"Ujawniono jakieś screeny, nie wiadomo, czy nie przerobione". Sędzia, który sam nazwał się "negatywnym bohaterem" afery hejterskiej

- Nie byłem, nie jestem i na pewno nie będę członkiem żadnej grupy sędziów czy innych osób, które miałyby na celu nękać sędziów czy inne osoby, czyli uprawiać tzw. hejt. Sam jestem ofiarą tego hejtu, od półtora roku - mówił na antenie sędzia Jarosław Dudzicz, członek KRS i prezes Sądu Okręgowego w Gorzowie Wielkopolskim. Jego nazwisko pojawia się w kontekście grupy, która miała na serwisie społecznościowym planować hejt na sędziów krytykujących rządowe reformy wymiary sprawiedliwości.
Zobacz wideo

Sędzia Dudzicz zapewniał, że nie jest i nie był członkiem grupy, która zajmowałaby się hejtem wobec kogokolwiek. Podkreślał też, że nie jest i nie był "członkiem grupy wspólnie z panią Emi". Ale nie chciał odpowiedzieć na pytanie, czy był członkiem grupy o nazwie "Kasta" - to właśnie tak miała nazywać się zamknięta grupa na komunikatorze WhatsApp. Tam planowany miał być hejt wobec sędziów krytykujących zmiany w wymiarze sprawiedliwości. 

- Do tego nie będę się ustosunkowywał, dlatego że w tej sprawie będą prowadzone postępowania. Niektórzy członkowie Rady zapowiedzieli złożenie odpowiednich zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, niektórzy będą występować na drogę cywilną. W związku z tym ja nie chcę się co do tego na tym etapie wypowiadać ani ustosunkowywać. Cokolwiek bym nie powiedział w tej sprawie, spotyka się to z rosnącą, wzmagającą się jeszcze falą hejtu - stwierdził sędzia w audycji Światopodgląd

Posłuchaj w Aplikacji TOK FM:

Sędzia Dudzicz podkreślał, że w sprawie, która od początku tygodnia rozgrzewa opinię publiczną, nikt jeszcze nie udowodnił, że istniała jakaś grupa i że ona miała ona na celu hejtowanie kogoś. - Ujawniono jakieś screeny, nie wiadomo, czy nie przerobione, z moim imieniem i nazwiskiem i z tytułem, którego nie mam - mówił, wskazując, że w screenach ujawnionych przez "Gazetę Wyborczą" przypisano mu tytuł sędziego Sądu Okręgowego w Gorzowie Wielkopolskim, podczas gdy jest on jego prezesem. - Próbuje się nas zebrać w jakąś grupę, opisać, że to jest grupa hejtująca, przy czym tego hejtu nawet w przypadku tej tzw. Kasty nie udowodniono - przekonywał.

Na argument, że najprościej byłoby po prostu stwierdzić, że nie należał do grupy pod nazwą "Kasta", powtórzył, że nie będzie się do tego ustosunkowywał, bo "nie chciałby zdradzać linii obrony potencjalnym przeciwnikom procesowym". Utrzymywał bowiem, że w całej sytuacji to on jest poszkodowanym, ponieważ od półtora roku pada ofiarą zmasowanego hejtu. Pytany, dlaczego w związku z pojawiającymi się wobec niego zarzutami nie złożył zawiadomienia do prokuratury np. o fałszerstwie, odpowiedział: "Rozważam złożenie zawiadomienia. Musiałbym to opracować bardziej globalnie, bo musiałbym opracować cały hejt, jaki na mnie spada od półtora roku, a to jest troszeczkę żmudna praca". 

Grupa "Kasta". "A gdzie tajemnica korespondencji?"

Agnieszka Lichnerowicz poprosiła sędziego Dudzicza, by założył, że grupa "Kasta" istniała - zapytała, jaki byłby wówczas jego komentarz. Z ust sędziego nie padły jednak słowa potępienia wobec procederu hejtu. - Rozmawiamy czysto teoretycznie: takie wiadomości są objęte tajemnicą korespondencji. Zastanawiam się teraz, w jaki sposób to wyciekło. Dlaczego ktoś takie wiadomości opracowuje? - pytał. 

Proszony o komentarz do dymisji Łukasza Piebiaka, który zrezygnował z funkcji wiceministra sprawiedliwości, a który akcję hejtowania miał nadzorować, odpowiedział, że jego zachowanie było odpowiedzialne. Choć z samym odejściem z funkcji się nie zgadza. - Uważam, że nie powinien być odwołany, że dymisja nie powinna być przyjęta - mówił. 

Niezwykle ciekawie przebiegło zakończenie rozmowy, kiedy Agnieszka Lichnerowicz, przedstawiając swojego gościa, użyła sformułowania "bohater skandalu dotyczącego hejtowania sędziów". - Niestety negatywny - dodał Jarosław Dudzicz. - To pan, panie sędzio, powiedział - stwierdziła prowadząca. 

W Aplikacji TOK FM posłuchasz całej rozmowy na telefonie:

TOK FM PREMIUM