"Komuna, mimo wszystko, ducha nie zniewoliła" [WYWIAD Z MARTYNĄ JAKUBOWICZ]
Patrycja Wanat: Jak zapamiętała Pani 13 grudnia 1981 roku?
Martyna Jakubowicz: - Zawsze w niedzielę rano włączałam radio, słuchałam audycji pana Wolskiego, "Rodziny Poszepszyńskich" Maćka Zembatego i zanim się angażowałam w dzień, to najpierw był taki jakby rytuał. Tego dnia radio było głuche. Byłam zaskoczona, ale pomyślałam, że albo radio się zepsuło, albo może Trójka ma jakiś feler i nie nadaje. Okazało się jednak, że wszystko było głuche i to już mnie zaniepokoiło.
Pobiegłam do koleżanek dwie ulice dalej, bo one miały telefon, a ja czekałam na kontakt od Andrzeja (byłego męża Martyny Jakubowicz - red.), który wyjechał do Opola. Gdy otworzyły mi drzwi, widok był bardzo komiczny: były rozczochrane, zaspane, w takich długich koszulach nocnych i miały dziwny wyraz twarzy. Pytam się, czy coś się stało i czy Andrzej dzwonił. One spojrzały na mnie jak na wariata i mówią: "Przecież jest stan wojenny!".
Trochę to trwało zanim sobie uświadomiłam tę informację. Myślałam, że weszły wojska radzieckie i będzie jatka. Wiadomo było, że sytuacja jest napięta i coś się szykuje, bo byliśmy traktowani jak kolejna republika. Okazało się, że to nie wojska radzieckie, a decyzja generała Jaruzelskiego, zresztą do tej pory dla mnie tajemnicza. Pewnie nigdy się nie przekonam do jego tłumaczeń, a może nigdy prawdy nawet nie poznamy. Później najbardziej wstrząsające były te przemówienia, spikerzy w mundurach, żarty się skończyły, ludzie byli gdzieś zabierani, wywożeni. Rzeczywistość stała się taka obca.
A te kolejne miesiące?
- Ja w tym czasie nie pracowałam bardzo intensywnie. Miałam małe dziecko. Rzeczywistość polegała na walce o byt, o przetrwanie. Niczego nie było, żywność była racjonowana, były kartki. Młodzi, którzy tego nie przeżyli, nie zdają sobie sprawy, że to kompletnie inaczej wyglądało. Jak dziecku kupiło się pomarańczę albo banana, to było wielkie święto. Trzeba było to odstać w kolejkach. Ja nie roznosiłam bibuły, moje życie zamknęło się w czterech ścianach. Nie miałam potrzeby oglądania czołgów na ulicach czy tych młodych chłopców, którym ktoś kazał stać przy koszach z węglem. To była absurdalna, porażająca sytuacja, która nie była wcale sytuacją bezpieczeństwa.
Ale patrząc na wasze zdjęcia, nie tyle z samego stanu wojennego, ale w ogóle z PRL, widzę też młodych ludzi, którzy po prostu chcieli się bawić, grać i śpiewać.
- Oczywiście myśmy się bawili, bo byliśmy młodzi. Imprezowaliśmy, bo w tym wieku się imprezuje. Uprawialiśmy seks, zakładaliśmy rodziny, rozwodziliśmy się, ale wszystko to było obarczone niemożnością. Komuna powodowała taki stan odseparowania, zamknięcia. Nie mówię tylko o materialnych rzeczach, ale o wolności w takim sensie, że można gdzieś pojechać, coś zobaczyć, rozwijać się, nauczyć się czegoś. Wszystko było nastawione na przetrwanie. Piosenka "W domach z betonu" to nie jest piosenka libertyńska, ale to piosenka o rzeczach, które się dzieją w tych klatkach betonowych, symbolu szarego budownictwa komunistycznego. Symbolu takiej punkowej beznadziei "no future". Ale jednak okazało się, że ta komuna ducha mimo wszystko nie zniewoliła.
15 grudnia nakładem wydawnictwa Agora ukaże się czteropłytowe wydawnictwo z piosenkami Martyny Jakubowicz.
Koksowniki, generał w telewizji i ZOMO. Zdjęcia ze stanu wojennego >>
-
"Profesorek na śmieciarce". Od 16 lat uczy w szkole, a teraz dorabia przy wywozie śmieci. "Podbudowuję się"
-
Radosław Fogiel na TikToku pyta, "za co nienawidzicie PiS". "Jest cwany. Wpuszcza nas w pułapkę"
-
Molestował nieletnich i współpracował z SB. Kim był "bankier" Jana Pawła II? "Żył jak pączek w maśle"
-
W Holandii stworzyli cmentarz, bo Polki "zaczęły pytać, jak mogą pożegnać swoje dzieci"
-
Katolicka "sekta" w Częstochowie. "Wieczorem wybuchały krzyki dzieci, płacz i odgłosy uderzeń"
- "Drogi Adamie, nie możemy się doczekać". Szczerba odpowiada na pogróżki Bielana. "On lubi konfitury"
- PiS na banowanym Tik Toku, kłopoty banku start-upów i coraz doskonalsza sztuczna inteligencja
- Donald Trump może zostać aresztowany. A to nie jest jego jedyny problem. "Traci grunt pod nogami"
- Czy rodzice muszą mówić jednym głosem? Problemem nie są różnice, ale sposób ich wyrażania
- Olaf Scholz przyznał, że regularnie rozmawia z Władimirem Putinem. Podał szczegóły