Ponad połowa Polaków źle ocenia dobrą zmianę. "PiS ma mały rezerwuar potencjalnych wyborców"

Młodzi nie chcą "dobrej zmiany", z kolei ta zyskuje wśród osób po 60. roku życia - pokazał szczegółowy sondaż Ipsos dla TOK FM i OKO.press. Jak podkreśliła w TOK FM prof. Anna Pacześniak, "można powiedzieć: w młodych nadzieja - opozycja tak to postrzega". - Ale pamiętajmy, że wśród nich więcej ludzi zostaje w domu w czasie wyborów niż w tzw. dojrzałych dorosłych - mówiła politolożka. Jak w tej sytuacji o głosy wyborców powinny zawalczyć Zjednoczona Prawica i opozycja?
Zobacz wideo

51 procent ankietowanych uważa, że od 2015 roku czyli od początku rządów PiS-u, sytuacja w Polsce się pogorszyła - wynika z sondażu Ipsos przeprowadzonego na zlecenie TOK FM i OKO.press. 38 proc. ocenia zmiany zdecydowanie na gorsze, 13 proc. - raczej na gorsze. Jednoznacznie zadowolonych jest niespełna jedna czwarta badanych, bo 22 procent. Takich, którzy uważają że sytuacja w Polsce jest raczej lepsza, jest 16 proc. 

Jak mówiła w TOK FM prof. Anna Pacześniak, wynik nie jest zaskakujący. - Niekorzystny dla PiS trend utrzymuje się od jesieni 2020 r., co miało odzwierciedlenie w pomiarze zimowym jeszcze w 2021 r. -  mówiła ekspertka Uniwersytetu Wrocławskiego w "Popołudniu Radia TOK FM". 

Przypomniała, że to wtedy zapadł wyrok TK pod przewodnictwem Juli Przyłębskiej dotyczący prawa aborcyjnego, po których nastąpiły masowe protesty. - Wtedy też rozwarły się nożyce na niekorzyść PiS. Od tego momentu Polacy w większości zaczęli mówić, że sytuacja zmieniła się na gorsze pod rządami PiS i za prezydentury Andrzeja Dudy - dodała w rozmowie z Wojciechem Muzalem. 

"Może trzeba komuś innemu dać szansę na rządzenie"

Gościni TOK FM zwróciła także uwagę, że analizując wyniki sondażu Ipsos trzeba także odpowiedzieć  przynajmniej na dwa dodatkowe pytania. Pierwsze: kto jest odpowiedzialny za to, że zmiany idą na gorsze. I drugie: czy ktoś poradziłby sobie lepiej niż PiS. Tłumaczyła, że ankietowani mogą odpowiadać, że wprawdzie to zmiany na gorsze, ale "mieliśmy przecież pandemię, a teraz mamy wojnę u sąsiada".  

- Z kolei osoby, które uważają, że nie tylko rządzący są odpowiedzialni za trudniejszą sytuację nie tylko ich gospodarstwa domowego, tylko Polski jako takiej, nie muszą być zmanipulowani przez rządzących czy mediami narodowymi. Sami mogli zracjonalizować sytuację. Uznali, że naprawdę trudno, by pod jakimikolwiek rządami było lepiej po pandemii niż przed pandemią - dodała.

Inna rzecz, jak dopowiedziała, że część osób przez kolejne miesiące od wyborów będzie się zastanawiała, czy płynie skądś nadzieja, że rządzący obecnie już ósmy rok będą mogli zmienić sytuację na lepsze.

- Tu kwestia nierozstrzygnięcia w sprawie KPO - to jeden z przykładów - pokazuje, że mogą sobie odpowiedzieć: "Nie, znikąd nadziei". Może więc trzeba komuś innemu dać szansę na rządzenie, niech się wykaże i niech spróbuje nas z tej sytuacji trudnej wydobyć - zastrzegła prof. Anna Pacześniak. 

"Z tego już paliwa wyborczego nie będzie"

Najbardziej sceptyczni wobec dokonań PiS są dwudziestolatkowie. W tej grupie zaledwie 13 proc. badanych mówi o zmianach na lepsze, a 67 proc. twierdzi, że jest gorzej. - Można powiedzieć: w młodych nadzieja - opozycja tak to postrzega, ale pamiętajmy, że wśród nich więcej ludzi zostaje w domu w czasie wyborów niż u tzw. dojrzałych dorosłych - skomentowała ekspertka Uniwersytetu Wrocławskiego. 

Jeśli chodzi o osoby po 60. roku życia, to 57 proc. ocenia, że sytuacja zmieniła się na lepsze, a 36 proc. - na gorsze. - Przy czym są to osoby najbardziej zmobilizowane jako wyborcy. Co też pokazuje, że odwrót młodych wcale nie musi oznaczać wielkiej szansy dla opozycji. Trzeba się mocno nagłówkować, w jaki sposób te osoby zmobilizować, żeby do wyborów w ogóle poszły - podkreśliła. 

- A jakie znaczenie mają transfery socjalne? Zjednoczonej Prawicy udało się kupić ludzi 14. emeryturami? - dopytywał prowadzący. 

- Nie wszystkich. Ponad jedna trzecia mówi, że zmiany są na gorsze. Czyli nie tylko patrzy na cały kraj, ale też przez pryzmat własnego portfela. Co więcej jest cześć osób po 60. roku życia - nazwijmy ich emerytami - którzy mówią: "Owszem dostaję 13., a może nawet 14. emeryturę, weźmiemy te pieniądze, bo one są nasze, ale nie będziemy głosować na PiS" - podkreśliła.

Wskazała, że także z programu 500 plus zostało już nie wiele. A PiS, jak zapewniła, jedyne co mógłby zrobić politycznie, bo ekonomicznie wydaje się to również samobójstwem, to zwiększyć to świadczenie. - Jak zostanie na tym samym poziomie, to ludzie się już do tego tak przyzwyczaili, że traktują to jak normę. Poza tym doskonale wiedzą, że teraz 500 plus nie jest warte tyle co w 2016 rok - wskazała, podkreślając, że "z tego już paliwa wyborczego nie będzie".

"Rezerwuar potencjalnych wyborców"

A jak obóz rządzący i opozycja mogą wykorzystać na swoją korzyść wyniki sondażu?

W ocenie gościni TOK FM rozwiązań jest kilka. - Skoro 38 proc. twierdzi, że zmiany poszły na lepsze, to jednak to więcej niż osób, które deklarują poparcie dla PiS. A to oznacza, że rządzący mają mały rezerwuar potencjalnych wyborców, którzy są otwarci, by ich przekonać do oddania głosu - wskazała ekspertka UWr.  

Poza tym, jak mówiła, PiS nie powinien drażnić przez kolejne miesiące młodych kwestiami światopoglądowymi - wówczas ci mogą zostać w domu i nie oddać głosu na opozycję. - A jeśli chodzi o opozycję, to trzeba mobilizować młodych. Z kolei starać się uspokoić osoby starsze, że przejecie władzy przez opozycje nie będzie katastrofą, jak malują to media prorządowe - skwitowała w rozmowie z Wojciechem Muzalem.

TOK FM PREMIUM