"KE zbiera dowody", czyli której unijnej procedury polski rząd może się obawiać?
We wtorek odbyło się wysłuchanie Polski w Radzie Unii Europejskiej ws. praworządności. Chodzi o procedurę, która ciągnie się od grudnia 2017 roku i która dotyczy łamania praworządności w Polsce. Komisję Europejską reprezentowała wiceszefowa tej instytucji Viera Jourova, a Polskę minister Szymański, którego wysłuchali ministrowie innych państw członkowskich.
Minister ds. UE Konrad Szymański poinformował, że wtorkowa debata na temat Polski podczas posiedzenia ministrów w Luksemburgu "nie miała żadnej istotnej wartości dodanej". - Znaczna część poruszonych spraw jest już przedmiotem postępowań przed TSUE - wskazał.
Jak zauważyła gościni TOK FM dr Agnieszka Smoleńska z Polityki Insight, istotą tego posiedzenia Rady Unii Europejskiej było sprawdzenie, czy wszystkie państwa członkowskie stosują te same zasady - Teraz jesteśmy na takim etapie, że instytucje unijne stwierdziły w Polsce poważne ryzyko związane z tymi wartościami: praworządności i niezawisłości sądownictwa. W kolejnym etapie jest możliwość zawieszenia niektórych praw związanych z członkostwem, ale tutaj potrzebna jest jednomyślność i to jest blokada, bo mamy sojusznika węgierskiego, który również ma bardzo podobny problem – wyjaśniała.
Zwróciła uwagę, że dyskusje o łamaniu praworządności przez Polskę toczą się w UE już bardzo długo i dotąd nie doprowadziły do poważnych konkluzji. Jednak tym razem – zdaniem ekspertki – może być inaczej. - Bo po pierwsze jesteśmy w momencie bardzo poważnego konfliktu między unijnym Trybunałem Sprawiedliwości a polskim Trybunałem Konstytucyjnym, a po drugie jesteśmy u progu uruchomienia mechanizmu, który warunkuje dostęp do unijnych środków przestrzeganiem wspólnych unijnych zasad. Wynik wtorkowej dyskusji może wpłynąć na Komisję Europejską, która będzie wdrażała ten mechanizm – mówiła ekspertka.
Jak dodała, to może się skończyć utratą przez Polskę części funduszy, a procedura w tej sprawie prawdopodobnie przyspieszy pod koniec tego roku, bo wtedy jest spodziewane orzeczenie TSUE ws. zgodności rozporządzenia - warunkującego dostęp do unijnych środków - z traktatami. Wątpliwości w tej sprawie zgłosiły Polska i Węgry. - Parlament Europejski naciska na Komisję, żeby jak najszybciej wykorzystała to narzędzie, a Komisja zapewnia europarlamentarzystów, że zbiera już konieczny materiał dowodowy, żeby rozpocząć te procedurę, gdy już będzie miała zielone światło od Trybunału Sprawiedliwości UE - zakończyła gościni TOK FM.
Szymański: Procedurę bardzo łatwo rozpocząć, ale nie ma pomysłu, jak ją zakończyć
- Debata dotycząca Polski dotyczyła spraw, które są podnoszone przez KE przez niemal 5 lat. Dlatego nie miała żadnej istotnej wartości dodanej. Szczególnie, że znaczna część tych spraw jest przedmiotem postępowań przed Trybunałem Sprawiedliwości UE. Jak widać, procedurę art. 7 było bardzo łatwo rozpocząć, dziś nikt nie ma jednak pomysłu, jak ją zakończyć" - powiedział PAP Szymański po wysłuchaniu.
Jak dodał, nowym elementem, podniesionym przez KE kilka dni temu w korespondencji z polskim rządem, jest sprawa spodziewanego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zgodności niektórych rozstrzygnięć TSUE z polską konstytucją.
- Zwróciłem uwagę, że polski Trybunał Konstytucyjny wielokrotnie orzekał w sprawie zgodności aktów prawa UE, w tym traktatów UE z polską konstytucją. Orzeczenia z 2005 i 2010 roku opierały się na prymacie konstytucji RP oraz konieczności uzgodnienia obu porządków prawnych w przypadku kolizji. W tamtym czasie KE nie reagowała nie tylko na fakt skargi, ale także na samo orzeczenie. Reakcja KE na wniosek premiera jest tym samym przejawem podwójnych standardów, których trzeba unikać w imię wzajemnego zaufania - zaznaczył.
Z informacji PAP wynika, że podczas wysłuchania Polski głos zabrało 10 krajów: Finlandia, Szwecja, Hiszpania, Dania, Niemcy, Luksemburg, Holandia, Austria, Irlandia i Grecja. Podnoszone były m.in. kwestia praw społeczności LGBT oraz prymatu prawa unijnego nad krajowym.