"Zebranie większej liczby podpisów daje symbolicznie pozycję lidera"
- Na konferencji były same pozytywy, czyli: dziękujemy za podpisy, mamy wizję nowej Polski - mówił podczas dyskusji w TOK FM dr Łukasz Szurmiński, politolog i medioznawca z Uniwersytetu Warszawskiego. - To jest sygnał do centrum, że PiS potrafi prowadzić spokojną, nieagresywną politykę. Wychodzą tu ciekawe rzeczy: zebrane głosy nie mają znaczenia, ale symbolicznie tyle głosów daje pozycję lidera. Gdyby się zdarzyło tak, że Platforma przyniesie 3 mln głosów, to byłby znaczący sygnał, bo w razie drugiej tury może to przekonać do głosowania na ich kandydata - mówił dr Szurmiński.
"Brak debaty może być wykorzystane propagandowo"
- Zgoda Komorowskiego na debatę teraz byłaby ładowaniem akumulatorów mniej znaczących kandydatów, bo i tak wiadomo, że finalnie rozgrywka odbędzie się między dwoma-trzema osobami - mówił Wojciech Maziarski. - Organizowanie debaty byłoby legitymizowaniem mniej znaczących kandydatów.
- Pierwszy przesiew nastąpi po podsumowaniu tego, kto zebrał 100 000 głosów. Myślę, że w sumie będzie sześciu kandydatów, a ignorowanie ich, czyli rezygnacja z debaty, to też ignorowanie ich elektoratu - mówił Maziarski.
Dr Łukasz Szurmiński podkreślał, że debata między kandydatami jest niezbędna do zaprezentowania jakiejkolwiek wizji Polski: - Jeżeli kandydaci zdecydowaliby się na debatę, to wymusiłoby to merytoryczność. Bez debaty nie będziemy mieli żadnych konkretów - mówił.
- Każda debata jest ryzykowna, ale decyzja o wstrzymaniu się od niej może być wykorzystana propagandowo przeciwko PO. Kaczyński jest w znakomitej sytuacji, bo może powiedzieć, że chce wziąć udział w debacie, ale Platforma się na nią nie zgodzi - podsumował Wojciech Maziarski, redaktor naczelny "Newsweeka".