Lockdown? "Najlepiej by było, gdyby Sejm nałożył sam na siebie. A jeszcze lepiej - rząd"

- Bo co robi rząd? Przedsiębiorcy z godziny na godzinę dowiadują się, że muszą zamknąć działalność - w TOK FM mówił Jacek Wilk, poseł Konfederacji. Zwrócił uwagę, że premier do trybunału skierował też projekt zakładający, że nie można dochodzić od rządu odszkodowań za jego "nielegalne działania".
Zobacz wideo

Od dziś wchodzą w życie nowe obostrzenia. Zamknięte są między innymi kina, teatry, muzea i część sklepów w galeriach handlowych - m.in. te z odzieżą, sprzętem RTV-AGD czy meblowe. W pozostałych sklepach obowiązują nowe limity klientów. W hotelach będą mogli zatrzymywać się tylko podróżujący służbowo. Z kolei od poniedziałku uczniowie klas 1-3 ze szkół podstawowych będą uczyć się zdalnie.

Zdaniem opozycji rząd nie radzi sobie z drugą falą epidemii i podejmuje chaotyczne decyzje w sprawie obostrzeń. W audycji "Wybory w TOK-u" mówiła o tym posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.

- Rząd bez ładu i składu zamyka kolejne branże, Polacy czują się jak kulki w maszynie losującej Totalizatora Sportowego - tak określiła kolejne decyzje. 

Rządowych działań bronił oczywiście poseł Zjednoczonej Prawicy - Kamil Bortniczuk. Przekonywał, że mamy do czynienia zarówno z kataklizmem zdrowotnym, jak i gospodarczym i to największym od czasu II wojny światowej. - Póki, co jako kraj przechodzimy suchą stopą - zapewnił jednak, czym wywołał właściwie parsknięcie śmiechem posłów opozycji biorących udział w audycji. 

Bortniczuk próbował też przekonywać, że opozycja chciała wprowadzać stan klęski żywiołowej nie w związku z pandemią, ale po to, żeby wybory prezydenckie się nie odbyły. Twierdził, że wtedy odbyłyby się w szczycie zachorowań, jesienią.

Takim stanowiskiem zniecierpliwiła się nawet prowadząca audycję Dominika Wielowieyska, która poprosiła, by nie wprowadzać dezinformacji. Stan klęski żywiołowej można bowiem przedłużać i żadne wybory na jesieni nie musiałyby się odbywać.

Pytała też posła o "narodową kwarantannę", do której na razie nie ma podstaw prawnych.

- Mamy stan epidemiczny i z jego narzędzia korzystamy - odpowiedział jej gość i znów zaczął mówić, że apelowanie o stan klęski żywiołowej wcale nie miało na celu walki z epidemią oraz że w "okresie wakacyjnym było wypłaszczenie".

- Będziemy zmuszeni wprowadzić narodową kwarantannę, jeśli liczba zakażeń nie będzie spadać - zapowiedział, nie wyjaśniając do końca tego, o co był pytany. 

Oburzyła się tym Paulina Hennig-Kloska, posłanka Nowoczesnej. - Coraz częściej słyszymy, że brakuje miejsc, respiratorów, tlenu, rośnie liczba chorych na COVID-19, jesteśmy w czubie Europy, jeśli chodzi o wzrost przypadków śmiertelnych, przedsiębiorcom grozi brak płynności, mamy coraz większy dług publiczny. To jest sucha stopa? - wymieniała. Przypomniała, że zamknięcie gospodarki w pierwszej fali epidemii jest wciąż traumą dla przedsiębiorców, którzy "jadą na oparach" i nie mogą sobie pozwolić na drugie zamknięcie. - Zwłaszcza że dla handlu zbliża się okres żniw, w grudniu wypracowuje się często zyski na cały rok. Gdyby nie wiosenne zamknięcie, pracownicy byli spokojniejsi - podkreśliła. Zaznaczyła, że jest za częściowym zamknięciem, ale też za pozwoleniem gospodarce przynajmniej na zarabianie na przeżycie. - Bez pieniędzy nie będzie można ratować służby zdrowia - alarmowała. 

- Kolejne chaotyczne ruchy rządu skazują nas na coraz większe zadłużenie. Wszystkie długi będą spłacać obywatele - dodała. 

Z kolei Jacek Wilk z Konfederacji nacisk kładł na to, że działania rządu są nielegalne. - Oczywiste jest, że należało wprowadzić jeden ze stanów nadzwyczajnych, stan klęski żywiołowej, a rząd się uparł, żeby wprowadzić boczną furtką nielegalny stan i w przyszłości będą czekać nasze państwo ogromne odszkodowania - zapowiedział. Według niego nie wiadomo, dlaczego zamyka się kolejne branże. - Teraz trwa zarzynanie branży meblowej, to sabotaż gospodarczy - stwierdził. Wilk dodał też, że "zarzynane branże nie powinny płacić żadnych zobowiązań publiczno-prawnych", czyli ani podatków, ani ZUS-u. 

Poseł Konfederacji uważa też, że największy problem jest w podejściu kwestii zdrowotnej, że obostrzenia nie powinny dotyczyć całego społeczeństwa, a "ludzie do 50. roku życia nie powinni być objętymi żadnymi rygorami." Powinno też mieć miejsce doposażenie szpitali, a nie kolejne lockdowny. 

- To, że używamy patriotycznej nazwy, nic nie zmieni, to używanie zaklęć, mamy pełzający lockdown, będziemy pogrążać się w długach, a efektu zdrowotnego nie będzie - orzekł.

Władysław Teofil Bartoszewski - poseł PSL - dodał do tego, że w obozie prawicy trwają walki o to, kto będzie rządził po Jarosławie Kaczyńskim i w tej chwili prawica w Sejmie nie ma większości. To tłumaczy, dlaczego jej działania są tak chaotyczne. 

Posłowie opozycji też przekonywali, że orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji w trakcie epidemii to wręcz "autosabotaż".

Na to poseł Bortniczuk kuriozalnie próbował twierdzić, że w Polsce wcale nie ma praktycznie całkowitego zakazu aborcji, choć wyrok z 22 października temu przeczy, gdyż zdecydowana większość aborcji odbywała się z przesłanek embriopatologicznych. Zresztą posłanka Dziemianowicz-Bąk przytoczyła te statystyki. I przypomniała, że rząd Beaty Szydło chciał delegalizować również aborcję za gwałt oraz że większość Polaków jest za liberalizacją ustawy antyaborcyjnej, a w Polsce obowiązuje jedna z najostrzejszych ustaw na świecie. 

- Może faktycznie lepiej by było, gdyby Sejm sobie nałożył kwarantannę. A jeszcze lepiej rząd, bo co robi rząd? Przedsiębiorcy z godziny na godzinę dowiadują się, że muszą zamknąć działalność - stwierdził na to wszystko Jacek Wilk. Zwrócił uwagę, że premier do trybunału skierował też projekt zakładający, że nie można dochodzić od rządu odszkodowań za jego "nielegalne działania". Powiedział też, że on ani nie uznaje "trybunału Julii Przyłębskiej", ani jego orzeczenia. 

TOK FM PREMIUM