Przypadki Mirosława Sekuły: jak stracił miejsce na liście PO

Mirosław Sekuła do zeszłego roku był politykiem z nieskazitelnym dorobkiem, pewniakiem Platformy Obywatelskiej do umieszczenia w pierwszej trójce którejś ze śląskich list wyborczych. Dobrą passę przerwała nominacja na szefa tzw. komisji hazardowej. Udział w wyjaśnianiu niewygodnej dla jego partii afery, zamiast zrobić z niego ?ostatniego sprawiedliwego?, sprawił, że polityk PO stał się kozłem ofiarnym.

W niedzielę wyszło na jaw, że Platforma nie znajdzie na swoich listach miejsca dla Mirosława Sekuły. Posłowie PO tłumaczą, że dawny prezes NIK-u sam zrezygnował z kandydowania, w związku ze swoim słabym wynikiem w zeszłorocznych wyborach samorządowych, w których kandydował na prezydenta Zabrza.

Nieoficjalnie się mówi jednak, jak podaje "Gazeta Wyborcza", że brak miejsca na liście PO jest karą dla Sekuły za kompromitujące prowadzenie tzw. komisji hazardowej, która miała wyjaśnić m.in. powiązania polityków PO Mirosława Drzewieckiego i Zbigniewa Chlebowskiego z biznesmenem Ryszardem Sobiesiakiem.

Idealny kandydat na szeryfa?

Nominacja Mirosława Sekuły na stanowisko przewodniczącego sejmowej komisji śledczej ds. tzw. afery hazardowej w listopadzie 2009 roku wydawała się jak najbardziej uzasadniona. W Sejmie rzetelny polityk - m.in. wiceprzewodniczący klubu Platformy i tymczasowy przewodniczący komisji "Przyjazne Państwo"; wcześniej zaś rzetelny urzędnik, przez sześć lat z powodzeniem pełniący funkcję prezesa Najwyższej Izby Kontroli.

Tymczasem pracom tzw. komisji hazardowej od samego początku towarzyszyło sporo kontrowersji, którym winien był m.in. właśnie Mirosław Sekuła. Najpierw poszło o skład prezydium siedmioosobowej komisji. Na zastępców Sekuły wybrano w pierwszej kolejności posłów SLD i PSL - Bartosza Arłukowicza i Franciszka Stefaniuka.

Zablokowano natomiast kandydaturę śp. Zbigniewa Wassermanna z PiS, w związku z czym Stefaniuk odmówił pojawienia się w prezydium komisji, argumentując, że każda partia powinna mieć w nim swojego przedstawiciela. Ówczesny marszałek Sejmu, Bronisław Komorowski, zdecydował, że wobec tego jedynym wiceprzewodniczącym komisji będzie Bartosz Arłukowicz.

Sędziowie we własnych sprawach

Politycy PiS od razu podnieśli wrzawę, że Platforma chce być sędzią we własnej sprawie, nie dopuszczając polityków największej partii opozycyjnej do najważniejszych stanowisk w komisji. Mirosław Sekuła nie czekał zbyt długo, aby odparować cios.

Niecały miesiąc później, po ujawnieniu informacji, że Zbigniew Wassermann i Beata Kempa brali udział w powstawaniu ustawy hazardowej w czasach rządów PiS, szef komisji wystąpił do Biura Analiz Sejmowych o ustalenie, czy w związku z tym posłowie mogą zasiadać w komisji.

Powstała ekspertyza zalecała "rozważenie wykluczenia posłów, którzy mogą stanowić przeszkodę w pracach komisji". Przewodniczący zalecenie przyjął i posłów PiS wykluczył. Ruch ten nie spodobał jednak się nie tylko opozycji. Sekuła według samych członków Platformy wykazał pewną nadgorliwością. - Premier nie był zachwycony takim obrotem sprawy - mówił "Gazecie Wyborczej" jeden ze współpracowników Donalda Tuska.

Jednoosobowe posiedzenie komisji

Ponieważ wykluczenie posłów PiS spotkało się z ogromną krytyką, polityków w końcu przywrócono. To był jednak dopiero początek kłopotów dla Mirosława Sekuły. Przewodniczący bynajmniej nie zarobił dodatkowych punktów, kiedy zakończył przesłuchiwanie jednego z bohaterów afery hazardowej, Zbigniewa Chlebowskiego, kiedy na sali posiedzeń nie było nikogo poza nim...

- Czy ktoś z członków komisji chce jeszcze zadać pytanie? - pytał pustej sali Sekuła. Nie doczekawszy się żadnej odpowiedzi, oświadczył: - Nikt się nie zgłasza, w związku z tym stwierdzam, że zakończyliśmy zadawanie pytań panu posłowi Chlebowskiemu.

Opozycja była wściekła. Przewodniczący komisji podpadł jej po raz kolejny, kiedy wystąpił w roli kuriera kolejnego bohatera afery, Mirosława Drzewieckiego, i osobiście dostarczył na posiedzenie komisji jego wniosek o przełożenie terminu jego przesłuchania. Beata Kempa i Bartosz Arłukowicz nie dali mu z tego powodu spokoju na posiedzeniu.

- Od kogo pan otrzymał to pismo? Czy pan się widział ze świadkiem dzisiaj? Gdzie pan to dostał? W Pędzącym Króliku? - pytali politycy. Sekuła na początku uparcie odmawiał na te pytania odpowiedzi. W końcu przyznał, że pismo przekazał mu sekretarz klubu PO Sebastian Karpiniuk.

W szaleństwie metoda?

Czy w tym szaleństwie mogła być metoda? Co do tego wątpliwości nigdy nie mieli przedstawiciele opozycji. - Liczy na to, że na manipulacji ocenami prac komisji mniej straci, niż na ujawnieniu przez nią prawdy - podkreślał Zbigniew Wassermann. Według posła PiS utrudnianie dotarcia do prawdy miały na celu również inne działania Mirosława Sekuły. Zwrócił uwagę m.in. na zbyt późne nawiązanie kontaktu komisji z prokuraturą.

- Niewątpliwie przewodniczący Sekuła kompromituje swoim działaniem komisję. Mimo wielokrotnych nalegań nie chce słyszeć moich wniosków o udostępnienie komisji akt prokuratorskich śledztw, przecieku z kancelarii premiera oraz billingów połączeń telefonicznych - mówił w wywiadzie dla "Naszego Dziennika".

Wassermann ocenił, że takie działania uniemożliwiały członkom komisji "zapoznanie się z materiałami, czyli przygotowanie do przesłuchań i powodowało, że przesłuchania traciły jakąkolwiek wartość".

Raport gotowy, a komisja trwa

Jakby tego było mało, Mirosław Sekuła postanowił napisać projekt sprawozdania kończącego prace komisji, kiedy ta jeszcze trwała. Nie dość, że członkowie komisji mieli jeszcze jednego świadka do przesłuchania, to raport odwoływał się do niepodpisanych przez świadków protokołów przesłuchań. - Gdy przygotowałem projekt, lista świadków była już wyczerpana - bronił się szef komisji.

Nie przekonał jednak ani swoich kolegów z komisji, ani sejmowych prawników, którzy orzekli, że projekt powstał za szybko. Sekuła skapitulował i wycofał swoje sprawozdanie, zapowiadając, że spróbuje je poprawić i złożyć ponownie tydzień później, 30 lipca. To jednak nie zadowoliło wszystkich.

Posłanka PiS Beata Kempa zaprotestowała, tłumacząc, że marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna przyznał jej urlop i ona nie zamierza się w związku z tym zjawiać w Sejmie do końca lipca. - Nie będę mówić o przyczynach mego urlopu, chcę powiedzieć tylko o jednej: pragnę odpocząć od pana. Od października 2009 stoi pan nad nami z batem - żaliła się.

Sekuła odparował, by posłanka wzięła się do roboty: - Zapewniam, że raport będzie na panią czekał od godziny 00. W reakcji na to oświadczenie posłanka opuściła salę posiedzeń, trzaskając drzwiami i wybuchając płaczem.

Dobre złego początki

Choć raport został w końcu przegłosowany w korzystnej dla Platformy formie - "Miro i Zbychu" mieli odpowiedzieć tylko za nieetyczne zachowanie - szef komisji nie miał wielu powodów do świętowania. Zdawało się, że przewodniczenie komisji śledczej uczyni z niego, tak jak z Jana Marii Rokity, "ostatniego sprawiedliwego".

Tymczasem doprowadzenie Beaty Kempy do łez, zakończenie przesłuchania świadka przy pustej sali, wykluczanie niewygodnych dla swojej partii członków komisji czy pośredniczenie między komisją a podejrzanym Mirosławem Drzewieckim, nie przysporzyło mu wielu sympatyków.

Na to nałożyła się jeszcze "osobista afera Sekuły". W trakcie prac komisji dzięki "Dziennikowi" wyszło na jaw, że dziewięć lat wcześniej - kiedy poseł pełnił funkcję wiceszefa komisji finansów, a ta zajmowała się ustawą hazardową - do jego biura przyszedł biznesmen z torbą pieniędzy. Pokazał, że je ma, ale ich nie wręczył, a polityk nie zawiadomił później policji. Sekuła musiał się z tego mocno tłumaczyć.

Kolejnym gwoździem do trumny byłego prezesa NIK-u były wybory samorządowe, w których kandydował na prezydenta Zabrza. Wybory te pokazały jednak, że dużo mniejszych szans na wygraną nie mieliby bohaterzy afery hazardowej - Sekuła otrzymał zaledwie 13,45 proc. głosów. Zawiedziony poseł w wywiadach sam przyznawał się do sromotnej porażki.

Przedstawiciele opozycji do tej pory uważają, że polityk jest sam sobie winien. W pracach komisji miał bowiem nie mieszać z własnej inicjatywy, ale partyjnej wierchuszki, która naciskała na niego, aby oczyścił jej działaczy z podejrzeń o uleganie biznesowym lobbystom. Nie polecieli więc Zbychu, Rychu ani Miro, a poleciał Sekuła?

KAMPANIA WYBORCZA 2011 na Facebooku - dołącz do nas!

TOK FM PREMIUM