"Oni za jedno oko, chcą troje oczu". Incydent z ambasadorem Rosji może mieć konsekwencje
W poniedziałek rosyjski ambasador Siergiej Andriejew wraz z delegacją przybył pod Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich w Warszawie, by złożyć tam kwiaty z okazji rosyjskiego Dnia Zwycięstwa. Demonstranci z ukraińskimi i polskimi flagami uniemożliwili Andriejewowi przejście pod miejsce upamiętnienia radzieckich żołnierzy. Wznosili antyrosyjskie hasła i oblali Andriejewa czerwoną substancją. Po tym rosyjski dyplomata wrócił do służbowego auta.
W Poranku TOK FM Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz nazwała to zdarzenie "zupełnie niepotrzebnym incydentem". - Polska powinna się stosować do zasad cywilizowanego, demokratycznego kraju, czyli chronić dyplomatów każdego państwa. Nawet jeśli wobec tego państwa mamy takie fundamentalne zastrzeżenia, jakie mamy wobec Rosji. Tutaj nie została zapewniona wystarczająca ochrona, żeby do tego incydentu nie doszło – mówiła dyrektorka Instytutu Strategie 2050 i była ambasador RP w Rosji.
Zastrzegła, że nie chodzi jej o troskę o samego ambasadora Rosji, bo – jak dodała – w żadnym razie nie ma o nim dobrego mniemania. - Ponieważ z premedytacją i perfidią uprawia propagandę rosyjską. Kłamie, przeinacza fakty, nawet nie mrugnąwszy okiem. Możemy go krytykować. Co więcej, możemy go wydalić z Polski, to nasze prawo. Oczywiście za to będzie wzajemność: nasz ambasador wróci z Moskwy do Polski – stwierdziła.
Przypomnijmy, choć polskie MSZ w oświadczeniu napisało, że "był to godny ubolewania incydent, który nie powinien mieć miejsca", to jednak rzecznik rządu Piotr Müller obarczył odpowiedzialnością za niego samego ambasadora Rosji. - Zrobił to (złożył kwiaty przed Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich - przyp. red.) celowo, aby wywołać negatywne emocje społeczne - mówił Müller. Dodał, że "w tej chwili nie ma decyzji" o wydaleniu z Polski Andriejewa. - Ale zbiera się panu ambasadorowi i za indywidualne również zachowania, nie tylko za zachowania swojego kraju - podkreślił rzecznik rządu.
"Rosja nie odpowiada okiem za oko, ale za jedno chce troje oczu"
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz podkreśliła, że kluczowa jest zasada nietykalności dyplomatów, której egzekwowanie Polska oczekuje też od innych krajów. Tymczasem - jak tłumaczyła - poniedziałkowy incydent może być "wodą na młyn propagandy rosyjskiej". - A ta mieli, przeinacza, wyolbrzymia i czyni z tego incydentu jeszcze większego szatana, robiąc z niego pretekst. Inna rzecz, że propaganda rosyjska jest tak drapieżna, że zawsze sobie jakiś pretekst znajdzie – zastrzegła.
W ocenie szefowej Instytutu Strategie 2050 poniedziałkowy incydent naraża na niebezpieczeństwo polskich dyplomatów w Rosji. - Dlatego że Moskwa – mówiąc eufemistycznie – stosuje się do zasad bardzo słabo. A już na pewno nie odpowiada okiem za oko, zębem za ząb, ale za jedno oko chce troje oczu – podsumowała gościni TOK FM.
-
"Wara od mojej ręki i portfela". Dlaczego 36 proc. młodych mężczyzn ruszyło za Konfederacją?
-
Tak wielu wakatów w policji jeszcze nie było. Ekspert ostrzega przed prostymi receptami. "To będzie tragiczne"
-
Putin znów grozi bronią jądrową. Jak odpowie NATO? Gen. Bieniek wskazuje: To na pewno rzecz, która będzie rozpatrywana
-
Przywódca zbrodniczego reżimu był "przydatny" Janowi Pawłowi II. W tle "sponsoring" Kościoła
-
Katolicka "sekta" w Częstochowie. "Wieczorem wybuchały krzyki dzieci, płacz i odgłosy uderzeń"
- Rząd może zablokować TikToka. Projekt stanowiska wyciekł do mediów
- Protesty w Izraelu. Starcia przed domem premiera. Prezydent wezwał do wstrzymania reformy sądownictwa
- Nowy tydzień przyniesie zdecydowaną zmianę pogody. "Będziemy musieli pogodzić się z powrotem zimy"
- Tusk: Jesteś katolikiem? To nie możesz głosować na PiS czy Konfederację
- Frekwencja może przesądzić o wyniku wyborów. "Do urn częściej chodzą starsi niż młodsi"