W co gra Łukaszenka w sprawie granicy? "Ucichł temat, że na Białorusi zakazuje się wolnego myślenia"
MSZ Białorusi poinformowało w czwartek o wezwaniu chargé d’affaires RP Marcina Wojciechowskiego i wystosowaniu "zdecydowanego protestu" z powodu oświadczeń polskich władz na temat incydentu na granicy - "wkroczenia 2 listopada do Polski z terytorium Białorusi nieustalonych uzbrojonych osób w mundurach". Białoruski resort przekazał, że podczas spotkania zwrócono uwagę, że "rozpowszechnianie podobnych absolutnie nie popartych dowodami insynuacji, stało się już normą zachowania oficjalnej Warszawy".
Jak komentowała w TOK FM Anna Maria Dyner z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, takie zachowanie władz Białorusi, "to nic nowego". – Tamtejsza propaganda od początku w taki sposób sprzedaje sytuację na granicy. Zrzuca na Polskę odpowiedzialność za budowanie napięcia. Oskarża nasze władze, że odmawiają współpracy w zakresie rozmów o bezpieczeństwie na granicy – mówiła ekspertka, podkreślając, że taki obraz sytuacji nie ma związku z rzeczywistością.
Nie słuchasz podcastów? To dobry czas, by zacząć. Dostęp Premium za 1 zł!
Rozmówczyni Karoliny Lewickiej uważa, że sytuacja przy polsko-białoruskiej granicy szybko się nie uspokoi. Trzeba się też liczyć z prowokacjami. – To jeden z elementów tego konfliktu. Białoruś utrzymuje naszą stronę w stanie ciągłej gotowości bojowej. Sprawdzają reakcje pograniczników, chcą wiedzieć, jak chronione są poszczególne elementy granicy. Z takimi incydentami będziemy się nadal zmagali – podkreśliła Anna Dyner.
W co gra Łukaszenka?
Ekspertka wyliczała też cele, jakimi kieruje się reżim Alaksandra Łukaszenki, podtrzymując kryzys na granicy z Polską. Chodzi między innymi o odwrócenie uwagi od tego, co się dzieje na Białorusi. – Coraz rzadziej mówi się, że tam nadal 800 osób ma status więźnia politycznego. Nie mówi się o zamykaniu mediów, organizacji pozarządowych. Ucichł temat tego, że na Białorusi w zasadzie zakazuje się wolnego myślenia – powiedziała.
A kryzys zaczął się przecież już kilka miesięcy temu. Jego pierwszym celem nie była Polska. Jak przypomniała gościni TOK FM, Łukaszenka nie bez przyczyny najpierw falę migrantów kierował w stronę Litwy, potem Łotwy, a potem dopiero Polski. – To trzy państwa, które najgłośniej mówiły o nałożeniu na reżim sankcji po ubiegłorocznych "wyborach" prezydenckich. Do tego to one przyjęły najwięcej uciekinierów z Białorusi - wyliczała Dyner. Dlatego, jak dodała, "można mówić – umownie – o zemście politycznej i próbie podważenia pozycji tych państw w UE".
- Łukaszenka chciał też rozhuśtać pewne emocje społeczne w tych krajach. To nadal będzie realizowane – ostrzegła ekspertka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
-
Był nacjonalistą, aż poznał lewaczkę. "Szedłem z nią do łóżka, a potem się z tego spowiadałem"
-
Polscy ochotnicy zaatakowali terytorium Rosji? Jest komentarz Rosjan
-
Marsz 4 czerwca. Przedsiębiorczyni z Łomży o hejcie po spotkaniu z Tuskiem. "Mojej córce grożono gwałtem"
-
Co się stało z naszą małą władzą? Samorząd lokalny bez znieczulenia i od kulis [PODCAST MAŁA WŁADZA]
-
Marsz 4 czerwca to polityczny game changer? "Podobało mi się, że Tusk próbuje zakopać część rowów między Polakami"
- Pijana 24-latka pogryzła ratownika w karetce. "Zaczęła kopać w elementy wyposażenia karetki"
- Zwrot nadpłaconej składki zdrowotnej ZUS. Składanie wniosków wydłużone do 5 czerwca
- Ceny paliw 2023. Analitycy: paliwa na stacjach na początku czerwca tańsze niż przed rokiem
- "Widać dygocik". Władza przestraszyła się marszu 4 czerwca? "Wyrażają pogardę dla Polaków"
- Starcie Grupy Wagnera z rosyjskimi żołnierzami. Ludzie Prigożyna zatrzymali pijanego oficera