"Raportu nie znam, ale nie było żadnej afery hazardowej z moim udziałem". Drzewiecki o raporcie Pitery

Raport Pitery wskazał, że w czasie prac nad ustawą o grach i zakładach wzajemnych m.in. w resorcie sportu doszło do wielu nieprawidłowości. - Nie znam tego raportu - mówi Drzewiecki. - Kiedy byłem ministrem w ogóle nie interesowałem się ustawą hazardową. Ona dla mnie w ogóle nie istniała - zapewnia. Radzi, żeby poczekać dwa tygodnie na wyjaśnienia ministerstw.

Prace nad projektem ustawy o grach i zakładach wzajemnych były prowadzone przez ministerstwa nierzetelnie, nieprzejrzyście, przewlekle i z naruszeniem przepisów - wynika z raportu, do którego dotarł reporter TOK FM. Dokument największą odpowiedzialnością za nieprawidłowości obarcza urzędników Ministerstwa Sportu, którym kierował Mirosław Drzewiecki.

">Tajny raport Julii Pitery

- Nie znam tego raportu. Z tego co wiem, chodzi o komunikację między urzędnikami. Wiem, że dwa tygodnie mają ministerstwa na ustosunkowanie się do raportu i proszę poczekać - mówił Drzewiecki w Poranku Radia TOK FM pytany o raport. Dodał, że nie był przepytywany przez kontrolerów min. Pitery.

Były minister sportu relacjonował jak wyglądały rozmowy na temat rezygnacji przez ministerstwo z dopłat do gier (jak chciała branża hazardowa). Prace nad dokumentem wzbudziły wątpliwości kontrolerów. - Dyr. Rolnik przyszła do mnie z uwagą, że trzeba poinformować ministerstwo finansów o tym ,że zmienia się cel zbiórki pieniędzy z dopłat. Moje polecenie polegało na tym, że proszę przygotować pismo w tej sprawie. Minister się takimi sprawami nie zajmuje. A po drugie to urzędnicy i departamenty merytoryczne odpowiadają za stanowiska, które wychodzą z ministerstwa - wyjaśniał.

- Mało tego, pismo które wyszło z ministerstwa nie miało żadnej mocy prawnej. Typ procedowania jest taki, że nie wysyła się pisma do wiceministra finansów. Tylko trzeba to wysłać na Komitet Stały Rady Ministrów i do uzgodnień międzyresortowych. Z mocy prawa więc pismo, które miało tryb pisma informacyjnego nie mogło niczego zmienić - dodał.

Według Drzewieckiego w kierowanym przez niego ministerstwie nie odbywały się narady z lobbystami branży hazardowej. - Ja nigdy takich narad nie prowadziłem. Z tego co wiem, pan Adam Giersz spotkał się w ministerstwie z jednym lub dwoma ludźmi (ale nie razem tylko osobno). Zgłosił, że miał kontakt z ludźmi z branży. Nie było żadnych narad i ja takiej wiedzy nigdy nie posiadałem - podkreślał w rozmowie z Janiną Paradowską.

"Nie wymawiam się winą urzędników"

Bartosza Arłukowicza , członka komisji hazardowej, wnioski z raportu nie szokują. Dla polityka to próba zrzucenia odpowiedzialności za aferę hazardową na urzędników niższego szczebla. Mirosław Drzewiecki odrzuca te zarzuty. - Najlepszym dowodem jest to, że ja sam podałem się do dymisji. Nie wymawiam się winą urzędników. Czytałem ich notatki i wyjaśnienia. Nie mam prawa nie wierzyć w to, że doszło do nieporozumienia - powiedział w Poranku Radia TOK FM.

Były minister sportu liczy, że komisja w której pracuje poseł Arłukowicz wyjaśni wszystkie wątpliwości związane z aferą hazardową. - Mnie trudno określić, czy była afera. Na pewno mogę powiedzieć, że nie było żadnej afery hazardowej z moim udziałem. W okresie kiedy byłem ministrem, w ogóle nie interesowałem się ustawą hazardową. Ona dla mnie w ogóle nie istniała - zapewniał.

TOK FM PREMIUM