"Duda zawsze odgrywał rolę junior partnera". PiS bez prezydenta nie rozwiąże łamigłówki z ustawą o Sądzie Najwyższym

Zdaniem Dominiki Długosz PiS traktuje prezydenta jak "stracone aktywo". To utrudnia finalizowanie części projektów, które dla partii Jarosława Kaczyńskiego są priorytetowe. Czy tak będzie w przypadku nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym? - PiS musi się nauczyć, że najpierw trzeba podreptać do Pałacu Prezydenckiego i zapytać, czy pan prezydent będzie współpracował. A nie go zaskakiwać - mówiła w TOK FM dziennikarka "Newsweeka".
Zobacz wideo

Sejm w piątek 13 stycznia głosował nad poselskim projektem nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym. Przepisy poparły 203 osoby. Projektu, zgodnie z zapowiedzią, nie poparła Solidarna Polska. Przeciwko byli wszyscy posłowie tego ugrupowania. Opozycja wstrzymała się od głosu (189 posłanek i posłów). W głosowaniu nie wzięło udziału 16 osób. 

Nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym została przegłosowana. Teraz zajmie się nią Senat, a potem prezydent. 

Nie można zapominać, że nowelizację konsekwentnie krytykuje prezydent Duda. Jak PiS chce doprowadzić do pozytywnego dla siebie rozwiązanie konfliktu? Bo bez prezydenta trudno będzie zamknąć sprawę zmiany przepisów o SN.

Jak mówiła w TOK FM Dominiki Długosz, "PiS ignoruje prezydenta w bardzo wielu sprawach". A wystarczyło skonsultować pomysł z Andrzejem Dudą.  - Prezydent jest najmniejszym problemem, byle zaczęli go traktować poważnie. PiS musi się nauczyć, że najpierw trzeba podreptać do Pałacu Prezydenckiego i zapytać, czy pan prezydent będzie współpracował, czy nie. A nie go zaskakiwać  - podkreśliła dziennikarka "Newsweeka".

Bez porozumienia z prezydentem nowelizacja może podzielić los obu ustaw nazywanych "lex Czarnek", zawetowanych przez Andrzeja Dudę. Może, ale nie musi. Dziennikarka nie wyklucza, że będziemy mieli w tym przypadku do czynienia z "formułą drobnego ustępstwa". - Do tej ustawy wpadnie jakaś drobna poprawka, potem się powie, że to było żądanie prezydenta i prezydent wyjdzie z twarzą – oceniła Długosz.

Uczestnicząca w rozmowie prof. Karolina Wigura z Kultury Liberalnej i Uniwersytetu Warszawskiego zwróciła uwagę na powtarzający się schemat. - Pan prezydent klika razy w przypadku kryzysu praworządności odegrał już taką samą rolę. Gdy PiS i Solidarna Polska popchną za mocno, to Andrzej Duda wychodzi i mówi: "O nie, chciałbym jakiejś zmiany". Duda zawsze odgrywał rolę junior partnera w tej relacji. Jeżeli tak się zdarza, że się z czymś nie zgadza, to wychodzi nawet trochę bardziej wiarygodnie dla wyborców – podsumowała.

Andrzej Duda nie ma nic do stracenia

Druga kadencja Andrzeja Dudy zakończy się w 2025 roku. Zgodnie z obowiązującym prawem obecny prezydent nie będzie mógł starać się o trzecią kadencję. Dominika Długosz uważa, że ten fakt również może mieć znaczenie w politycznej grze, jaka toczy się  w związku z pieniędzmi na Krajowy Plan Odbudowy. - Andrzej Duda z politycznego punktu widzenia nie ma już nic do stracenia. PiS nie chce za bardzo w niego inwestować (…) Nikt w obozie władzy nie widzi go po zakończeniu kadencji jako lidera Zjednoczonej Prawicy, czy PiS. Takie trochę stracone aktywo, więc niech już sobie robi, co chce – stwierdziła w rozmowie z Maciejem Głogowskim.

I dodała, że z tego punktu widzenia Duda jest dla PiS-u wygodny, ponieważ odpowiedzialność za ewentualne zawetowanie ustawy o Sądzie Najwyższym, a w konsekwencji brak środków z Unii Europejskiej, spadnie na prezydenta. - Bo wyborcy PiS uznają, że rządzący chcieli tych pieniędzy, nawet dogadali się z :tą straszną" Brukselą – podsumowała dziennikarka.

TOK FM PREMIUM