Brat ministra Szumowskiego tłumaczy się z afery z maseczkami. "Oczywiście, że żałuje"
Marcin Szumowski w wywiadzie opublikowanym w weekendowym wydaniu "DGP" był pytany o 74 mln zł z grantów, jakie dostała jego firma, od kiedy do rządu wszedł jego brat Łukasz Szumowski. Prezes OncoArendi Therapeutics podkreślił, że wcześniej firma otrzymała 108 mln, "z czego za poprzedniej władzy 84 mln". - Byliśmy nieporównanie mniejszą firmą i dostawaliśmy każdy grant, o który aplikowaliśmy. To się skończyło za PiS-u - powiedział.
- Czuję się bezradny. Jestem poważnym, pięćdziesięcioletnim facetem, prezesem sporej firmy giełdowej. W Stanach zaczynałem od zera, tam skończyłem studia, tam zrobiłem doktorat, tam byłem profesorem na dwóch uniwersytetach. Wreszcie, to w Ameryce zrobiłem MBA, w Polsce pracowałem z sukcesami w najlepszym instytucie PAN, a dziś w gazetach funkcjonuję jako "brat ministra" - powiedział.
Podkreślił, że to nie jego brat przyznawał granty. - Jak Łukasz był w tym ministerstwie (Ministerstwie Nauki - PAP), to dostaliśmy raptem jeden grant na 29,5 mln - powiedział. Dodał, że firma dostawała granty od 2012 r., od początku działalności. - Mój brat zostaje wiceministrem w listopadzie 2016 r. i od tego czasu zaczynają się schody - ocenił. - Od listopada 2017 do listopada 2019 r. nie dostaliśmy nic, przez dwa lata ani złotówki. Składaliśmy wnioski czterokrotnie, odwoływaliśmy się za każdym razem i nic! To są te korzyści z bycia starszym bratem ministra - powiedział. Ocenił, że obecnie jego spółka dostaje "znacząco mniej niż inne spółki zajmujące się tym samym i dużo mniej niż za poprzedniej władzy".
- (...) jesteśmy spółką giełdową, audytowaną co miesiąc przez różne organy, na wszystkie możliwe sposoby. Każda złotówka z grantu musi pójść transparentnie na badania. Nikt z nas tego do kieszeni nie bierze - podkreślił.
Afera z maseczkami
Marcin Szumowski odniósł się do sprawy zakupu maseczek przez Ministerstwo Zdrowia od Łukasza Guńki. Powiedział, że dostał od Guńki SMS z pytaniem, czy są jeszcze potrzebne maseczki, "bo choć to może zabrzmieć dziwnie, on ma dostęp do pół miliona sztuk".
- Proszę pamiętać, jaki to był czas - 16 marca, początek pandemii, wszyscy w szoku i zaczyna się gorączka zakupów. Widział pan, że wiceminister Cieszyński dostawał pytania w sprawie sprzętu nawet od posła Neumanna. Zresztą też 16 marca - powiedział. - Rozmaici ludzie z branży i spoza niej pytali mnie, czy można pomóc lub czy można sprzedać potrzebny towar. Propozycja Guńki była jedną z kilku i kilku osobom dałem numer Janusza Cieszyńskiego. Guńkę spytałem tylko, czy maseczki mają certyfikaty i po ile są - dodał.
Marcin Szumowski zaprzeczył, by prowadził interesy z osobami, które kontaktował z ministerstwem. - Każdemu deklarowałem, że nie będę pośredniczył w zakupie sprzętu. I nie pośredniczyłem - zapewnił. Pytany, jak nazwałby swoją rolę, odpowiedział: "dobrą wolą, chęcią pomocy, ułatwieniem kontaktów?".
- Nigdy nie zarobiłem złotówki na pośrednictwie, na ułatwianiu kontaktów, a robię to rutynowo w biznesie. Jeśli sam nie jestem zainteresowany, to kontaktuję firmę A z firmą B i nie oczekuję niczego w zamian. Nikt mi zresztą niczego nie proponuje - powiedział.
Na uwagę, że dopytywał, czy Guńce udało się sprzedać maseczki, odparł, że pytał "kurtuazyjnie, czy udało mu się skontaktować z ministerstwem". - To była nadgorliwość, za którą płacę - ocenił.
Pytany, czy tego żałuje, odpowiedział: "Oczywiście, że tak. Tym bardziej, że część tych maseczek nie spełniała norm i pierwszy raz w życiu zeznawałem w prokuraturze jako świadek. Bardzo mało przyjemne".
Pobierz Aplikację TOK FM, słuchaj i testuj przez dwa tygodnie: