedliwości płacili jej "pod stołem"

Jak słyszymy, grupa sędziów, którzy współpracowali z panią Emilią, miała na nią różne "metody". Manipulowali nią w różny sposób. - Rozmawiano z nią w zależności od przyjętej taktyki. Jeśli się na coś nie zgadzała, by ujawnić jakąś informację, hejtować konkretnego sędziego czymś, co jej podrzucono, to były i przemowy ex cathedra, czyli rozkazy, a nawet dochodziło do awantur. Jeśli mimo to nie udawało się jej zmusić do tego, by wykonała polecenie, to wówczas wkraczał ktoś inny. Ktoś, kto był bardzo miły, kto wkupywał się w jej łaski, kto porównywał ją do bohaterów powstańczych - opowiada Stępniak. 

Pełnomocniczka w rozmowie z nami odniosła się też do oświadczenia sędziego, jednocześnie wiceministra Łukasza Piebiaka, który podał się do dymisji, ale w swoim oświadczeniu napisał, że opisane przez Onet sytuacje nie są prawdziwe. "Wnoszę do sądu pozew przeciwko redakcji Onet, która rozpowszechnia pomówienia na mój temat oparte na relacjach niewiarygodnej osoby" - oświadczył Piebiak. - Jeżeli pan minister ocenia panią Emilię jako osobę niewiarygodną, to ja się dziwię sędziemu, z wieloletnim stażem, wiceministrowi sprawiedliwości, że współpracuje z niewiarygodnymi osobami - mówi prawniczka.

Tymczasem Piotr Schab, rzecznik dyscyplinarny sędziów wystosował pismo, w którym odniósł się do kwestii stania za hejtem.

Komunikat rzecznika dyscyplinarnego sędziówKomunikat rzecznika dyscyplinarnego sędziów Rzecznik dyscyplinarny sędziów

Pobierz Aplikację TOK FM, słuchaj i testuj przez dwa tygodnie za darmo:

TOK FM PREMIUM